Co nam podcina skrzydła w pracy?
Na podstawie rozmów z doradcami personalnymi określiliśmy sześć rzeczy, które podcinają nam skrzydła w pracy. Oto nasz subiektywny ranking.
15.12.2010 | aktual.: 15.12.2010 14:04
- Niektórzy szefowie zakładają, że to, co ich motywuje, będzie też najlepszą zachętą dla nas, ich podwładnych. Nic bardziej błędnego. Co z tego, że jednego zwierzchnika dopinguje pochwała, drugiego – lęk przez zwolnieniem, a trzeciego – karnet medyczny, służbowe auto czy wysoka premia? Ciebie i mnie może kręcić coś zupełnie innego, np. możliwość realizacji fantastycznego projektu, suto zakrapiany wyjazd integracyjny albo to, że siedzimy na zebraniach obok najatrakcyjniejszej dziewczyny w biurze. Najpierw menedżerowie muszą poznać priorytety, wartości, cele pojedynczego pracownika, a dopiero potem mogą go skutecznie motywować.
- Aby kogoś docenić, szefowie czekają na specjalną okazję, taką jak podsumowanie kwartału, koniec roku, jubileusz firmy. A powinni okazywać uznanie natychmiast, gdy pracownik na to zasłuży. Stymulować pracownika trzeba codziennie, a nie tylko od święta. Zadziwiające, że przełożeni ociągają się z pochwałami, za to nigdy nie zwlekają z karami i naganami. Jeśli popełnisz błąd, jesteś od razu wzywany na dywanik. Odbiera to ci zapał, chęć, entuzjazm.
- Zamiast za określone działanie, zwierzchnicy nagradzają za tzw. całokształt. Wyróżnienie traci wtedy funkcję informacji zwrotnej i walor motywacyjny. Dla zespołu – i samego zainteresowanego – nie jest wówczas jasne, jakie konkretne postępowanie jest dla kierownictwa najbardziej pożądane i cenne. A nagroda powinna być rodzajem drogowskazu – tam idź, a z tamtej drogi musisz natychmiast zawrócić.
- Bossowie przypominają sobie o konieczności motywowania dopiero wtedy, gdy efektywność pracowników spada. Wtedy raptem znajdują się pieniądze na szkolenia, coaching, incentive travel. Lub po prostu na firmową popijawę służącą rozładowaniu stresu. A przecież znacznie łatwiej podtrzymywać w ludziach płomień entuzjazmu, niż na nowo go rozpalać.
- Szefowie albo boją się wymagać, albo wyznaczają pracownikom zbyt ambitne cele. Obie skrajności są złe. Wielu pracowników odchodzi z firmy, bo już nie daje sobie rady. Inni zmieniają robotę, bo już nie wytrzymują nudy, rutyny. Chcieliby pokazać, na co ich stać, ale nie mogą. Najlepsze są zadania trudne, które wymagają od podwładnych dodatkowego wysiłku, przekroczenia siebie, „stanięcia na palcach”, ale jednak realistyczne, będące w zasięgu ich możliwości.
- Niektórzy menedżerowie wprowadzają nowoczesne narzędzia motywacji, zapraszają do firmy psychologów, coachów, trenerów, a zapominają o tym, jak ważny jest ich osobisty przykład. Jeśli szef rozbija się służbowym volvo, odwiedza najdroższe lokale w mieście, a pracownikom obniża pensje o 20 proc., to z takiej nowoczesnego motywowania i tak nic nie będzie. Mirosław Sikorski