Eksperci ostrzegają "frankowiczów" przed pochopnymi decyzjami

Osoby posiadające kredyty we franku, które popadną w problemy z jego spłatą mogą masowo ogłaszać upadłość konsumencką - oceniają prawnicy. Bankowcy zastrzegają jednak, że raty zbyt mocno nie wzrosną, a ogłaszanie upadłości to droga donikąd.

Eksperci ostrzegają "frankowiczów" przed pochopnymi decyzjami
Źródło zdjęć: © Fotolia | japolia

16.01.2015 | aktual.: 19.01.2015 10:51

Szwajcarski bank centralny (SNB) ogłosił nieoczekiwanie w czwartek rano, że przestaje bronić swojej waluty i uwalnia kurs franka szwajcarskiego. Dotąd SNB utrzymywał tzw. sztywny kurs, co oznaczało, że euro nie mogło kosztować mniej niż 1,2 franka. Jednocześnie SNB obniżył w czwartek stopę procentową do -0,75 proc. Efektem tych decyzji była panika na rynku. Parę minut przed godziną 11 w czwartek kurs CHF/PLN przekraczał 5,19 (dzień wcześniej frank kosztował 3,57 zł) - takiego kursu nie notowano jeszcze nigdy w historii. Potem sytuacja się nieco uspokoiła i złoty odrobił trochę strat. Jednak w piątek po godz. 16 za franka trzeba było zapłacić 4,36 zł.

Znaczny wzrost kursu helweckiej waluty to ogromny problem dla polskich kredytobiorców, którzy się w niej zadłużyli, bo ich raty pójdą w górę. Jak wynika ze statystyk, z kredytowania nieruchomości we frankach skorzystało ok. 550 tys. osób w naszym kraju.

Masowe upadłości?

- Z jednej strony sytuacja, w której kurs franka przebił 4 zł, może zdeterminować pewne osoby do chwytania się każdej możliwej pomocy. W grę wchodzą oczywiście pozwy przeciwko bankom, ale bardziej prawdopodobne, że ludzie skłonią się ku upadłości konsumenckiej - ocenia mec. Michał Hajduk z Kancelarii Michał Hajduk. - W konsekwencji decyzji szwajcarskiego banku centralnego, rata niektórych kredytów denominowanych w tamtejszej walucie wzrosła nawet o 400 zł, a to już jest spora kwota. W niektórych przypadkach może to oznaczać niewypłacalność - tacy kredytobiorcy mogą stanąć przed decyzją czy spłacać wyższą ratę, czy przeznaczą tę kwotę na utrzymanie.

Hajduk wskazuje ponadto, że jeszcze przed wejściem w życie przepisów o upadłości konsumenckiej interesowała się nią spora grupa osób, właśnie z powodu kredytów frankowych. Chodzi o ludzi, którym coraz trudniej było spłacać swe zobowiązania. Obecna sytuacja może ich skłonić do skorzystania z nowej możliwości - ocenia.

- Na to, czy faktycznie tak się stanie, będziemy musieli poczekać, zobaczyć jak rozwinie się sytuacja związana z kursem franka - zaznacza.

Z początkiem roku w życie weszła nowelizacja Prawa upadłościowego i naprawczego, ustawy o Krajowym Rejestrze Sądowym oraz ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych przygotowana przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Nowe przepisy zdecydowanie łagodzą rygory ogłoszenia upadłości konsumenckiej.

Adwokat z firmy Hills LTS Marcin Piotrowski również twierdzi, że konsekwencją decyzji SNB, a co za tym idzie wzrostu wysokości rat kredytów frankowych, może być wzrost liczby upadłości konsumenckiej w Polsce.

- Zgodnie z obecnym stanem prawnym możliwe jest takie prowadzenie postępowania upadłościowego, by osobom fizycznym umorzyć długi, o ile ich spłata byłaby niewykonalna w postępowaniu upadłościowym. Konsekwencją powyższego jest stworzenie możliwości na niepełne (choć w możliwie jak najwyższym stopniu) zaspokojenie wierzycieli. Celem takiej regulacji jest osiągnięcie sytuacji, w której dłużnik będzie mógł zacząć życie z tzw. czystą kartą - wyjaśnia.

- Postępowanie upadłościowe może być prowadzone również wówczas, gdy dłużnik ma tylko jednego wierzyciela. W obecnej sytuacji może to stanowić podstawę do skutecznego złożenia wniosku o upadłość konsumencką przez tzw. frankowiczów - wówczas, gdy jedynym niezaspokojonym wierzycielem jest bank, a jedynym długiem, którego nie jest w stanie obsługiwać dłużnik jest kredyt bankowy - dodał.

To droga donikąd?

Wiceprezes Związku Banków Polskich Jerzy Bańka ostrzega jednak przed pochopnym korzystaniem z możliwości ogłoszenia upadłości konsumenckiej.

- Byłbym bardzo ostrożny w tej kwestii. Namawianie Polaków by korzystali ze ścieżki upadłości konsumenckiej nie jest najlepszym rozwiązaniem. To jest droga donikąd. Podjęcie takiej decyzji wiązać się będzie ze stratą nieruchomości, a jednocześnie kredytobiorca nie uwolni się całkowicie od długów. Ponadto osoby takie będą na wiele lat stygmatyzowane i to nie tylko przez instytucje finansowe - podkreślia wiceszef ZBP.

Dodaje, że sytuacja nie jest aż tak katastrofalna jak niektórzy twierdzą. - Należy pamiętać, że szwajcarski bank centralny wraz z uwolnieniem kursu franka obniżył stopy procentowe o 0,5 pkt proc. To pozwoli zamortyzować wzrost kursu franka co najmniej o 50 proc. - wskazuje.

- Mocno przesadzone są więc szacunki pokazujące, że kwota raty kredytu w helweckiej walucie wzrośnie o ok. 400 zł. To nie jest prawdą, gdyż obniżenie stopy procentowej zmniejszy ten wzrost co najmniej o połowę. Nie będzie to więc jakaś niebotyczna podwyżka, która miałaby zrujnować polskie gospodarstwa domowe zadłużone we franku. Oczywiście, wszystko zależy od dochodów, bo to one świadczą o możliwościach regulowania przez nas zobowiązań - mówi.

W podobnym tonie wypowiada się analityk Home Broker Marcin Krasoń. W jego ocenie sytuacja z wysokim kursem franka może mieć przełożenie na to, że bankom zacznie przybywać klientów z ryzykownym portfelem.

Krasoń zaznacza, że choć nie ma oficjalnych danych o tym, ile i które banki mają klientów z kredytami we frankach, to z informacji prasowych wynika, iż cztery instytucje mają ich najwięcej. Są to: Bank Millennium, Getin Bank, PKO BP i mBank. - Po notowaniach giełdowych widać, które banki na giełdzie tracą w tych ostatnich dniach - wyjaśnia analityk.

- Według danych Komisji Nadzoru Finansowego 35 tys. kredytów we frankach nie jest spłacanych w terminie. Dane te dotyczą czasu, gdy frank kosztował 3,5 zł. Zakładam, że jak frank drożeje, to ta liczba się zmienia. To oznacza, że odsetek "złych klientów" w tych bankach będzie rósł - ocenia.

Zdaniem Krasonia nie jest jednak tak, że problem ze spłatą raty kredytu pojawi się z miesiąca na miesiąc.

- Sytuacja z drogim frankiem musiałaby potrwać ładnych parę miesięcy, żeby to jakoś zaczęło być zauważalne. Nawet, jak ktoś nie zapłaci jednej raty, to nie od razu ma poważny problem. Taka sytuacja może zaistnieć dopiero po kilku miesiącach - wyjaśnia.

W jego ocenie, kredytobiorca we franku powinien "zachować zimną krew, mieć chłodną głowę i czekać".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (323)