Chcesz znaleźć pracę? Zamieszkaj w dużym mieście
To, gdzie się urodziliśmy określa nie tylko nasz start życiowy, ale i karierę zawodową. Osoby urodzone na wsi i w małych miastach często upatrują swojej jedynej szansy w ucieczce do dużego miasta.
21.10.2011 | aktual.: 21.10.2011 09:26
Przed decyzją o przeprowadzce do dużego miasta staje większość młodych mieszkańców mniejszych ośrodków. W aglomeracjach widzą różnorodne możliwości zawodowe i szanse na edukację oraz rozwój. Ale poprawa warunków bytowych i zawodowych na nowym gruncie udaje się tylko tym twardym i najbardziej zdeterminowanym na zmiany. Liczą się wytrwałość i szeroki wachlarz cech przystosowawczych. Dodatkowo trzeba też przezwyciężyć kompleksy związane z brakiem tzw. miejskiej ogłady, stosowanymi w mowie naleciałościami i regionalizmami czy niedostatkami w wykształceniu.
Śladami rodziny i znajomych
Najczęściej stosowaną metodą na wyjazd do dużego ośrodka miejskiego jest podążanie śladem życzliwych znajomych lub rodziny, którzy przetarli ścieżki i mogą stać się punktem wyjścia. W pierwszej kolejności wykorzystywane są lokalne kontakty rodzinne. Ewelina pochodząca z małej miejscowości do Katowic udała się w ślad za siostrą – Moja siostra z kolei wykorzystała okazję, bo szlak przetarł nasz starszy brat. On jako pierwszy znalazł tam pracę i osiadł. W ten sposób powstał rodzinny łańcuszek osób podążających śladem innych.
Studiowanie – mocowanie
Współcześnie wyjazd na studia nie jest już tak oczywisty, bo to uczelnie przybywają z całą infrastrukturą edukacyjną do małych miast. Oddziały uniwersytetów i szkół powstają jak grzyby po deszczu, ale i tak spora część młodzieży marzy o studiach na uznanych uczelniach w dużych ośrodkach. Jedną z przyczyn jest chęć studiowania w renomowanej uczelni czy po prostu ucieczka od toksycznych sytuacji rodzinnych, klimatów wiejskich lub małomiasteczkowych. Z obserwacji wynika, że po studiach wracają ci, którzy pierwotnie również mieszkali w dużych ośrodkach, a przemieścili się ze względu na poszukiwany profil uczelni. Studenci wywodzący się z małych miasteczek i wsi wracają niezwykle rzadko. Okres studiów daje przyjezdnym pewne umocowanie i pozwala doskonale poznać miasto. Tworzy się sieć znajomych i nowych przyjaciół, a przede wszystkim krystalizują się wizje kariery zawodowej – Beata po ukończeniu studiów na Uniwersytecie Gdańskim zamieszkała wraz z siostrą i dwoma koleżankami w wyjętym mieszkaniu – Każda z nas
stopniowo znajdowała pracę, a koszty utrzymania dzieliłyśmy na cztery, więc było nam łatwiej. Z biegiem czasu koleżanki się wyprowadziły, a ja zostałam z siostrą. Jednak po kilku latach wynajmowania wzięłyśmy wspólnie kredyt na mieszkanie. Kredyt musiał być wspólny, bo zarabiałyśmy po ok. 1600zł, ale udało się i stałyśmy się gdańszczankami.
Wieczni tułacze
W najgorszej sytuacji są osoby ze wsi i małych miast, które nie posiadają atutów na wielkomiejskim rynku pracy. Brakuje im wykształcenia czy atrakcyjnego zawodu, który ułatwiłby start a potem umożliwił stabilizację mieszkaniową i zawodową. Powodzenie przedsięwzięcia uzależnione jest nie od jakiejkolwiek pracy, tylko od takiej która pozwoli się utrzymać. Głównym kosztem przyjezdnego jest bowiem wynajęcie pokoju czy mieszkania. W pierwszej fazie przybysze próbują się grupować albo żyją w ekstremalnych warunkach za niewielkie pieniądze. Łatwiej wiedzie się osobom, które są w związkach i po kilku latach, przy względnej stabilizacji zarobkowej, mogą rozważyć decyzję zakupu mieszkania. Jednak nie zawsze zarobki na to pozwalają. 26-letnia Katarzyna przeniosła się do Olsztyna z małej mazurskiej wsi. Dopiero po przyjeździe skończyła liceum i rozpoczęła studia zaoczne - Od wielu lat podejmuję się różnych prac, najczęściej w branży sprzedażowej albo w obsłudze klienta. Obecnie pracuję w Agencji Reklamowej i obsługuję
biuro. Zarabiam 1400zł na rękę, tyle, że na zlecenie. Większość moich poprzednich zajęć była również na zlecenie. Jestem tutaj od 8 lat, mieszkam w wynajętych pokojach i przez ten czas przeprowadzałam się 12 razy. Właściwie żyję na walizkach i nie wiem czy kiedykolwiek to się zmieni.
Miejska dżungla to test
Nie wszyscy wytrzymują tempo wielkiego miasta. Spory odsetek tych, którym nie udało się znaleźć pracy, albo którzy nie przystosowali się do wielkomiejskiej atmosfery, wraca. Czasem poddają się, bo mają dość ciągłej walki o przetrwanie. Czasem brakuje im rodziny, która czeka z otwartymi rękami. Nie zawsze migracja do aglomeracji wiąże się z trudnymi czy traumatycznymi przeżyciami. Ci, którzy kochają zgiełk, ciągły hałas i szybkie tempo życia szybko się aklimatyzują i świetnie się odnajdują w nowych warunkach – tak jak przytoczeni poniżej internauci:
- Żeby przetrwać w mieście po prostu trzeba pokochać miejski styl życia. Ja pochodzę z maleńkiej miejscowości i zawsze marzyłam, żeby się z niej wyrwać. Udało się 5 lat temu przy okazji studiów, wyjechałam 500 km od domu, bez nikogo, kto by mi pomógł i odnalazłam się świetnie. Nie tęsknię za ciszą i spokojem, bo od tego właśnie uciekałam, miejska dżungla to test, to miejsce, w którym czuję się dobrze.
- Ja polubiłam ten pośpiech, tempo życia, rozkłady jazdy autobusów, cieszę się, że mieszkam w miejscu, które tętni życiem. Myślę, że jeśli ktoś nie jest zdeterminowany i nie jest pewien czego tak naprawdę chce to może mieć spore problemy z odnalezieniem się w aglomeracji.
Epe/AS