Czy dane potwierdzą optymizm Greenspana?
Najgorętsza część sezonu wyników finansowych na rynkach rozwiniętych jest już za nami.
03.08.2009 09:01
Generalnie dobre wiadomości ze spółek sprawiły, iż na rynkach akcji kontynuowane były silne wzrosty, przy czym zwyżki na rynkach wschodzących (jak na warszawskiej GPW)
były jeszcze silniejsze, potwierdzając rosnące zaangażowanie zewnętrznego kapitału. Coraz łatwiej też o optymistyczne głosy komentatorów. Alan Greenspan uznał, iż w obecnym kwartale wzrost w USA może wynieść nawet 2,5%, gdyż firmy pozbyły się zapasów i będą musiały zwiększać produkcję.
Co do sezonu wyników nie można powiedzieć, iż wyniki były naprawdę dobre. W większości przypadków mieliśmy jednak spadek zarówno przychodów jak i zysków w relacji do drugiego kwartału ubiegłego roku. Spora część firm uprzedzała inwestorów, iż otoczenie biznesowe pozostaje niepewne, a nawet te banki, które zarobiły na większej aktywności tradingowej informował o perspektywie pogorszenia się portfeli kredytowych. To wszystko było jednak mniej więcej oczekiwane, a do tego pojawiło się kilka pozytywów jak generalnie wyższe zyski banków z tradingu, symptomy ożywienia w Intelu i IBM czy wreszcie ostatnio lepsze wyniki grupy Volkswagen. Najważniejsze jest jednak chyba to, że nie było zdecydowanie negatywnych zaskoczeń. Żadna z firm o globalnym zasięgu nie poinformowała o wynikach, które mogłyby stawiać jej funkcjonowanie pod znakiem zapytania.
W tym tygodniu wyniki spółek raczej nie przyciągną większej uwagi inwestorów - poda je kilka banków europejskich takich jak BNP Paribas Societe Generale i The Royal Bank of Scotland, a także telekomy we Włoszech i Niemczech (dziś rano wyniki podał już brytyjski Barclays, były one słabsze od oczekiwań rynku, choć zysk netto wzrósł o 10% w relacji rocznej na wyższych zyskach z bankowości inwestycyjnej). Zdecydowanie atrakcyjniej prezentuje się kalendarz danych makroekonomicznych. Najważniejsze z nich to aktywności w przemyśle i usługach w amerykańskiej gospodarce oraz dane o zatrudnieniu w USA za lipiec.
ISM dla przemysłu w USA notował wzrost w każdym miesiącu tego roku sugerując stopniowe wychodzenie z recesji i nasuwając liczne skojarzenia z sytuacjami historycznymi, kiedy wyraźniejsze wzrosty tego indeksu zapowiadały ożywienie gospodarcze i sygnalizowały hossę na rynkach akcji. Po dobrych danych dla Europy i Japonii każdy odczyt słabszy niż oczekiwane 46 pkt. będzie poważnym rozczarowaniem i chyba potrzeba będzie wyraźnie lepszych danych aby uznane zostały za pozytywne zaskoczenie (w czerwcu indeks miał wartość 44,8 pkt., dopiero wartość powyżej 50 pkt. oficjalnie oznacza ożywienie gospodarcze). Te dane już dziś (godzina 16.00), podobnie jak identyczne indeksy (PMI) w Wielkiej Brytanii (o godzinie 10.28, oczekuje się wzrostu z 47 do 47,7 pkt.) i potwierdzenie wstępnych szacunków dla strefy euro (godzina 9.58, 46 pkt.). W środę te same indeksy, ale dla sektora usług. Ich waga jest nieco mniejsza i mają "za zadanie" jedynie potwierdzić ewentualny pozytywny sygnał publikowanych dziś danych dla przemysłu.
Rynek oczekuje wzrostu indeksu w USA z 47 do 48,2 pkt., w Wielkiej Brytanii z 51,6 do 51,8 pkt., zaś w strefie euro z 44,7 do 45,6 pkt.
Nieco większy problem rynek będzie miał z danymi o zatrudnieniu (w piątek dane rządowe, w środę ADP). Przypomnijmy, iż po dobrych danych za maj, dane za czerwiec rozczarowały. Teraz rynek oczekuje wyraźnej poprawy (konsensus na rządowe dane zakłada spadek zatrudnienia o 350 tys., czyli o 117 tys. mniej niż w czerwcu, ADP miało by pokazać poprawę o 123 tys.), co oznacza, że rynek zinterpretował majową poprawę jako trwała, a czerwcowe pogorszenie jako odchylenie. Jako że trwała poprawa na rynku pracy wcale nie wydaje się taka oczywista relatywnie łatwiej będzie o rozczarowanie.
Podsumowując, po kluczowej części sezonu wyników finansowych rynki są niemal w szampańskich nastrojach (co widać nie tylko w notowaniach na rynkach akcji, ale także walut z rynków wschodzących) i dane makroekonomiczne za lipiec w USA muszą okazać się równie szampańskie jeśli ten stan rzeczy ma się utrzymać.
Sentyment będzie nadal miał spore znaczenie dla notowań głównych par walutowych, choć z drugiej strony widać tu coraz bardziej grę wokół dolara (tzn. negatywną korelację par EURUSD i USDJPY, typową dla okresu przed kryzysem, kiedy to rynek obawiał się o długoterminową wartość amerykańskiej waluty). Dolarowi nie zaszkodziły rekordowe aukcje rządowych obligacji, ale już po ich zakończeniu w piątkowe popołudnie amerykańska waluta traciła gwałtownie wobec euro, jena, funta i franka. Notowania EURUSD wzrosły z 1,4090 do 1,4308, zaś USDJPY obniżyły się z 95,80 do 94,47. Sam ruch nie był spowodowany istotną informacją o znaczeniu fundamentalnym lub sygnałem technicznym, jednak pokonanie oporu na poziomie 1,4190 na EURUSD i wsparcia 95,18 na USDJPY mogło wzmocnić ten sygnał. Warto odnotować jednak fakt, iż notowania EURUSD po raz kolejny zatrzymały się w okolicach poziomu 1,43 i dziś rano dolar odrabia straty, co zwiększa szanse na utrzymanie przedziału 1,40-1,43 i być może oznacza, iż większą rolę odegra znów
sentyment giełdowy. Sytuacja na EURUSD znów ma istotny wpływ na funta. Po silnym umocnieniu w piątek, dziś rano para GBPUSD poradziła sobie z oporem na 1,6740 i znalazła się najwyżej od października zeszłego roku. Skuteczność oporu 1,43 na EURUSD oznaczała jednak cofnięcie się również pary GBPUSD.
Zaplanowane na ten tydzień (czwartek) posiedzenia EBC i Banku Anglii raczej nie będą miały kluczowego znaczenia. W przypadku Banku Anglii rynek będzie czekał na sygnały odnośnie dalszych losów interwencji na rynku długu rządowego, zwłaszcza, że w przypadku brytyjskiej polityki monetarnej mamy wiele analogii do sytuacji w USA.
Przemysław Kwiecień
X-Trade Brokers Dom Maklerski S.A.
kwiecien.bloog.pl