"To był strzał w dziesiątkę". Warszawska kawiarnia z kotami w kilka dni zebrała 20 tys. zł

- Baliśmy się, że to już koniec - mówi Anna Pawlicka. Jeszcze niedawno warszawska kawiarnia Miau Cafe znajdowała się na skraju przepaści. Zyski z częściowego otwarcia, mimo obostrzeń, nie wystarczały na opłatę czynszu. Powstała więc zrzutka na wsparcie kawiarni, jednak efekt przerósł najśmielsze oczekiwania. - Wydarzył się cud - dodaje właścicielka.

Anna Pawlicka jest właścicielką pierwszej kawiarni z kotami w stolicy
Anna Pawlicka jest właścicielką pierwszej kawiarni z kotami w stolicy
Natalia Kurpiewska

17.01.2021 | aktual.: 03.03.2022 06:50

- Wiosną, w czasie pierwszego lockdownu, nasi klienci chętnie nas wspierali. Ale jesienią, gdy musieliśmy zamknąć kawiarnię drugi raz, było naprawdę ciężko. Baliśmy się, że to już jest koniec - opowiada Anna Pawlicka, właścicielka Miau Cafe, pierwszej "kociej kawiarni" w stolicy.

Dlaczego "kociej"? Bo w Miau Cafe można zrelaksować się w towarzystwie kotów. W Polsce jest przynajmniej kilka takich miejsc - m.in. w Gdańsku, Lublinie, Krakowie i Gdyni.

- Zapadła decyzja, że zawalczymy ostatni raz. Otworzyliśmy się ponownie, ale działalność była ograniczona. Klienci mogli wpaść i pogłaskać, pobawić się chwilę z kotem i zabrać na wynos coś słodkiego lub kawę - dodaje rozmówczyni.

Jak tłumaczy właścicielka, koty mogą przyjmować maksymalnie pięciu gości w tym samym czasie. Jednak chętnych wielu nie było.

W Miau Cafe, mimo obostrzeń, można pobawić się z kotami
W Miau Cafe, mimo obostrzeń, można pobawić się z kotami

- Zainteresowanie? Niestety nie było zadowalające. Natomiast nie chcemy narzekać, bo jednak coś się dzieje, klienci biorą wtedy kawę czy herbatę na wynos - dodaje.

Stolik na godziny

W Miau Cafe, pomimo obowiązujących obostrzeń, można jednak wynająć miejsce. Kawiarnia umożliwiła klientom zamówienie stolika jako przestrzeni do pracy. Koszt? 40 zł za dwie godziny.

Ze względu na tę ofertę zmieniły się też godziny funkcjonowania. Jak słyszymy od właścicielki, od 9 do 14 można przebywać na terenie kawiarni i pracować przy wynajętym stoliku. Później, przestrzeń jest otwarta dla gości, którzy chcą przywitać się ze zwierzętami.

- Postawiliśmy górną granicę pięciu osób, które mogą pracować przy stolikach w kawiarni. Ale zainteresowania aż takiego nie ma, więc do tej pory były to maksymalnie trzy osoby. Rozsadzamy je wtedy, że tak powiem, po kątach i goście mogą tak pracować ze swoimi laptopami - tłumaczy Anna Pawlicka.

Zapytana o ewentualną wizytę sanepidu, właścicielka przyznaje, że obawia się odwiedzin i ma nadzieję, że te jednak nie nastąpią. Do tej pory urzędnicy w kawiarni się nie pojawili.

"To był strzał w dziesiątkę"

Zyski z częściowego otwarcia były jednak dość mizerne. A nad właścicielką ciążyły koszty za wynajem lokalu, które, choć zostały obniżone, ciężko było opłacić. Pytamy Annę Pawlicką, czy śladem innych przedsiębiorców zdecyduje się na całkowite otwarcie.

- Nie wiem, przyznam się, że jeszcze nie wiem. Obserwuję sytuacje na bieżąco. Otwarcie kawiarni w takiej formie, w jakiej teraz funkcjonuje, było dość dramatycznym i stresującym ruchem. Martwiłam się, bo jednak jest epidemia i nie chciałabym nikogo narażać. Ale wtedy to było moje być albo nie być - dodaje.

Ostatnim krokiem w walce o kawiarnie było założenie zrzutki. I okazało się, że to był strzał w dziesiątkę, a mobilizacja internautów, którzy wsparli Miau Cafe, była ogromna. Nad Wisłą stał się cud.

Miau Cafe w mediach społecznościowych opublikowała podziękowania dla internautów
Miau Cafe w mediach społecznościowych opublikowała podziękowania dla internautów

- Założyliśmy zrzutkę, właściwie było to dość desperackie posunięcie, ale groziło nam zamknięcie kawiarni. Jednak efekt przerósł nasze najśmielsze oczekiwania - opowiada kobieta.

W jedną dobę udało się zebrać około 10 tys. zł. Pieniądze na zrzutkę spływają jednak cały czas, a cel - 26 tys. zł, został już dawno osiągnięty. Do 13 stycznia na zbiórkę wpłacono ponad 37 tys. zł. Pani Anna może odetchnąć, przynajmniej na chwilę.

- To nas ratuje na najbliższy czas. Najwięcej oczywiście kosztuje opłacenie czynszu, a czynsze w gastronomii są gigantyczne. Jestem jednak dobrej myśli, środki ze zrzutki powinny wystarczyć na działanie w styczniu i lutym. Co potem? Zobaczymy.

Powrót do normalności? Nieprędko

A kiedy możemy spodziewać się poluzowania obostrzeń? Rząd nie pozostawia złudzeń - na rychły powrót gastronomii nie ma niestety co liczyć. Zdaniem Jarosława Gowina, ministra rozwoju, pracy i technologii, gastronomia będzie czekać na otwarcie najdłużej.

Według szacunków ministra finansów Tadeusza Kościńskiego, powrotu no normalności możemy spodziewać się nie wcześniej niż za kilka miesięcy.

- Mam nadzieję, że za 2-3 tygodnie obostrzenia będą już trochę mniejsze, że szczepionka zacznie działać. Mamy też ozdrowieńców. Więc to wszystko będzie robiło swoje. Za 2-3 miesiące możemy powoli myśleć, że wracamy do normalności - mówił Kościński w programie "Money. To się liczy"

Źródło artykułu:WP Finanse
gastronomiaobostrzeniabiznes
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (44)