Jak wygląda praca operatora monitoringu?

Miejski anioł stróż, czyli co operator monitoringu może zobaczyć na monitorach? O pracy operatora monitoringu opowiada Andrzej Fabrello

Jak wygląda praca operatora monitoringu?
Źródło zdjęć: © archiwum Straży Miejskiej

19.04.2013 | aktual.: 17.06.2014 09:18

- Tu należy polegać na własnej intuicji - mówi Andrzej Fabrello. – Są newralgiczne miejsca miasta, jak skrzyżowania, przejścia dla pieszych czy nocne sklepy i parkingi – zauważa operator monitoringu. Nie ma jednak reguły na to, co się gdzie wydarzy. – Wiadomo, że w obszarach, gdzie odbywa się na przykład impreza masowa, mamy stan podniesionej gotowości – zauważa operator. Nie jest jednak przesądzone, że to właśnie tam będzie potrzebna interwencja, bo nieraz jak się mówi, że najciemniej jest pod latarnią.

Obraz
© (fot. archiwum Straży Miejskiej)

Monitoring miejski działa prewencyjnie

Ma na celu poprawienie bezpieczeństwa mieszkańców. - Jeśli na przykład ktoś chce się włamać do samochodu, obecność kamery może go powstrzymać od tego czynu, bo to się wiąże ze zbyt dużym ryzykiem, że zostanie zaraz zatrzymany – zauważa operator.

System pracy w tym zawodzie to najczęściej zmiany dwunastogodzinne. Operator, który przekazuje zmianę, informuje o wszystkich zdarzeniach, jakie miały miejsce, na co trzeba zwrócić uwagę. Choć dla niektórych spędzenie dwunastu godzin przed monitorem, na którym z rzadka się coś wydarza, wydaje się monotonną perspektywą, praca ta ma swoje zalety.

– Daje dużo satysfakcji, przede wszystkim, że można komuś pomóc. Kiedy ja kończę pracę, kolega, który mnie zmienia czuwa nade mną czy moimi bliskimi. Kamery dają większe poczucie bezpieczeństwa - mówi operator monitoringu miejskiego, odnosząc to do własnych doświadczeń zawodowych.

Obraz
© (fot. archiwum Straży Miejskiej)

- Kiedy widzę na przykład, że dziewczyna wraca sama w nocy z imprezy, albo idzie jakaś duża, podpita grupa, zwiększam swoją czujność i staram się to wydarzenie monitorować. Zdarza się bowiem, że imprezowicze wracający z pubów czy dyskotek, mają różne pomysły i przytrafiają im się wybryki chuligańskie. Jedna z takich grup wpadła na pomysł, żeby przewrócić Toi-Toi. Do najbardziej powszechnych wykroczeń należy niszczenie wiat przystankowych czy biletomatów i przewracanie śmietników. Zazwyczaj to jacyś okoliczni mieszkańcy, którym za dużo się wypiło. Tak było w przypadku grupy, która skopała biletomat przy Bramie Żuławskiej w Gdańsku. Na jakiś czas zniknęła ona z pola widzenia kamery, ale że po krótkim czasie musieli się znów napić, zostali zatrzymani przez policję i ukarani - opowiada Andrzej Fabrello.

Inne wykroczenia to: plakatowanie wiat przystankowych, wykroczenia drogowe, nieprawidłowe parkowanie, spożywanie alkoholu w miejscu publicznym, bójki, rozboje i kradzieże. - Spożywanie alkoholu w miejscach publicznych jest nagminne i oczywiście wzrasta w sezonie letnim, ale trzeba przyznać, że jednocześnie z roku na rok maleje. Wcześniej odnotowywaliśmy około sześćdziesięciu tego typu wykroczeń dziennie, teraz jest ich o połowę mniej, bo świadomość mieszkańców cały czas rośnie. Jak podają dane Urzędu Miasta liczba wykroczeń za sprawą kamer zmalała o około 40 proc. – twierdzi operator.

Obraz
© (fot. archiwum Straży Miejskiej)

Niektórym wandalom nie brakuje chuligańskiej fantazji

– W okresie Świąt na Długim Targu została zniszczona ogromna choinka – zdewastowano bombki i Mikołaja – wspomina Andrzej Fabrelloj. Inni, być może z czystej ciekawości, chcą zajrzeć w miejsca niedozwolone, tak jak dziewczyny, które postanowiły wdrapać się na fontannę Neptuna. – Straż Miejska interweniowała w tej sprawie, ale po przyjeździe w okolice Długiego Targu, okazało się, że nikogo nie ma na miejscu zdarzenia. Dopiero potem zauważyliśmy, że dziewczyny schowały się w fontannie i nadal siedziały w środku - relacjonuje pracownik.

Do częstych wykroczeń należą bójki. - Najwięcej zdarza się ich na głównej ulicy Starego Miasta. – Zwłaszcza w weekendy, gdy ludzie wychodzą z pubów i dyskotek, mają trochę procentów we krwi i chcą rozładować emocje – tłumaczy Fabrello.

Ostatnio operatorka monitoringu miejskiego w Bartoszycach uratowała życie jednemu z mieszkańców, który choruje na padaczkę. Na monitorze dostrzegła, jak mężczyzna zasłabł w samochodzie i natychmiast wezwała pomoc. – Zdarzają się sytuacje, gdy monitoring zanotuje zasłabnięcie, albo osobę chorą, która uciekła ze szpitala i plącze się po mieście – mówi Andrzej Fabrello. - Monitoring jest też pomocny w odnalezieniu osób poszukiwanych. Problem ten narasta w sezonie, gdy na przykład zdarza się dużo ucieczek z domów. Choć nawet ostatnio otrzymaliśmy komunikat z Nowego Portu, że zaginął jedenastoletni chłopiec. Dzięki monitoringowi został po kilku godzinach namierzony w innej dzielnicy miasta – opowiada Andrzej Fabrello.

Obraz

Czujność operatorów pomaga szybko zatrzymać sprawców. – Jakiś czas temu, jeden z pracowników zauważył grupę podpitych mężczyzn, przemieszczających się w okolicy Przymorza. Po chwili otrzymaliśmy zgłoszenie, że zginęły w tamtym rejonie trzy tablice rejestracyjne. Te osoby zostały skojarzone z wydarzeniem, co okazało się trafne, bo po zatrzymaniu znaleziono je przy nich – mówi pracownik Straży Miejskiej.

Zdarza się jednak, że kamery zarejestrują grubsze sprawy. Tak było w przypadku wyroku, jaki zapadł w światku przestępczym na trójmiejskiego gangstera "Zachara", który został śmiertelnie pobity. W przypadku przestępstw czy wykroczeń materiał z monitoringu jest zgrywany i zabezpieczany jako materiał dowodowy w sprawie.

Są i pomyłki przy pracy. – Jesteśmy bardzo wyczuleni, na to, co dzieje się przy biletomatach, bo są jednym z ulubionych obiektów wandali. Jakiś czas temu monitoring zarejestrował, że grupa chłopaków grzebała coś przy jednej z gdańskich maszyn, więc natychmiast zareagowaliśmy. Okazało się, że był to serwis, chociaż nikt z instytucji nadrzędnych nie był o tym poinformowany – opowiada operator. Do Straży Miejskiej zwracają się też firmy ubezpieczeniowe w sprawach sytuacji spornych na drogach, kiedy na przykład istnieje podejrzenie próby wyłudzenia odszkodowania.

Obraz
© (fot. archiwum Straży Miejskiej)

Czy będąc po drugiej stronie monitora nie czuje się czasem bezsilny wobec zastanych zdarzeń? – Wręcz przeciwnie, czuję, że mogę bardzo dużo zrobić, zawiadamiając odpowiednie organy – mówi Andrzej Fabrello. A co z adrenaliną? Czy wpatrywanie się w monitory daje poczucia kontroli nad niekończącym się, miejskim reality show? - Zawsze jest jakaś adrenalina, ale bardziej odnosi się ona do tego, żeby odpowiednio szybko zareagować – tłumaczy Andrzej Fabrello.

MD, AS, WP.PL

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (5)