Giełda rosyjska i obligacje Gazpromu
Na moskiewskiej giełdzie akcji, spośród dziesięciu spółek, na których skupia się zainteresowanie inwestorów, są: trzy banki, jedna firma telekomunikacyjna, a pozostała szóstka to giganty przemysłu surowcowego takie jak: Gazprom, Rosneft, czy Lukoil. Zyski, a zarazem ceny akcji tych firm, uzależnione są od cen surowców i kosztów wydobycia.
Na ten pierwszy czynnik rosyjskie koncerny mają wpływ tylko wtedy, jeśli uda im się zmonopolizować rynki poszczególnych krajów i dyktować cenę. Taka sytuacja miała miejsce m.in. na Ukrainie, która dla rosyjskiego gazu nie miała żadnej alternatywy. Większość sprzedaży zależy jednak od cen na rynku międzynarodowym.
Czynnik kosztowy obejmuje koszty inwestycji w wydobycie z nowych źródeł i budowę systemów rurociągów, które zapewniają najniższe koszty transportu surowca. Skala inwestycji wymaga gigantycznego finansowania. Środki liczone w miliardach euro, pochodzą głównie z emisji obligacji na rynku międzynarodowym. Przykładowo, oprocentowanie obligacji Gazpromu osiągało w ubiegłym roku poziom 3,7 proc. Tak niskie oprocentowanie koncerny zawdzięczają dobrym ratingom, a te z kolei wynikają z dobrych cen na surowce na rynku międzynarodowym, które przewyższają koszty wydobycia i transportu gazu i ropy.
Aneksja Krymu i atmosfera niepewności wokół Rosji mogą podrożyć koszty finansowania inwestycji. Ratingi przyznawane obligacjom surowcowych potentatów powinny niedługo uwzględnić ryzyko polityczne oraz ryzyko ewentualnych sankcji gospodarczych. Łącząc to z wzrastającymi kosztami wydobycia - ropę i gaz szuka się na coraz bardziej kosztownych złożach, m.in. w okolicach Arktyki, do których trzeba dobudować kosztowne systemy transportu rurociągowego - może to sprawić koncernom spore problemy.
Gdyby Zachód chciał realnie zagrozić rosyjskim koncernom, wystarczy, żeby zgłaszał mniejszy popyt na ich obligacje.