Hiperaktywni w pracy
Pośpiech stał się plagą świata biznesu. Kto nie wytrzymuje tempa, wypada z gry. Dotyczy to zarówno kasjerki w hipermarkecie, jak i menedżera z najwyższej półki.
13.11.2009 | aktual.: 13.11.2009 15:38
Pośpiech stał się plagą świata biznesu. Kto nie wytrzymuje tempa, wypada z gry. Dotyczy to zarówno kasjerki w hipermarkecie, jak i menedżera z najwyższej półki. Choć są jeszcze firmy, które wolą rozważne działanie niż bezmyślny wyścig z czasem.
Bartek zamienił Warszawę na Kraków, gdzie – jak mówi – życie nie płynie aż tak szybko. A ludzie znajdują jeszcze czas na pielęgnowanie swoich znajomości, zaś ich rozmowy niekoniecznie schodzą na temat pracy i pieniędzy. W stolicy zarabiał krocie, ale teraz też nie bieduje, za to ma o wiele więcej spokoju. I pomyśleć, że jeszcze rok temu uchodził w swym środowisku za nieuleczalnego karierowicza i pracoholika.
– Innych goniłem do roboty, ale sam też nie wiedziałem, co to urlop, święta i wolne niedziele – wspomina. – Dla firmy, a raczej dla awansu byłem gotów poświęcić wszystko.
I poświęcił. Nie tylko każdą wolną chwilę, ale także swoje małżeństwo. Pewnego dnia żona Bartka oświadczyła, że ma już dość wirtualnego męża. Wirtualnego, ponieważ w domu bywał od wielkiego dzwonu. Zwykle kontaktował się z nią przez Internet lub komórkę. Z Londynu, Nowego Jorku czy Petersburga.
- Starsi koledzy niechętnie godzili się na delegacje zagraniczne, a ja śmigałem po całym świecie jak odrzutowiec – opowiada menedżer. – Bo chciałem się wykazać przed zarządem.
No i upatrzył sobie apartament w reprezentacyjnym punkcie stolicy. Kupił go po dwóch latach harówki i wyrzeczeń, lecz cóż – wtedy już nie było komu w nim mieszkać.
Raczej być niż mieć
Marek Bubryk, psycholog biznesu, tłumaczy, że tacy ludzie jak Bartek to osoby reprezentujące typ zachowań A, czyli najbardziej skłonne do rywalizacji, żądne władzy, zorientowane na sukces. Uwielbiają szaleńczą gonitwę, stres i adrenalinę. Hiperaktywność stanowi bowiem potwierdzenie ich społecznego statusu.
- To oni trzęsą światem biznesu, ale ich osiągnięcia okupione są rozwodami, zawałami, depresją, bezsennością lub poczuciem pustki – wyjaśnia Bobryk.
Niedawno do Bartka zadzwonił dawny szef z Warszawy. Zaproponował mu powrót na poprzednie stanowisko. Kusił wysoką pensją, indywidualną ścieżką rozwoju i atrakcyjnymi bonusami. Ale nic tym nie wskórał. A że nie chciał dać od razu za wygraną, napomknął jeszcze o corocznych wczasach na Malediwach. Oczywiście, na koszt firmy. Wówczas Bartek opowiedział mu historię o rybaku, który leżąc na swojej łódce, wystawił twarz na działanie promieni słonecznych. – „Czemu tak spędzasz czas bezczynnie? – zagadnął go turysta. – Mógłbyś złowić więcej ryb, sprzedać je i kupić sobie kuter”. – „Owszem, mógłbym, ale co by mi to dało?”. – „Jak to co? Złowiłbyś jeszcze więcej ryb i kupił trawler”. – „A po co mi trawler?”. – „Jak to po co? – zdenerwował się letnik. – Zarobiłbyś tyle kasy, że stać by cię było na wakacje. Leżałbyś na swej łódce do góry brzuchem i się opalał”. – „A co ja w tej chwili robię?” – trzeźwo zapytał rybak.
Spiesz się powoli
Dzisiaj Bartek jest szefem jednej z agencji marketingowych w Krakowie. Dzięki swej renomie i licznym kontaktom w branży stosunkowo łatwo zmienił miasto i firmę. Co pozwala mu żyć dużo wolniej i spokojniej niż w Warszawie. Już nie słucha angielskich zwrotów, prowadząc samochód i nie studiuje rocznego raportu, oglądając telewizję. Ani też nie pije z kolegą piwa, pisząc SMS-a do partnerów biznesowych.
- Robię jedną rzecz naraz. Kiedy czytam książkę, to tylko czytam, a gdy rozmawiam z sąsiadem, to wyłącznie rozmawiam – zaznacza menedżer. Zmienił zupełnie styl życia i hierarchię wartości. Ma wreszcie czas na swoje pasje – turystykę i fotografowanie. I potrafi zachwycić się pięknym wierszem, filmem czy zachodem słońca. Zapewnia, że jest mu z tym bardzo dobrze. Jego metamorfozę zauważyła już była żona. Choć jeszcze nie mieszkają razem, zaczęli się na nowo spotykać. Twarzą w twarz. A nie tak jak wcześniej na gadu-gadu. Bartek niedawno odkrył, że choć teraz pracuje wolniej, ma dużo lepsze wyniki niż kiedyś. Bo nie popełnia tylu błędów, a więc nie traci czasu na poprawki.
Irlandzkiego cudu nie będzie
Niestety, nie wszyscy mogą wyhamować, kiedy tylko zechcą. Jak trafnie zauważa Marek Bubryk, wielu pracowników, szczególnie młodych lub z gorszą pozycją zawodową, jest dosłownie skazanych na pośpiech.
– Szefowie żądają od podwładnych umiejętności pracy pod presją czasu – podkreśla. – W większości firm obowiązują napięte terminy. Wszystko jest na wczoraj. Jak się nie wyrabiasz – to do widzenia.
Psycholog nie wierzy, że Polska stanie się wkrótce drugą Irlandią, w której obowiązuje zasada go-slow, działania we własnym tempie, z co najmniej 30-minutową przerwą na lunch. Nie ma też nadziei, że nasi pracodawcy przejmą się kiedykolwiek hasłami austriackiej organizacji walczącej o spowolnienie czasu. Lub brytyjską ideą „piątków bez e-maili”.
Co więc radzi tym, którzy nie chcą – albo po prostu nie potrafią – pracować jak roboty z turbodoładowaniem?
– Trzeba szukać własnej niszy, czyli pracy zgodnej ze swoim temperamentem i wewnętrznym rytmem – wskazuje Bobryk. – Nie jest to łatwe, ale próbować trzeba.
Janusz Sikorski
Dekalog szczęśliwego człowieka (na wesoło)
- Człowiek rodzi się zmęczony i żyje, aby odpoczywać.
- Kochaj swe łóżko jak siebie samego.
- Odpoczywaj w dzień, abyś mógł spać w nocy.
- Jeśli widzisz kogoś odpoczywającego, pomóż mu.
- Praca jest męcząca, więc należy jej unikać.
- Co masz zrobić dziś, zrób pojutrze - będziesz miał dwa dni wolnego.
- Jeśli zrobienie czegoś sprawia ci trudność, pozwól zrobić to innym. 8. Nadmiar odpoczynku nikogo nie doprowadził do śmierci.
- Kiedy ogarnia cię ochota do pracy, usiądź i poczekaj aż ci przejdzie.
- Praca uszlachetnia, lenistwo uszczęśliwia.
z internetu