Jak karp ląduje na wigilijnym stole

Karp na stół wigilijny trafia po prawie trzech latach hodowli

Jak karp ląduje na wigilijnym stole

12.12.2011 | aktual.: 12.12.2011 13:54

W tajniki pracy rybaka wprowadza mnie Krzysztof Karoń. Jest właścicielem Gospodarstwa Rybackiego „Róża” Promno i prezesem Związku Producentów Rybnych. Wychowany w rybackiej rodzinie, wykształcony również w tym kierunku zna się na karpiach jak mało kto. To on mówi mi, że w Polsce hodowla karpia zajmuje 62 tys. ha stawów i jest to największa hodowla w Europie.

Zanim trafi na stół

W maju do specjalnie przygotowanych stawów, tzw. „tarlisk” wpuszczane są tarlaki, czyli samice i samce karpia. W ciągu kilku godzin dochodzi do aktu płciowego, w wyniku którego powstaje dużo ikry. Wtedy rybak, bacznie obserwujący ten proces, tuż po tarle musi odłowić tarlaki, by nie pozjadały one złożonej ikry. W przeciągu kilkudziesięciu godzin z ikry wylęga się mały karp zwany wylęgiem.

Po wylęgu rybak bardzo wolno spuszcza wodę z tarlisk i przy pomocy specjalnych siateczek wybiera wylęg i przesadza go do stawów, tzw. „pierwszych przesadek”. Po kilku dniach karp osiąga długość ok. 0,5 cm i wówczas zaczyna się żywić mikroorganizmami ze stawu, a po kilku tygodniach skorupiakami. Na przełomie czerwca i lipca rybak odławia karpie i przewozi do kolejnych stawów, tzw. „drugich przesadek”, w których rozpoczyna się dokarmianie, trwające do jesieni. Ryby dokarmia się drobno zmielonym ziarnem pszenicy lub pszenżyta. Z czasem mielone jest ono coraz grubiej aż w końcu podawane jest w całości.

Gdy we wrześniu temperatura wody spada poniżej 16 stopni Celsjusza, karpie przestają jeść. W październiku następuje odłów „drugich przesadek” i ważący od 2 do 10 dag narybek karpia rybak przewozi do specjalnych stawów – zimochowów. Tam musi zadbać o zabezpieczenie go przed drapieżnikami: czaplami, wydrami, norkami amerykańskimi. Dba też, by w zimochowach była odpowiednia ilość dobrze natlenionej wody. W marcu po odłowie zimochowu, rybak przenosi narybek do „stawów kroczkowych”, które zajmują powierzchnię nawet kilkudziesięciu hektarów. Od lipca rozpoczyna się dokarmianie karpia zbożem (wcześniej je on zooplankton). Rybak codziennie wypływa na staw, by sprawdzić, czy zboże z poprzedniego dnia zostało zjedzone. Jeśli tak, to daje następną porcję paszy. Jesienią karp, nazywany kroczkiem karpia, ważący od 10 dag do 0,5 kg, jest odławiany i znów trafia do zimochowów.

Na wiosnę kolejnego roku kroczka karpia przesadza się do stawów odrostowych lub inaczej handlowych, by na jesień rybak uzyskał tzw. handlówkę karpia. Jesienią odławia się karpie handlowe i przewozi się do magazynów – małych stawów, z których karp bezpośrednio trafia do hurtowni i sklepów. Taki karp waży od 1,5 do 3 kg i to jego właśnie zjemy niebawem z wigilijnego stołu.

Nie samym karpiem rybak żyje

Jego praca uzależniona jest od pory roku i wielkości stawów, na których pracuje. Czasem na stawie musi spędzić wiele godzin, czasem całą noc, gdy ma patrol. Najczęściej do pracy angażuje rodzinę, ale do większych akcji trzeba zatrudnić osoby z zewnątrz, co z kolei generuje kolejne koszty.

Rybak, prócz zajęć bezpośrednio związanych z karpiami, musi zadbać o jak najlepsze dla nich środowisko. Jak rolnik dba o pole, by nie było zachwaszczone, tak rybak dba o staw. By jakość wody była jak najlepsza, rybak musi ją uszlachetniać, przygotowując odpowiednią uprawę dna stawu i dezynfekcję. Musi też zapewnić odpowiednie filtrowanie wody. W stawie nie może być innych ryb – tzw. chwastu rybnego, które będą podkradać zboże karpiom i przenosić choroby.

Zabezpieczenie urządzeń hydrotechnicznych – grobli, mnichów, jazów oraz środków transportu, sieci i narzędzi rybackich to również zadanie rybaka. Poza tym sieci trzeba uszyć, a gdy się przerwą, zacerować. Wszystko musi być sprawne, gdy przychodzi czas odłowu karpia.

Kormorany, bobry i jeszcze wirus KHV

Kormoran zjada ok. 0,5 kg ryb dziennie, a na staw potrafi naraz przylecieć kilkadziesiąt kormoranów. Ryby momentalnie znikają. Dlatego rybak musi zabezpieczyć swoją hodowlę przed ptakami, również czaplami, a w nocy pilnować, by karpi nie dopadły wydry. Kolejna plaga to bobry, które drążą tunele w groblach stawowych i w nich mieszkają. Gdy jednak przypadkiem wydrążą tunel na wylot, może dojść do rozerwania grobli. Fala powodziowa od stawu o powierzchni kilkudziesięciu ha może zmieść budynki znajdujące się w pobliżu. Wtedy nie dość, że rybak traci staw i hodowlę, grozi mu odpowiedzialność karna z powodu nieodpowiedniego zabezpieczenia budowli.

Do tych problemów związanych z hodowlą karpia doszły ostatnio straty spowodowane rozpowszechnieniem się wirusa KHV, o których głośno było zwłaszcza w województwie lubelskim. Niektóre gospodarstwa odnotowują straty nawet 50 proc. Inne wcale. I choć nie ma obawy o nieobecność karpia na wigilijnym stole, to jednak w tym roku możemy zapłacić za niego więcej – nawet od 15 do 18 zł za kilogram.

Hodowcom karpi nie jest do śmiechu

Pan Krzysztof 90 proc. hodowanych karpi sprzedaje tuż przed Wigilią. W międzyczasie niemal nie ma zarobku. To pozwala mu ledwie na utrzymanie.

Dlatego część ryb próbuje sprzedawać od lipca.

- Sama pani wie, latem mało kto o karpia pyta - mówi.

Z badań Instytutu Rybactwa Śródlądowego wynika, że co czwarte stawowe gospodarstwo rybackie nie osiągnęło pozytywnego wyniku finansowego na hodowli karpi za 2010 rok. W Polsce w dobrych latach sprzedawało się 25 tys. ton karpi na Wigilię. W ostatnich latach – od 15 do 16 tys. W tym roku mówi się o spadku sprzedaży o 1 tys. ton ze względu na wirus KHV, suszę, wzrost cen zboża i rosnące koszty wielu środków do produkcji. To koszty, których rybacy nie są w stanie zrekompensować podwyżkami cen za sprzedawane ryby.

Anna Dąbrowska/MA

wigiliaboże narodzeniekarp
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)