Ile zarabia kierowca w BOR

Pod ich pieczą najnowsze typy BMW, Mercedesów i Audi. Na tylnych siedzeniach limuzyn najważniejsze osoby w państwie. Przy przeciętnych zarobkach od 2 tys. zł na początku do 4 tys. po jakimś czasie, po nabyciu doświadczenia, na wóz tej klasy nie byłoby ich stać. Oto realia pracy kierowców w BOR

Ile zarabia kierowca w BOR
Źródło zdjęć: © thinkstock

10.11.2013 | aktual.: 12.11.2013 09:02

*Pod ich pieczą najnowsze typy BMW, Mercedesów i Audi. Na tylnych siedzeniach limuzyn najważniejsze osoby w państwie. Przy przeciętnych zarobkach od 2 tys. zł na początku do 4 tys. po jakimś czasie, po nabyciu doświadczenia, na wóz tej klasy nie byłoby ich stać. Oto realia pracy kierowców w BOR. *

Kariera za kółkiem nie dla każdego

Chociaż podobno bywa i tak, iż limuzyny jadą puste, a VIP-a wywozi się jakimś mniej rzucającym się w oczy wozem. Ile w tym prawdy? Funkcjonariuszy BOR obowiązuje dochowywanie tajemnicy. Nie wolno ujawniać szczegółów pracy operacyjnej – odpowiadają byli borowcy.

Kierowcy w Biurze przechodzą szczególnie dokładne szkolenie. Obejmuje ono poruszanie się zarówno w miastach, jak i na terenach niezabudowanych, gdzie jest możliwość rozwinięcia większych prędkości. Ich umiejętności można zaobserwować na ulicach, gdy cała kolumna limuzyn jedzie zderzak w zderzak, i jak za dotknięciem różdżki zmienia pas, niby kierowana przez jednego człowieka.

Nie jest tak, że świeżo przyjęty idzie od razu na kurs dla kierowców. Wcześniej musi poznać całokształt obowiązków, odstać swoje w korytarzach, przed wejściami do budynków, na chodnikach. Musi też mieć predyspozycje. Do ekipy transportowej trafiają ci, którzy najbardziej się nadają.

Na rocznym szkoleniu dla kierowców się nie kończy. Właściwie – oni cały czas się szkolą. – Nie ma kierowcy wyszkolonego w stu procentach. Do perfekcji można tylko dążyć – tłumaczył to w NaTemat instruktor BOR kapitan Dariusz Janicki. Każda zmiana przepisów, każdy nowy samochód muszą przez nich zostać poznane i opanowane. Niedouczony kierowca gorszy od terrorysty

Kierowcy zdają co roku egzaminy wewnętrzne. Stale doszkalają się też na kursach. Większą wagę do ich umiejętności zaczęto przywiązywać w latach 80. Nieżyjący już kierowca rajdowy Władysław Paszkowski uprzytomnił wówczas szefom BOR-u konieczność dokładnego wyszkolenia prowadzących samochody funkcjonariuszy. Miał on wówczas powiedzieć, że bez tego mogą oni stanowić zagrożenie niczym terroryści.
Kierowcy, mimo dbałości o ich umiejętności, niekiedy spotykają się z krytyką. Zarzuca im się arogancję na drodze, niezwracanie uwagi na innych, szpanowanie, nieostrożność.

W przeszłości zdarzało im się przeszarżować, nie uniknęli też wypadków. Jerzy Urban, który w latach 80. jeździł służbowym wozem kierowanym przez borowców, wspominał w rozmowie z Martą Stremecką o niegroźnym na szczęście potrąceniu dziecka przez samochód, którym jechał. Borowiec polecił mu wówczas wysiąść i spokojnie się oddalić. Z nowszych czasów wiadomo o niepotrzebnej brawurze, zakończonej dachowaniem BMW z popisującym się funkcjonariuszem. Do tego zdarzenia doszło akurat podczas wizyty Benedykta XVI w Polsce.

15 lat wystarczy

W Biurze na początku zarabiają ok. 2 tys. zł. Później, zależnie od przebiegu kariery, ta stawka może się podwoić. Odpowiedzialność duża, pieniądze – znacznie mniejsze, słychać głosy o pracy w BOR. Całe szczęście, że do niebezpiecznych sytuacji dochodzi rzadko. Za miesiąc Biuro Ochrony Rządu będzie obchodziło 55-lecie, jest to więc instytucja z pewną tradycją i renomą. Można spotkać się z opinią, że praca „borowika”, czy to ochroniarza, czy kierowcy, jest robotą atrakcyjną i dającą adrenalinę. Sami funkcjonariusze mówią jednak, że polega ona głównie na czekaniu.

15 lat służby, tyle wystarczy, by pracownik BOR mógł przejść na emeryturę. Z drugiej strony, decyzje o tak wczesnym odejściu zapadają rzadko, bo po 15 latach funkcjonariusze czują się u szczytu możliwości. Często koło 40-tki, z dużym bagażem doświadczeń, z poważaniem wśród młodszych kolegów, ustabilizowaną pozycją zawodową. Według statystyki, na przejście do roli emeryta BOR-owcy decydują się najczęściej po 25 – 30 latach pracy.

Nie istnieją wyznaczane okresowo terminy naboru do BOR-u. Chętni mogą składać aplikacje w dowolnym momencie, co bynajmniej nie oznacza, iż natychmiast zostaną wezwani na rozmowę. Szeregi funkcjonariuszy są uzupełniane w miarę potrzeb i możliwości. Jak z tymi możliwościami jest? Ostatnio podobno gorzej. – Ze względu na ograniczone możliwości kadrowe, liczba funkcjonariuszy, którzy przyjmowani są do Biura, w ciągu ostatnich lat spadła – twierdzi kapitan Janicki.

Sam proces rekrutacji trwa, bagatela, kilkanaście miesięcy. Tyle czasu potrzeba, by przeprowadzić wszystkie rozmowy, testy psychologiczne, a także sprawdziany fizyczne. Kandydat znający języki i wykształcony, ale mało sprawny nie ma więc podstaw, by liczyć, że wyrobi sobie kondycję dopiero po przyjęciu do pracy. Musi ją mieć już wcześniej.

TK,JK,WP.PL

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (646)