Fed i sektor bankowy nadal w centrum uwagi
Na rynkach amerykańskich poniedziałek był dniem reakcji na trzy czynniki: na szczyt G20, na informacje z sektora finansowego i na dane makro. Wynik szczytu ministrów finansów G20, na którym nie doszło do podjęcia żadnych znaczących decyzji, był praktycznie żaden. Kurs EUR/USD wzrósł jedynie nieznacznie.
Dane makro były dla byków korzystne. Raport o sprzedaży domów na rynku wtórnym w USA pokazał wzrost sprzedaży we wrześniu o 10 procent w porównaniu do sierpnia. To wyraźnie więcej niż oczekiwane 4 procent. Spadła też o 1,9 procent ilość niesprzedanych domów. Minusem było to, że spadła mediana cenowa (2,4 proc. r/r). Minusem było też to, że 20 procent domów na rynku wtórnym jest sprzedawana przez banki, które przejęły je (nie wiadomo, czy zgodnie z prawem) od niewypłacalnych dłużników. To może niedługo znowu pogorszyć sytuację rynku nieruchomości.
Dodatkiem do tego raportu było to, co powiedział Ben Bernanke, szef Fed, podczas konferencji Fed i Federal Deposit Insurance Corp. (FDIC) poświeconej przejmowaniu domów w następstwie niespłaconych kredytów i przyszłości rynku nieruchomości. Mówił dużo o problemie dokumentacji kredytów hipotecznych, którego wynikiem jest zatrzymanie sprzedaży przejętych domów. Fed włączy się w badanie tego problemu i niedługo opublikuje na ten temat raport. Podczas tej samej konferencji FDIC stwierdziła, że problem z przejmowanymi domami szybko nie zostanie rozwiązany, a to może zaszkodzić rynkowi nieruchomości.
Nic dziwnego, że takie informacje szkodziły sektorowi bankowemu. Poza tym, szkodziło mu to, że Wall Street Journal poinformował o znalezieniu przez Bank Of America błędów w dokumentacji dotyczącej przejmowanych domów. Szerokiemu rynkowi pomagały jednak nie tylko dane makro i wzrosty cen surowców. Pomagało przede wszystkim czekanie na pomoc Fed. Goldman Sachs w swoim raporcie zapewnił, że Fed już na najbliższym posiedzeniu wznowi poluzowanie ilościowe (QE). Ocenił też, że ta druga runda QE będzie miała wartość 2.000 mld USD.
Mające takie tło byki miały problem z sensownym podniesieniem indeksów. Owszem, po rozpoczęciu sesji indeksy błyskawicznie ruszyły na północ i S&P 500 bardzo szybko rósł ponad jeden procent. Potem jednak zaczął się powoli osuwać i w końcu zamarł, czekając na ostatnią godzinę sesji. Byki w końcówce usiłowały szarpnąć rynkiem do góry, ale nic z tego nie wyszło i dzień zakończyliśmy niewielkimi zwyżkami w niczym niezmieniającymi obrazu rynku, który szykuje się według mnie do korekty.
GPW rozpoczęła poniedziałkową sesję blisko jednoprocentowym wzrostem, ale bardzo szybko podaż zredukowała skalę zwyżki o połowę. Prawie cały wzrost WIG20 zawdzięczał drożejącym akcjom KGHM. Pomagała im nie tylko drożejąca miedź, ale też to, że Goldman Sachs podwyższył cenę docelową dla spółki do 170,83 zł. Szkodził indeksowi najbardziej spadek ceny akcji PZU i trochę PKO BP. Lepiej niż WIG20 zachowywał się tym razem MWIG40. Praktycznie od początku sesji na rynku zapanował męczący marazm. Była jeszcze szansa na niewielki wzrost indeksu, ale kolejny cudo-fixing sprowadził WIG20 do poziomu z piątku. Prawdopodobieństwo powstania formacji RGR (sygnałem byłoby przełamanie 2.600 pkt.) nie zmieniło się.
Piotr Kuczyński
Xelion. Doradcy Finansowi