Jak nas oszukują fryzjerzy?
Podmieniają kosmetyki - do pojemników po markowych kosmetykach, wlewają tani specyfik
07.10.2011 | aktual.: 10.10.2011 08:43
Tani szampon w drogim pojemniku
Do najpopularniejszych oszustw należy podmienianie kosmetyków. Fryzjer do pojemnika po markowym szamponie lub farbie wlewa najtańszy na rynku preparat. Potem mówi nam, że do ceny usługi dolicza np. 100 zł za drogi środek, który w rzeczywistości kosztował 3 zł.
- To fryzjer myje nam włosy, wciera maseczkę albo farbuje włosy. Nie jesteśmy w stanie odróżnić drogiego preparatu od taniego. Gdy twierdzimy, że źle nam się układają włosy lub, że są szorstkie w dotyku, fryzjer powie, że to nasze włosy tak reagują na strzyżenie. Dlatego zwracajmy uwagę na to, czy fryzjer przy nas otwiera drogi kosmetyk. Zdarza się też, że w salonie za drogi szampon musimy zapłacić kosmiczną cenę – czasem jeszcze raz tyle, ile wynosi cena rynkowa. Fryzjer tłumaczy, że można go nabyć tylko w najlepszych salonach i że mamy szczęście, bo on akurat jeszcze go ma. Dowiedzmy się wcześniej, jakich kosmetyków używa fryzjer i przed pójściem do salony poszukajmy ceny w sieci. Może warto kupić taniej w internetowym sklepie i iść do fryzjera z własnym szamponem. Czasem warto też zadzwonić do kilku salonów i zorientować się jakie są ceny kosmetyków, każdy fryzjer doskonale je zna – twierdzi Emilia Kudrycka, fryzjerka w jednym z gdańskich zakładów fryzjerskich.
Łysy placek na głowie i pomarańczowe włosy
Fryzjerzy często wykonują nieumiejętnie usługę. Bywa, że są w stanie zniszczyć fryzurę i włosy. Potrafią zmienić kolor na zupełnie inny niż chciał klient. Tłumaczą zawsze, że to wina włosów.
- Kiedyś przyszła do mnie klientka, której w innym salonie zmieniono kolor włosów na pomarańczowy. To ewidentnie brak wiedzy fryzjera. Bo farbowanie to wyższa szkoła jazdy. Ja jestem w stanie ufarbować na każdy kolor, wiem jak uzyskać żądany przez klienta odcień. Często fryzjerzy mówią, że się nie da. Tymczasem nie ma takiej możliwości. Zawsze się da, tyle że czasem klientce lub klientowi nie pasuje. Wówczas staram się odradzić, wskazać lepsze rozwiązania. Najczęściej klientki biorą sobie do serca moje rady – mówi Kudrycka. – Zdarzyło się, że klientka miała z tyłu "łysy placek". Fryzjerowi omsknęły się nożyczki i jakoś mu „się wycięło” duże pasmo. Musiałam całkiem zmodyfikować fryzurę. Nie rozumiem jak można tak zniszczyć włosy i jeszcze chcieć za to pieniędzy. Takie zdarzenie całkowicie dyskwalifikuje fryzjera. Niektórzy fryzjerzy należą do związku rzemieślników, warto poinformować ich o takiej fuszerce. Można też powiedzieć o nieuczciwości w Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów
Trwała, jednodniowa, ondulacja
Trwała ondulacja, która w salonie wyglądała imponująco, po powrocie klientki do domu, opadła. Następnego zaś dnia nie ma po niej śladu. Fryzjer na to: takie włosy.
„Za trwałą ondulację zapłaciłam prawie 200 zł. Byłam bardzo zadowolona. Zastosowałam się do rad. Miałam umyć włosy za kilka dni. Tymczasem już na drugi dzień, miałam proste włosy. Fryzura całkowicie oklapła. Poszłam do fryzjerki, żeby mi oddała pieniądze. Tymczasem dowiedziałam się, że widocznie musiałam umyć zaraz po powrocie do domu, że to ja popełniłam błąd. Albo że mam takie słabe włosy. Byłam zrozpaczona, fryzjerka nie oddała mi pieniędzy. W innym salonie zrobiono mi powtórnie trwałą i wszystko było dobrze. Widocznie poprzednia fryzjerka użyła złego specyfiku” – pisze na forum Vera.
Podcięcie grzywki za 150 zł
Często klienci nie znają cen. Godzą się na zapłatę żądanej kwoty nawet, jeśli nie odpowiada ona wartości usługi. I tak, za podcięcie grzywki trzeba płacić tyle co za farbowanie włosów w innym salonie.
„Moja siostra farbowała sobie włosy i zapłaciła 200 zł, a ja poprosiłam tylko o podcięcie grzywki i miałam zapłacić 150. Byłam w szoku! Fryzjerka powiedziała mi, że to artystyczne strzyżenie grzywki a nie takie zwykłe. Ja tego nie zauważyłam, to niby artystyczne strzyżenie trwało dosłownie 3 minuty” – pisze Fabiana na forum.
„Nosiłem kucyk i postanowiłem się go pozbyć. Fryzjerka chciała za odcięcie ogonka, bez tych strzyżeń i cieniowań, 100 zł. Powiedziała, że zrobiła mi bardzo modną fryzurę w stylu angielskim. Zaśmiałem się, bo dawno mi nikt większego kitu nie wcisnął. Uparłem się i dałem jej tylko 10 zł, bo tyle najwyżej kosztowała ta usługa” – opisuje Łukasz.
Emilia Kudrycka twierdzi, że zdarza się, iż niektóre salony mocno "podśrubowują" ceny, bo są bardzo modne. Fryzjerzy dyktują trendy lub czeszą gwiazdy.
- W takich zakładach za podstawową usługę płaci się krocie. Ale takie są prawidła rynku. Cena rośnie, gdy jest duży popyt. Trzeba jednak docenić fryzjera, który rzeczywiście jest artystą i warto zapłacić więcej za to, co zrobi nam na głowie – tłumaczy Kudrycka.
Samozwańcze, internetowe fryzjerki
Specjaliści radzą też, by korzystać wyłącznie z usług fryzjerów, którzy mają certyfikaty. Na rynku nie brakuje samozwańczych fryzjerów.
- Oczywiście nie mam nic przeciwko fryzjerom, którzy nie mają dyplomów a potrafią robić świetne fryzury. Znam dużo takich osób. Bo dyplom nie zawsze oznacza, że fryzjer ma wysokie umiejętności. Jednak ostatnio dość dużo klientek skarżyło na „fryzjerki” z Internetu. Ogłaszają, że przyjadą do domu i za grosze zrobią fryzurę. Najczęściej do strzyżenia używają nie nożyczek, tylko dziwnych chińskich urządzeń, które niszczą włosy. Niektórzy mówią, że mają doświadczenie, tymczasem skracają włosy od… tygodnia. Poza tym takiej usługi nie da się zgłosić do reklamacji, te „fryzjerki” używają nieznanych kosmetyków, może nawet szkodliwych. Zdarza się, że kradną. Gdy klientka siedzi z szamponem na włosach, okradają mieszkanie. Lepiej nie wpuszczać do domu takiej przypadkowej osoby – dodaje Kudrycka.
(toy)/MA