Huśtawka nastrojów z happy endem
O 14:30 wszystkie indeksy giełdowe w Europie padły jak rażone piorunem. Pierwsze zdanie depesz prasowych o rynku pracy w Stanach brzmiało bowiem "gospodarka straciła 130 tys. etatów".
06.08.2010 17:21
O tej właśnie godzinie raport pracy został opublikowany przez administrację USA. Był on kluczowym elementem dzisiejszych notowań, do jego publikacji inwestorzy przygotowywali się niewielkim optymizmem (indeksy w Europie rosły, nie więcej jednak niż o 1 proc.). Początkowa reakcja była negatywna, ale także emocjonalna. Gdy emocje opadły inwestorzy zaczęli czytać raport uważniej, stopniowo odzyskując wiarę w sens trzymania akcji i zakładania ożywienia gospodarczego.
Dlaczego? Z danych wynika, że to sektor publiczny ściął zatrudnienie o ponad 200 tys. etatów (zakończył się bowiem spis powszechny i ankieterzy stracili pracę), zaś sektor prywatny przez siódmy miesiąc z rzędu zatrudnienie zwiększał. Co prawda o niewiele ponad 70 tys. etatów (a oczekiwano 90-100 tys. etatów), ale zwiększał. I to przede wszystkim w przemyśle, a najwięcej w przemyśle samochodowym (a także w służbie zdrowia). To ważne, ponieważ sektor usług jest wytwarzany i konsumowany na miejscu, natomiast ożywienie w przemyśle oznacza także konieczność importu komponentów - m.in. z Europy.
Dlatego ostateczna wymowa raportu z rynku pracy nie jest tak zła, jak mogło się w pierwszej chwili wydawać. Dodajmy do tego niewielki wzrost płac godzinowych i wydłużenie tygodnia pracy (także skromne) i inwestorzy mają wystarczające powody by wierzyć, że ożywienie gospodarcze będzie co prawda powolne, ale w ogóle do niego dojdzie. Taka kalkulacja sprawiła, że WIG20 i BUX zdołały na koniec dnia wyjść na symboliczny plus, choć wcześniej (zaraz po publikacji) traciły blisko 1 proc. Indeksom giełd zachodnich odrabianie strat szło dużo oporniej, również przy Wall Street do 16:20 indeksy nie zdołały wyjść na plus. To o tyle zrozumiałe, że gospodarce USA bardziej zależy na wzroście miejsc pracy w sektorze usług.
Wracając do GPW - sama sesja nie była aż tak istotna, jak mogłoby się zdawać, ponieważ zanotowano skromne obroty, a jedynym wyjątkiem były papiery TP, które zyskały 1,8 proc. (2 proc. wczoraj) przy obrotach na poziomie bliskim 200 mln PLN. Efekt zainteresowania papierami telekomu to wyjście z jej akcjonariatu skarbu państwa, co zdejmuje ciężar podaży akcji ze strony administracji państwowej.
W skali tygodnia WIG20 zyskał 3 proc., a WIG 2,25 proc., trudno więc mówić o realnym zachwianiu trendu wzrostowego rozpoczętego w lipcu. Co więcej na wykresie tygodniowym obu indeksów, MACD wygenerował właśnie teraz sygnał kupna. Zgadza się to z reakcją rynku na niekorzystne doniesienia z USA (i wcześniej w piątek z Niemiec, gdzie produkcja przemysłowa rosła wolniej niż oczekiwano) - trudno mówić, by rynek się nimi głęboko przejął.
Dane z USA jednoznacznie zinterpretował rynek walutowy - euro podrożało o 1 proc. do 1,332 USD czyli najwyższego poziomu od trzech miesięcy. U nas dolar spadł o 1,3 proc. do 2,989 PLN. Dolar wyceniany jest poniżej 3 PLN po raz pierwszy od 4 maja. Euro i frank straciły do złotego po 0,1 proc. Na rynku surowców obserwowaliśmy reakcję zbliżoną do tej z rynków akcji - ropa i miedź spadły gwałtownie, by później odrabiać straty (w przypadku miedzi zniwelowano je całkowicie). Złoto natomiast podrożało o 1,1 proc. do 1211 USD za uncję czyli najwyższej ceny od połowy lipca. Każde zamieszanie i związana z nim niepewność zdaje się służyć cenie kruszca.
Emil Szweda,
Open Finance