Ile zarabia hydraulik?

80 do 100 zł za zwykłe przepchanie odpływu pod wanną – tyle zapłacimy w dużym polskim mieście. Ceny usług w mniejszych miejscowościach są przeciętnie o jedną trzecią niższe. Ale zwykły pracownik w tym zawodzie nie ma co liczyć na kokosy. 2 – 2,5 tys. zł to nie jest jakaś imponująca płaca. Trzykrotnie więcej zarobi właściciel firmy.

Ile zarabia hydraulik?
Źródło zdjęć: © thinkstock

08.09.2011 09:29

Robota bywa ciężka, klienci zdenerwowani i nastawieni roszczeniowo. W tej branży nigdy nie wiadomo, co się zastanie na miejscu „wypadku”. Czy wystarczy np. standardowe przeczyszczenie spiralą, czy trzeba będzie skuwać posadzkę i wymieniać rurę, zatkaną już tak, że inne metody nie pomogą.

Dlatego hydraulik, pytany przez telefon o cenę usługi, najczęściej uchyla się od odpowiedzi. – Jest stała odpowiedź: zobaczymy na miejscu – mówi anonimowo specjalista z Gdańska. – Kiedy ugnę się i podam orientacyjną cenę, ludzie natychmiast zaczynają się targować. Chociaż nie wiedzą jeszcze, co się właściwie stało.

Złośliwi mówią czasem, że prawdziwi fachowcy wyjechali za pracą na Zachód, a w kraju zostali sami partacze. – To są bzdury. W Polsce nie brakuje dobrych, rzetelnych fachowców – twierdzą hydraulicy z firmy Duck. – Poza tym szczyt wyjazdów dawno minął. Wielu, którzy wyjechali, po kilku latach wróciło. To prawda, że za granicą są większe pieniądze, ale walka o klienta bywa tam naprawdę brutalna. Niektórzy tego nie wytrzymują. Zniechęca ich też brak perspektyw. W tym zawodzie potrzebne jest doświadczenie. Jego zdobycie wymaga czasu. Fachowcy to nie są ludzie młodzi. Mają najczęściej w kraju rodzinę, dzieci. Za granicą musieliby zaczynać od nowa. Dlatego wracają – opowiadają hydraulicy.

Technologia idzie tu do przodu, jak wszędzie. Rynek jest chłonny, podatny na nowości. Trzeba więc stale się doszkalać, inwestować w sprzęt, obserwować nowinki. Im więcej usług jesteś w stanie wykonać, tym masz więcej klientów. Komu się nie chce, będzie musiał poprzestać na drobnych zleceniach, na usterkach łatwych do usunięcia. Idzie za tym ryzyko, że wypadnie z obiegu.

Minęły czasy, kiedy hydraulik to był facet z jednym kluczem na wszystkie okazje. Chociaż takich wciąż nie brakuje. - Pewnie, że jeśli ktoś chce oszczędzić, może zawołać pana Józia z sąsiedztwa. Ale gwarancji na solidność takiej usługi nie ma żadnej – mówi gdyński specjalista, od 20 lat w branży. W oddawanych domach stale pojawiają się innowacje i udogodnienia. Nowoczesne systemy grzewcze czy sanitarne, udoskonalane technologie i materiały. Hydraulik na tym wszystkim powinien się znać. Gdzie zdobywać wiedzę? Bezpłatne szkolenia, finansowane ze środków unijnych, są przeznaczone dla początkujących. Ale są też kursy organizowane przez branżowe firmy, np. producentów sprzętu. Hydraulicy ze stażem korzystają raczej z ich ofert.

Hydraulikom nie ułatwia zadania brak uniwersalnych norm. Co producent, to inne parametry. Rury różnią się od siebie grubością, nie pasują złączki, baterie różnią się konstrukcyjnymi szczegółami. Dlatego zdarza się, że trzeba rozkuwać ścianę i sprawdzać producenta, żeby dokonać naprawy. Klient traci na tym pieniądze, hydraulik czas. Rynek wymaga dyspozycyjności. W dużych miastach punkty pogotowia hydraulicznego są czynne całą dobę. Mimo to zdarza się, że klient musi czekać. W razie nagłej awarii, grożącej powstaniem szkód, trzeba umieć doradzić mu przez telefon, co robić, by dotrwać do przyjazdu fachowca.

Wszystko odbija się na kosztach. Za operację udrożnienia rur, wykonaną w nocy czy w święto, można zapłacić i 400 zł. Są zabiegi proste, trwające po kilkanaście minut, ale i takie, które zajmą cały dzień. Robota się przedłuża, następni w kolejce dzwonią i popędzają. Bywa i tak, że zamiast wczesnym popołudniem, hydraulik trafia do klienta o 22.
Czy to nowe osiedla, czy gomułkowskie bloki, czy przedwojenne kamienice – awarie zdarzają się równie często. Jedynie do indywidualnie stawianych domów hydraulicy są wzywani rzadziej. W starych budynkach rury są wysłużone, bardziej podatne na zatkanie czy pęknięcie. Nowo budowane osiedla zawsze stanowią zagadkę. Będą awaryjne, czy nie? – Ekipy budowlane się śpieszą, lokatorzy czekają, standardy często nie są zachowane – tłumaczą hydraulicy. – Ktoś na przykład kładzie tynk w pośpiechu, nie sprząta po wykonaniu pracy i rury mogą być zapchane już na początku. Poza tym lokatorzy przeważnie nie mają wiedzy o swojej sieci kanalizacyjnej czy grzewczej. Chcą tylko, żeby hydraulik działał szybko i był tani. Niestety, często tak się nie da.

Trzeba też pamiętać, że do wielu awarii przyczyniamy się my, lokatorzy. O odpływie w kuchni czy pod wanną przypominamy sobie dopiero wtedy, gdy się zatyka. Nie wiemy, że popularne środki są dobre przed zatkaniem, jako profilaktyka. Stosujemy je, gdy już jest za późno, wsypując czy wlewając do rury ogromne dawki.

- Środek działa w zetknięciu z wrzącą wodą. Tyle tylko, że w zatkanej rurze stoi już woda zimna. Gdy dolać wrzątku, robi się zaledwie ciepława. To na nic. W dodatku niektóre środki, nierozpuszczone, krystalizują się i zatykają przepływ na dobre. Wtedy trzeba kuć. To straszna robota. I dla nas, i dla klienta – mówią fachowcy.

Tomasz Kowalczyk

finansezarobkiusługi
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (56)