Firmy z BCC obawiają się, że rząd odkłada reformę finansów
Firmy obawiają się, że rząd, zasłaniając się kryzysem w strefie euro, odkłada przyjęcie wspólnej waluty i wstrzymuje modernizację gospodarki. Ekonomiści wskazują, że jeżeli Polska nie chce zostać bankrutem, konieczna jest naprawa finansów publicznych.
17.05.2010 | aktual.: 18.05.2010 10:09
Szef BCC Marek Goliszewski ocenił podczas poniedziałkowej debaty w BCC na temat konsekwencji niedawnych wypowiedzi rządu, dotyczących przyjęcia euro przez Polskę, że deklaracje premiera Donalda Tuska i ministra finansów Jacka Rostowskiego, oznaczają odejście "od szybszego marszu w kierunku Maastricht", czyli tempa modernizowania gospodarki, na które liczą pracodawcy, pracownicy i Polska.
- Naszym zdaniem Grecja i kryzys, który jest w Europie, to pretekst do tego, by reformy, na które liczymy, spowolnić - powiedział Goliszewski.
6 maja premier Donald Tusk oświadczył, że na razie nie jest jego priorytetem "budowanie kalendarza wejścia do strefy euro". - Dzisiaj sytuacja w Grecji powoduje, że sama strefa euro ma pytania sama do siebie. Z punktu widzenia polskiego rządu najważniejsze jest, aby zabezpieczyć Polskę przed skutkami kryzysu greckiego - zaznaczył.
Z kolei w ubiegłym tygodniu minister Rostowski przyznał, że jest lepiej, iż obecnie nie jesteśmy w strefie euro. Porównał ją do remontowanego domu. - Za te kilka lat, jak strefa euro będzie wzmocniona, pomalowana, już błyszcząca (...), będziemy mogli do niej spokojnie się wprowadzić - podkreślił.
- Kalendarz (wchodzenia do strefy euro - PAP) budujemy, ale on nie jest priorytetem - dodał. Przyznał, że możliwy jest rok 2015. - Już od dłuższego czasu mówimy bardzo jasno, że do strefy euro się nie spieszymy. Trzeba umieć elastycznie reagować na różne sytuacje - zaznaczył szef resortu skarbu.
Zdaniem Goliszewskiego niechęć rządu do przyspieszenia modernizowania gospodarki wynika z dwóch rzeczy. Po pierwsze, redukcja deficytu oznaczałaby konieczność przeglądu i cięć wielu wydatków, przywilejów, zasiłków itd., co będzie budziło niezadowolenie społeczne. - Mamy wybory i niezadowolenie społeczne, bo komuś trzeba zabrać, powoduje takie, a nie inne deklaracje - powiedział.
Wskazał, że rząd nie chce też zrezygnować ze stabilizującej funkcji płynnego kursu złotego. - Rząd wprowadzając euro pozbawia się wpływu na zatrudnienie, płace, na kształtowanie popytu poprzez politykę stóp procentowych itd. - powiedział. Ostrzegł, że wstrzymanie reform finansów publicznych oznacza wahania kursu walut i straty firm, redukcję miejsc pracy i obniżkę płac oraz zmniejszenie tempa doganiania UE w poziomie życia.
Główny doradca ekonomiczny PricewaterhouseCoopers, prof. Witold Orłowski poinformował, że w ubiegły piątek spotkał się z ministrem Rostowskim, a ten zapewnił go, że jego wypowiedzi zostały źle zrozumiane, bo rząd nie zrezygnował z 2015 r. jeśli chodzi o przyjęcie euro, że chodziło o elastyczność podejścia do tego problemu.
Zwrócił uwagę, że elastyczne podejście do wymuszania dyscypliny bardzo często daje nie najlepsze efekty. Powiedział, że jeśli rząd nadal myśli o przystąpieniu Polski do euro w roku 2015, to popełnił błąd "w sensie komunikacyjnym".
- Nie należy osłabiać tej wiadomości (o roku 2015 - PAP). Informacja o dacie jest jednym z czynników, który powszechnie jest uważany za wskaźnik determinacji rządu. Prawdę mówiąc, jeśli nie mamy daty, co cała rzecz jest bardzo płynna - wyjaśnił. Dodał, że jeśli Polska nie chce zostać bankrutem, absolutnie niezbędna jest gruntowna naprawa polskich finansów publicznych. Zdaniem Orłowskiego za bardzo przejmujemy się stanem strefy euro, a za mało stanem "strefy złotego".
Ekonomista z BCC prof. Stanisław Gomułka zwrócił uwagę, że wcześniej data przyjęcia euro została przesunięta z 2012 r. na 2015 r. - Wypowiedzi zarówno premiera, jak i ministra finansów poddają w wątpliwość realność roku 2015 - uważa profesor.
Według niego, jeżeli w życie weszłyby przedstawione przez MF w marcu propozycje zmian, to skutkowałyby one oszczędnościami rzędu ok. 5 mld zł. Natomiast zdaniem ekonomisty "potrzebny jest pakiet posunięć w granicach 50-60 mld zł, a pozostałe 30-40 mld zł udałoby się poprawić poprzez wzrost gospodarczy". - Mówi się o pewnych celach, które są sensowne, ale brak jest wsparcia tych propozycji programem - zaznaczył.
Z kolei członek Rady Polityki Pieniężnej prof. Jan Winiecki przestrzegał przed histeryzowaniem. Według niego w środowisku biznesu powinna istnieć wewnętrzna dyscyplina i umiar.
- Nie bardzo widzę też w zachowaniach rządu chęci odłożenia wejścia do strefy euro. Jeżeli premier mówi, że (...) w tej chwili sprawy przygotowań do strefy euro nie stanowią priorytetu, to znaczy, że są inne sprawy, które muszą mieć rozwiązania w krótszym okresie - powiedział.
Dodał, że nie podoba mu się to, iż niewiele dzieje się w kwestii reform, ale zastrzegł, że najpierw trzeba wygrać wybory. - W tej chwili (rząd - PAP) nie ma większości do przeprowadzenia (reform - PAP), ja już nie mówię radykalnych, ale nawet umiarkowanych zmian w dziedzinie finansów publicznych, wydatków socjalnych itd. - uważa Winiecki.
Zgodnie z opublikowanymi w poniedziałek wynikami badań, 60 proc. przedsiębiorców zrzeszonych w Business Centre Club uważa, że "decyzja rządu o odłożeniu przyjęcia euro" jest niesłuszna, a 30 proc. popiera takie stanowisko. 7 proc. firm nie ma zdania na ten temat.