Czeka nas finansowe trzęsienie ziemi

Zaczyna się kryzys głębszy niż w 2008 roku. Rząd natychmiast powinien ogłosić pakiet reform. Jeszcze przed wyborami. Do kryzysu można się przygotować - mówi w rozmowie z Dorotą Łosiewicz prof. Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP i rektor uczelni Vistula.

Czeka nas finansowe trzęsienie ziemi
Źródło zdjęć: © newspix.pl

12.08.2011 | aktual.: 12.08.2011 07:22

Jeden człowiek zarobił kilka miliardów dolarów, bo obstawił obniżenie ratingu USA. Czy problemy na rynkach finansowych to nie jest po części wynik takich gierek bajecznie bogatych inwestorów?
– Jedna osoba, nawet niezwykle potężna nie może wywołać aż takiego wstrząsu na rynkach finansowych. Dzisiejsze problemy to wynik nieudacznictwa polityków i bankierów z banków centralnych największych gospodarek świata. Decyzje podjęte po kryzysie 2008 roku przez rządy i parlamenty w USA, Unii Europejskiej oraz Wielkiej Brytanii i przez banki centralne w tych krajach doprowadziły do dzisiejszego kryzysu.

Na czym ta nieudolność polegała?
– Prawo w wielu krajach uchwalane jest pod dyktando wielkiej finansjery. Doprowadzono do tego, że banki i ich wpływy rozrosły się do nieprawdopodobnych rozmiarów, a ich bankructwo zagraża gospodarkom poszczególnych krajów, a nawet gospodarce globalnej. Po kryzysie 2008 i 2009 roku, kiedy ratowano duże banki przed upadkiem, zamiast doprowadzić do podziału banków i osłabienia ich wpływów, pozwolono by po kryzysie banki się łączyły. W efekcie dziś są jeszcze silniejsze niż w 2008 roku. Jeśli na przykład w tarapaty popadnie Bank of America, to skala domina jaka ogarnie świat będzie nieporównywalnie większa do tego, co działo się po upadku Lehman Brothers. Mówiąc w skrócie – pozwolono na to, żeby światowa finansjera była jeszcze mocniejsza, wypłacała sobie jeszcze większe bonusy i miała jeszcze większy wpływ na polityków, np. wpłacając pieniądze na ich kampanie wyborcze.

Czyli nie wyciągnięto żadnych wniosków z wydarzeń 2008-2009 roku.
– Niestety. Patologie na rynkach są jeszcze większe. A bankierzy zachowują się jeszcze ryzykowniej. I doprowadzą do kolejnego bardzo poważnego kryzysu. Na domiar złego zabrakło woli przeprowadzenia głębokich reform. Tylko dwa kraje je przeprowadziły i ustabilizowały swoją sytuację gospodarczą. To Łotwa i Estonia. W innych krajach politycy nie stanęli na wysokości zadania. W USA deficyt finansów publicznych wynosi 10 proc PKB. Włosi i Francuzi tną wydatki dopiero teraz, zamiast reagować odpowiednio wcześniej. Ani zarządzający polityką fiskalną, czyli finansami publicznymi, ani zarządzający sektorem finansowym, czyli głównie bankami nie stanęli na wysokości zadania. I dzięki temu mamy preludium wielkiego kryzysu oraz wielkiej recesji, która będzie głębsza niż ta z 2008 roku.

Mamy preludium kryzysu czy druga faza już się zaczęła?
– Już się zaczęła. Nie wszyscy politycy jeszcze to zrozumieli. Pewnie jeszcze nie wszyscy przeciętni obywatele świata to zrozumieli. Za to zrozumiały to już rynki i giełdy. Jeżeli oprocentowanie amerykańskich obligacji za chwilę spadnie poniżej 2 procent, to przypomni się nam to, co zdarzyło się 20 lat temu w Japonii. Nastąpił wtedy potężny krach na giełdzie, oprocentowanie obligacji spadło poniżej 1 procenta, a następnie przez kolejnych 20 lat gospodarka Japonii była w stagnacji lub recesji. To już dziś grozi krajom Zachodu: USA i państwom UE.

Jaki przebieg może mieć druga faza kryzysu?
– To można łatwo przewidzieć. Zobaczmy co się dzieje dziś. Najpierw absurdalna decyzja Systemu Rezerwy Federalnej (FED), który zapowiedział określoną datę, do której utrzymywane będą niskie stopy procentowe. To wydarzenie bez precedensu. Ta decyzja powoduje, że rynki na chwilę zyskają, to było widać np. we wtorek, ale jednocześnie sprawia, że jesteśmy absolutnie bezbronni, bo stopy procentowe są na poziomie zero i nie ma tu żadnego ruchu, to narzędzie staje się niedostępne. Bank Federalny USA nie ma w tym momencie żadnych narzędzi, by przeciwdziałać recesji.

Patrzmy dalej. W Unii Europejski Bank Centralny rozpoczął interwencję na rynku obligacji włoskich i hiszpańskich. To jest chore. Przecież wszyscy wiemy, że taka sama interwencja na rynku obligacji greckich zakończyła się porażką. Za parę miesięcy lub tygodni oprocentowanie tych obligacji drastycznie wzrośnie i te kraje pójdą śladami Grecji. Włochy będą musiały renegocjować z wierzycielami warunki spłaty obligacji i staną się bankrutem. Wtedy już będziemy mieli potężny krach w strefie euro. Jeśli bowiem włoskie obligacje stracą na wartości, a wszystkie banki w Europie mają ich bardzo dużo, to banki będą miały gigantyczne straty. Wówczas znowu rządy będą musiały te banki ratować, pakując w nie miliardy euro kapitału, a przecież same rządy już tych pieniędzy nie mają, bo są w potężnych opałach. W USA będzie recesja, bo już dziś widać, że wzrost hamuje, a banki w USA ciągle dokonują złych inwestycji i za chwilę odnotują potężne straty. Więc krach finansowy będzie i w USA, i w Europie. I będzie on, powtórzę
jeszcze raz, głębszy niż ten z 2008-2009.

I co dalej?
– Kryzys w sektorze finansów odbierze rządom pieniądze i te będą musiały drastycznie ciąć wydatki. Na Łotwie i Estonii zrobili to dobrowolnie, a reszta będzie to robiła pod przymusem. A wtedy trzeba będzie ciąć emerytury, wydatki socjalne. Standard życia w Europie i USA obniży się o 20, może 30 procent. I tak powinien on być obniżony, bo wszyscy żyją ponad stan. Tylko lepiej byłoby dokonywać zmian przez reformy niż pod wpływem kryzysu finansowego.

Rynki finansowe się trzęsą, a w Polsce panuje hurra optymizm.
– Niektórzy widzą, że w 2012 i 2013 może być bardzo źle, a Polskę czeka recesja (spodziewałem się jej w 2013-14, ale w świetle ostatnich wydarzeń widzę, że ona zacznie się w 2012), ale rząd i NBP muszą zachowywać urzędowy optymizm. Jednak nie da się zaprzeczyć pewnym faktom. Polityka pieniężna osiągnęła dno. Wszystko się wali. Wystarczy teraz mały impuls, żeby na rynkach doszło do poważniejszego załamania niż w ubiegłym tygodniu.

Może nim być obniżenie ratingu Francji czy Wielkiej Brytanie?
– Dziś już wszyscy wiedzą, że Francja to nie jest AAA. To pic na wodę. Najbardziej wiarygodnym krajem świata są Stany Zjednoczone, bo są właścicielem jedynej globalnej waluty, a ich wypłacalność nie budzi wątpliwości. Jeśli więc USA ma rating AA , to Francja może być najwyżej AA, a może i to nie. Żyjemy w świecie fikcji ratingów. Ryzyko inwestowania na całym świecie gwałtownie wzrosło. Kolejne zawirowania będziemy oglądać w następnych tygodniach. Przygotujmy się na trzęsienie ziemi.

Co w Polsce można by zrobić, żeby bolało mniej?
– Po pierwsze, Komisja Nadzoru Finansowego powinna zakazać udzielania kredytów w obcej walucie raz na zawsze. Polacy powinni brać kredyty w złotówkach. Po drugie, NBP powinien wydzielić z rezerw walutowych jakieś 10 miliardów euro specjalnych funduszy, które byłyby przeznaczone do udzielania specjalnych pożyczek w sytuacji zamieszania na rynkach finansowych. Żeby można było tanio przejąć filie zagranicznych banków, które będą miały w najbliższych miesiącach poważne problemy. Po trzecie, rząd natychmiast powinien ogłosić pakiet reform. Jeszcze przed wyborami. Ogłosić, że transfery socjalne nie będą trafiały do osób, które nie są biedne. Jest baza PIT-ów i wiadomo jaki jest dochód różnych osób.

Powinny się zakończyć programy typu „Rodzina na swoim”, które trafiają głównie do osób zamożnych, powinny się skończyć stypendia, które trafiają także do zamożniejszych stypendystów, ulgi na dzieci, które także trafiają do zamożniejszych, bo biedni nie mają takiego dochodu, żeby z tych ulg skorzystać itd. Od ręki zyskalibyśmy oszczędności rzędu 30-40 miliardów złotych. Jeśli tego nie zrobimy, nie uzyskamy wiarygodności – nastąpi odpływ kapitału z Polski, tąpnięcie złotego i recesja. Można się do tego przygotować i można przeciwdziałać kryzysowi.

rządbankibudżet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)