Indie otwierają rynek detaliczny dla sieci zagranicznych supermarketów
Indyjski parlament zagłosował za otwarciem rynku detalicznego dla sieci wielkich supermarketów. Rząd liczy na pobudzenie zwalniającej gospodarki. Rynek indyjski wart jest 450 miliardów USD, ale nowe regulacje dotyczą tylko miast powyżej miliona mieszkańców.
Po burzliwej debacie izba wyższa parlamentu zatwierdziła w piątek dopuszczenie sieci supermarketów na rynek indyjski. Wynik głosowania nie był pewny do samego końca, ponieważ koalicja rządząca nie miała wymaganej większości. Rząd poparło 123 spośród 232 głosujących.
Koalicja zdobyła większość tylko dlatego, że członkowie opozycyjnej Partii Socjalistycznej (Samajwadi Party) wyszli z sali przed głosowaniem, a rząd niespodziewanie poparła Partia Większości Społecznej (Bahujan Samaj Party - BSP), której liderem jest kontrowersyjna Mayawati wywodząca się ze społeczności dalitów (najniższych kast).
5 grudnia izba niższa parlamentu również poparła rządową reformę i odrzuciła wniosek opozycji, która chciała, by parlament zarekomendował rządowi natychmiastowe wycofanie się z decyzji o podniesieniu poziomu udziałów zagranicznych inwestorów do 51 proc. w wielobranżowych sieciach detalicznych.
Opozycja z Indyjską Partią Ludową (BJP) na czele argumentowała, że dopuszczenie na rynek detaliczny takich sieci jak brytyjskie Tesco, amerykański Walmart czy francuski Carrefour doprowadzi do upadku małych sklepów. "Superpośrednicy zastąpią małych pośredników " - mówił w parlamencie lider opozycji Arun Jaitley z BJP. Argumentował, że Indie przestaną być producentem i zamienią się w kraj samych "chłopców-sprzedawców i dziewczynek-sprzedawczyń". Lider indyjskich komunistów D. Raja podkreślał, że "rząd stworzył mit o zagranicznych inwestycjach, które zwiększają zatrudnienie i są korzystne dla rolników oraz konsumentów". - Walmart ucieka się do nielegalnych i korupcyjnych praktyk, a także zatrudnia mniej pracowników niż małe sklepy "taty i mamy" - przekonywał podczas debaty.
Szacuje się, że w Indiach jest około 20 milionów sklepików nazywanych potocznie "kirana".
Minister handlu i przemysłu Anand Sharma zapewniał, że rząd konsultował nowe regulacje ze wszystkimi organizacjami rolników. Nowe przepisy poparły władze 11 stanów. Lider Indyjskiego Kongresu Narodowego (I) w parlamencie Ashwani Kumar przekonywał, że zmiany zapobiegną stratom żywności, ponieważ duże sieci handlowe zainwestują w infrastrukturę, przede wszystkim w magazyny i chłodnie. Co roku w Indiach z powodu złych warunków przechowywania żywności marnuje się około 40 proc. zbiorów.
Dotychczas wielkie sieci supermarketów mogły działać na rynku detalicznym na zasadach joint venture, czyli w partnerstwie z indyjskimi firmami. Nie mogły mieć większościowego udziału w powołanych przedsiębiorstwach. Takim przykładem jest Bharti Walmart. Jednak większość dużych graczy dotychczas wolała skupić się na sprzedaży hurtowej typu cash&carry.
Kiedy w 2005 roku spółka Bharti Walmart zaczęła działać w Indiach, przewodnicząca Indyjskiego Kongresu Narodowego (I) Sonia Gandhi publicznie pytała premiera Manmohana Singha (z tej samej partii), jak zagraniczne sieci handlowe mogą się przysłużyć rozwojowi Indii. Jednak wkrótce kryzys gospodarczy dotarł również na subkontynent indyjski i premier Singh zaczął mocniej naciskać na reformy. Zwrot w poglądach największej partii został ogłoszony podczas wiecu 4 listopada br., gdy Sonia Gandhi powiedziała: "Potrzebujemy nowych inwestycji w kraju, a bezpośrednie inwestycje zagraniczne są ich wielkim komponentem. Są korzystne dla zwykłego człowieka i młodzieży". Reforma rynku detalicznego ma być początkiem śmielszych zmian w gospodarce kraju.
Z Bangaluru Paweł Skawiński