Grałem jako prawy obrońca

Ks. prof. Piotr Stanisz, dziekan Wydziału Prawa, Prawa Kanonicznego i Administracji Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego opowiada jak został prawnikiem.

Grałem jako prawy obrońca
Źródło zdjęć: © Rzeczpospolita | Rzeczpospolita

16.12.2014 | aktual.: 17.12.2014 09:57

Rz: W seminarium grał ksiądz profesor w piłkę nożną. Na jakiej pozycji?

Ks. prof. Piotr Stanisz: Byłem typowym defensorem. Najczęściej grałem jako prawy obrońca.

Drużyna osiągała sukcesy?

Ta rzeszowska była juniorską drużyną trzecioligowego Zelmeru. W lidze juniorów radziliśmy sobie średnio. Potem systematycznie grałem jeszcze w seminarium. Ale już przed dziesięciu laty musiałem się pożegnać z futbolem. Mój organizm zbyt często dawał mi znać licznymi kontuzjami, że powinienem zająć się innymi dziedzinami sportu...

Kiedy zainteresował się ksiądz profesor prawem?

Najpierw było powołanie duchowne. Już jako 28-letni magister teologii, z doświadczeniami w pracy duszpasterskiej, rozpocząłem studia prawnicze. Zdecydowały o tym zdarzenia, które ze świeckiej perspektywy można by określić jako suma przypadków. Dla mnie były to jednak zrządzenia opatrzności.

Jakie to były przypadki?

Miałem rozpocząć studia biblijne w Rzymie. Okazało się jednak, że nie będzie dla mnie stypendium. Wtedy właśnie pojawił się pomysł na studia prawnicze w Polsce. Szybko się przekonałem, że to jest to, czego szukałem.

Nie miał ksiądz profesor problemów z żadnym przedmiotem?

Raz bywało lepiej, raz gorzej, jak to na studiach. Muszę przyznać, że miałem pewne trudności z zaliczeniem prawa karnego...

Nie zainteresowała księdza profesora ta dziedzina prawa?

Nie miałem bynajmniej awersji do prawa karnego. Po prostu recydywa, której dotyczyły pytania, nie była zagadnieniem, z którego byłem najlepiej przygotowany.

Pracę magisterską i doktorską pisał ksiądz profesor o ubezpieczeniach społecznych duchownych. Skąd taka specjalizacja?

To zagadnienie rekomendował mi mój promotor. W doktoracie zajmowałem się zależnością przepisów dotyczących ubezpieczenia społecznego duchownych od polityki wyznaniowej państwa. Temat obejmował wiele ciekawych zagadnień. W odniesieniu do okresu Polski Ludowej zajmowałem się z jednej strony rozwiązaniami dyskryminującymi duchownych, a z drugiej unormowaniami, których celem było skłonienie jak największej liczby duchownych do przyjmowania postawy lojalności wobec ówczesnych władz. Do takich właśnie celów utworzono na przykład fundusz emerytalny dla duchownych - członków Zrzeszenia Katolików Caritas.

Uważa ksiądz profesor, że możemy dziś mówić o równouprawnieniu Kościołów? To temat bardzo gorący...

To jedno z najważniejszych zagadnień prawa wyznaniowego, którym zajmuję się od lat. Obejmuje ono kwestie związane z wolnością religijną oraz statusem Kościołów i innych związków wyznaniowych. Równouprawnienie tych podmiotów, podobnie jak równość wszystkich wobec prawa, zapisano w naszej konstytucji. Niekiedy jednak można mieć wątpliwości, czy zasady te są w pełni przestrzegane. Myślę chociażby o rozwiązaniach dotyczących wyznaniowej formy zawarcia małżeństwa cywilnego. Małżeństwo w tej formie można zawrzeć jedynie przed duchownymi z 11 związków wyznaniowych, a przecież związków wyznaniowych o uregulowanej sytuacji prawnej jest znacznie więcej. Ostatnio z dużym zainteresowaniem śledziłem także głośną sprawę uboju rytualnego i muszę przyznać, że utożsamiam się z wyrokiem wydanym przed paru dniami przez Trybunał Konstytucyjny.

Łatwo być i duchownym i prawnikiem?

Za szczególną okazję do łączenia tych dwóch funkcji uważam pracę w zespole roboczym Kościelnej Komisji Konkordatowej oraz zadania eksperckie, które podejmuję na zlecenie sekretarza generalnego Konferencji Episkopatu Polski.

Znajduje jeszcze ksiądz profesor czas na sport?

Chociaż z trudem, to jeszcze mi się to udaje. Staram się dość systematycznie pływać i jeździć na rowerze. W piłkę nożną jednak już nie gram.

?rozmawiała Katarzyna Borowska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)