Czy optymizm utrzyma się w 2011 roku?
Większość obserwatorów rynku spodziewała się, że grudzień będzie swego rodzaju zwieńczeniem dobrego dla giełd całego 2010 r. Głównym argumentem był znany w finansowej nomenklaturze tzw. rajd Świętego Mikołaja.
28.12.2010 16:38
Większość obserwatorów rynku spodziewała się, że grudzień będzie swego rodzaju zwieńczeniem dobrego dla giełd całego 2010 r. Głównym argumentem był znany w finansowej nomenklaturze tzw. rajd Świętego Mikołaja.
Faktycznie – zgodnie z tymi prognozami – grudzień okazał się być dobrym miesiącem dla inwestorów, w związku z czym zarządzający aktywami utrzymają, a może nawet polepszą swoje premie. W rok 2011 inwestorzy wkraczają zatem w dobrych nastrojach. Pytanie, które automatycznie nasuwa się każdemu inwestorowi, dotyczy prognoz odnośnie nadchodzącego roku. Istnieje co najmniej kilka czynników przemawiających na niekorzyść strony popytowej. Czynniki te wskazują na możliwość wystąpienia krótkoterminowej korekty, która pod wpływem rozwoju wydarzeń przybrać może większe rozmiary. Sprawą będącą na ustach inwestorów w każdej części globu pozostaje kwestia problemów fiskalnych w strefie euro. Po Grecji i Portugalii, powszechnie uważa się, że państwem stojącym w kolejce po międzynarodowe wsparcie finansowe jest Hiszpania. O ile jednak można sobie wyobrazić, że włodarze Unii są w stanie wyasygnować kwotę pomocy dla Portugalii, o tyle wsparcie dla kolejnego państwa, czyli Hiszpanii (będącej czwartą gospodarką strefy euro) może
być o wiele trudniejsze. Co prawda oficjalne komentarze ze strony władz Hiszpanii wykluczają wariant jakichkolwiek problemów fiskalnych, mogących przerodzić się w kryzys wiarygodności, ale po majowych przejściach z Grecją zaufanie do południowych krajów zdecydowanie się obniżyło (choć notabene trudno mimo wszystko na razie porównywać Hiszpanię z Grecją). Można dywagować, czy problemy fiskalne strefy euro ulegną w 2011 roku intensyfikacji, ale nie ulega wątpliwości, że momentem newralgicznym będzie rolowanie długów krajów południowych i aukcje ich papierów dłużnych – to właśnie wtedy rynek mówi „sprawdzam”. Gdyby napłynęły nowe niekorzystne informacje makroekonomiczne z krajów południowych (Portugalia, Hiszpania i Włochy), a rentowności długu dynamicznie zwyżkowałyby, inwestorzy ponownie mogliby zwiększyć swoją awersję do ryzyka. Ten aspekt jest naturalnie trudny do skwantyfikowania, ale niemniej inwestorzy winni mieć go na względzie jako najważniejszy element ryzyka na 2011 rok.
Oprócz ewentualnej kontynuacji kryzysu fiskalnego w strefie euro, warto mieć na względzie inny czynnik, który dopiero niedawno ujrzał światło dzienne. Tym czynnikiem jest prawdopodobna seria podwyżek stóp procentowych w Chinach – w gospodarce, która w bieżącym roku prześcignęła Japonię i jest już drugą siłą gospodarczą świata oraz motorem globalnego wzrostu od czasu rynkowych perturbacji. Ostatnia, zaskakująca podwyżka stóp procentowych, została przez rynek w dużym stopniu zignorowana (spowodowała ona jednodniowe spadki na rozwiniętych rynkach i siłą rzeczy na giełdzie w Szanghaju). Stało się tak, gdyż podwyżka ta w dużej mierze była już zdyskontowana – jedynie jej termin pozostawał niewiadomą. Niemniej jednak, gdyby Ludowy Bank Chin miał kontynuować podwyżki kosztu pieniądza, to wzrost gospodarczy w Państwie Środka może wyhamować. Jednak spadek tempa rozwoju gospodarczego nie będzie znaczący, gdyż Chińczycy kontrolując wzrost cen konsumpcyjnych i przemysłowych, jednocześnie będą chcieli utrzymać wzrost
gospodarczy, choć zapewne już nie na dwucyfrowym poziomie. Kolejnym elementem ryzyka na 2011 rok jest skuteczność drugiej tury luzowania monetarnego systemu gospodarczego w USA. W listopadzie podjęto decyzję o rozpoczęciu kolejnej rundy quantitative easing, na którą przeznaczona zostanie kwota rzędu 600 mld dolarów (realnie więcej). W dużej mierze dzięki wspieraniu obiegu pieniężnego przez amerykańską Rezerwę Federalną rok 2010 można uznać za korzystny, natomiast nie jest znany efekt tych działań w dłuższym terminie. Wielu zarządzających i analityków twierdzi, iż z danych makroekonomicznych wyłania się coraz bardziej pozytywny obraz największej gospodarki. Jednak dla osób nadmiernie optymistycznych warto przypomnieć sytuację na rynku pracy – choć stopa bezrobocia nadal oscyluje poniżej 10 proc., to faktyczne bezrobocie sięga kilkunastu procent. Pomimo wcześniejszego wspierania gospodarki, sytuacja na rynku pracy nadal pozostaje niepewna. Już tylko tego względu można nie być pewnym efektów polityki
gospodarczej USA. W obecnym momencie prognozuje się nawet, iż w nadchodzącym roku potrzebna będzie kolejna, trzecia już runda quantitative easing. Można dywagować, czy w takim przypadku inwestorzy po raz kolejny odbiorą korzystnie informację o pompowaniu pieniędzy w gospodarkę. Można by pomyśleć, że skoro trzeci raz potrzebne jest wsparcie, to sytuacja może być gorsza niż wielu się zdaje. Abstrahując od tego, czy kolejna runda QE będzie potrzebna (na razie takie koncepcje można traktować w kategoriach fantasmagorii), bieżącym pytaniem pozostaje efekt obecnych działań pomocowych gospodarki. W tym przypadku także wyczuwalna jest niepewność co do efektów.
Są to argumenty, które świadczą o ryzyku inwestycyjnym w 2011 roku. Oczywiście z drugiej strony istnieje wiele kontrargumentów, jak techniczna sytuacja na wykresach indeksów, surowców przemysłowych, wskazująca na możliwość kontynuacji trendu wzrostowego (pokonane wielu istotnych oporów). Mimo trudnej sytuacji na rynku pracy, wiele innych danych makroekonomicznych rzeczywiście jest lepszych od wartości znanych z apogeum zawirowań rynkowych. Jednak wymienione wcześniej czynniki ryzyka są istotne (szczególnie dotyczące strefy euro) i nie można ich zignorować.
Sporządził:
Adam Mizera
GO4X