Frankowcy już płacą więcej, kierowcy jeszcze czekają
Skutki konfliktu na Ukrainie już niedługo odczują ci, którzy odwiedzają stacje benzynowe. Będą one miały również wpływ na nasze rachunki za gaz. Co prawda taniej kupimy mięso i owoce, ale to, wbrew pozorom, również zła wiadomość.
03.03.2014 | aktual.: 04.03.2014 08:01
Kto powinien uważnie przyglądać się wydarzeniom na Krymie? Przede wszystkim właściciele kredytów w walutach obcych. Dla osób, które muszą ratę kredytu płacić na początku miesiąca, nie mamy dobrych wiadomości. Już dziś złotówka traciła po około 1 procent do franka szwajcarskiego oraz euro.
- Na razie nie ma jeszcze paniki na rynkach walutowych. Oczywiście jest małe zamieszanie, ale widać, że to tylko próba sił, która w żaden gwałtowny sposób nie przekłada się na kursy - mówi WP.PL Marek Rogalski z DM BOŚ.
Jak dodaje, na razie naszą walutę dodatkowo ratują dobre dane z polskiej i niemieckiej gospodarki oraz niepewność w USA. Jednak, jeśli na Ukrainie dojdzie do eskalacji konfliktu, to nic naszym kredytobiorcom nie pomoże.
- Porównać można to do zeszłorocznego zagrożenia interwencją w Syrii. Wtedy nasza waluta potrafiła tracić do dolara, franka i euro po 10-12 groszy w ciągu 3 dni - spekuluje Marek Rogalski.
Paliwa droższe, ale niedużo
Droższy dolar bezpośrednio wpłynie też na to, za ile będziemy tankować. To właśnie za tę walutę kupujemy ropę. A ponieważ Rosja jest jednym z największych na świecie eksporterów tego surowca, więc automatycznie rośnie jego kurs. W poniedziałek baryłka brent wystrzeliła o 1,5 proc.
- Mamy obawy, mamy nerwy i z tego powodu ropa wzrasta. Nie jest to jednak jeszcze szaleństwo. Co dalej? Wszystko zależy od czynnika militarnego. Eksperci twierdzą jednak, że ropa dojdzie z obecnych 110 do 113-114 dolarów za baryłkę i będzie odbicie. To by oznaczało, że w tym tygodniu ceny paliw na naszych stacjach mogą podrożeć o 7-10 groszy na litrze - przewiduje Jakub Bogucki, analityk rynku paliw.
Jeśli drożeje ropa to także i gaz. Ceny błękitnego paliwa są bowiem bezpośrednio powiązane z kursem czarnego złota. Oczywiście, wyższe ceny ropy musiałyby utrzymać się na wysokim poziomie znacznie dłużej niż tydzień czy dwa żebyśmy w ogóle to odczuli. Ewentualny konflikt zbrojny może jednak do tego doprowadzić.
"Krowy mleko dają"
Na razie z zamieszania korzystają spekulanci. Ceny zbóż od piątku urosły już o kilka procent. Na przykład kontrakty terminowe na kukurydzę, której znaczącym producentem na świecie jest Ukraina, podskoczyły o ponad 5 proc. Podobnie dzieje się z pszenicą. Jednak to tylko zwyżki na kontraktach terminowych, a nie u dystrybutorów.
- Krowy na razie mleko dają i na spekulantów nie patrzą. Na podwyżki w realnej gospodarce na razie się nie zanosi. Zboża czy cukier, których znacznym producentem jest Ukraina, są towarami którymi można spekulować. To nikogo nie powinno dziwić - mówi Krystyna Świetlik z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej.
To oczywiście dobra wiadomość dla konsumentów, ale tylko w krótkiej perspektywie. Mniejszy eksport, to słabsza kondycja finansowa naszych rolników i producentów żywności. Prędzej czy później przełoży się to na niższe pensje, czy większe bezrobocie.
Według IERiGŻ wynika, że Rosja odpowiada za ok. 5-6 proc. polskiego eksportu produktów rolno-spożywczych, a jego wartość wynosi około 1 mld euro rocznie. Ewentualne sankcje gospodarcze nałożone przez Moskwę będą musiały więc mocno uderzyć w nasz sektor spożywczy.