Ceny na bazarach nie poszły mocno w górę. Ale warzywniaki cierpią przez brak klientów
Strach przed koronawirusem spowodował nalot Polaków na sklepy. W ostatnim tygodniu wiele osób alarmowało o wzroście cen na podstawowe artykuły. Alternatywą dla sklepów pozostały bazary. Sprawdziliśmy, co podrożało w tych bardzo przecież wrażliwych na wahania cen miejscach.
- Ceny warzyw u nas nie wzrosły. Jeśli już to niektóre i minimalnie, większość od kilku tygodni stoi raczej w miejscu. Nie wiem skąd plotki o podwyżkach – mówi WP Finanse pani Maria, sprzedawczyni z warszawskiego bazaru na Chomiczówce.
Dodaje, że sprzedawcy na bieżąco ustalają ceny na podstawie tego, co dzieje się na giełdach rolno-towarowych. A tam nie ma jakiejś wielkiej presji na podwyżki.
To fakt – obserwując ceny na giełdzie w Broniszach, trudno doszukać się jakiegoś szaleństwa podwyżek. Owszem, są towary, których cena w ciągu ostatniego tygodnia poszła w górę i to nawet znacznie. To przede wszystkim niektóre cytrusy. Na przykład średnia cena cytryn wzrosła z 6 do 8 zł za kg. Niby to tylko 2 zł, ale procentowo – aż 33 procent. Podwyżkę cen granatów z 3 na 5 zł mało kto zauważy, w miejscu stoją ceny grejpfrutów, zdrożały niektóre gatunki jabłek czy gruszek.
Zobacz: Koronawiurs i jego wpływ na gospodarkę Polski
Droższe są za to warzywa. Brokuły zdrożały z 6,50 na 8 zł za kg, cebula z 1,33 zł na 2 zł. Kalafiory tydzień temu kosztowały 6 zł, dziś 9,50 za kg. Marchew zdrożała z 1,20 zł na 1,65 zł. W górę idą pomidory i rzodkiewka, czosnek podrożał z 11 na 13 zł za kg. Ziemniaki zdrożały o ok. 40 gr na kilogramie, czyli mniej więcej 30 proc. Brukselka trzyma swoją cenę, a ogórki staniały z 9 na 7,50 zł.
To oczywiście ceny hurtowe, do których detaliści doliczają swoją marżę. Część z nich mogła dojść do wniosku, że lepiej zarobić nieco mniej, ale jednak utrzymać działalność i przepływ gotówki. W każdym razie ewentualne wzrosty cen na bazarach można uznać za niewielkie.
- Z drugiej strony widać jednak, że klienci kupują sporo innych rzeczy, które niedawno słabo schodziły. Na przykład pani przed chwilą wzięła makaron, inna majonez. Takich produktów sprzedawaliśmy mało, teraz widać, że ludzie niekoniecznie chcą po nie chodzić do Lidla czy Biedronki. U nas zapłacą więcej, wiadomo. Ale za to unikają zakupów w marketach – mówi pani Maria.
Widać jednak, że klientów jest o wiele mniej, niż dotychczas. Na bazarach rzadziej można spotkać starszych ludzi, ci dość uważnie trzymają dystans od innych. Na Chomiczówce zamknęło się też kilka prężnie działających do tej pory stoisk i sklepików. Zmniejszony popyt przełożył się na trudności sprzedawców. Jedni wolą sprzedać mniej i drożej, jednak większość nie podnosi cen w sposób, który można byłoby określić jako mocno zauważalny, dbając o sprzedaż w ogóle.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl