Jedni o nie walczą, inni je dostają – dla kogo podwyżki?

Właśnie mijają najlepsze miesiące na wywalczenie podwyżki

Jedni o nie walczą, inni je dostają – dla kogo podwyżki?
Źródło zdjęć: © Thinkstock

*Właśnie mijają najlepsze miesiące na wywalczenie podwyżki. Z danych obserwatorów rynku wynika, że pracownicy najczęściej mogą liczyć na zwiększenie wynagrodzenia w styczniu albo kwietniu. Bynajmniej nie wszyscy mają jednak na to równe szanse. Największe – wysoko wykwalifikowani fachowcy w dużych i prężnych firmach. Polskie zarobki – mozolna droga w górę. *

Mniej więcej 4 procent, o tyle w minionych latach rosły budżety płac w polskich firmach. To więcej niż ostatnio w Europie, gdzie średnia wzrostu budżetów kształtuje się na poziomie 3,6 proc.

Polska nie wygląda też najgorzej, jeśli chodzi o realny wzrost płac – nadwyżka planowanych podwyżek nad wzrostem cen może wynieść ok. 1,6 proc. To blisko o połowę lepszy wynik niż średnia dla Europy. Oznacza on tyle, iż polskie płace rosną nieco szybciej niż wynagrodzenia w krajach zachodnich.

Wciąż jednak pozostajemy daleko z tyłu, jeśli chodzi o ich realną wartość. Według danych Eurostatu na 2011 rok, nasza średnia płaca (3,5 tys. zł) była ponad 3-krotnie niższa od przeciętnych zarobków we Francji, a ponad 4-krotnie od tych w Danii czy Luksemburgu. Zgodnie z szacunkami ekspertów, obecny poziom zachodnich wynagrodzeń osiągniemy nie wcześniej niż za 35 lat.

Wskaźniki wynagrodzeń powoli pełzną jednak do góry. Pracodawcy najczęściej planują podwyżki na początku roku. Niestety, nie wszyscy mogą się ich spodziewać. Łatwiej o nie w większych firmach, szczególnie tych z obecnością zagranicznego kapitału. – Kiedy byłam zatrudniona w dużej firmie, z oddziałami we wszystkich większych miastach Polski, podwyżkę dostawaliśmy co roku, zawsze w I kwartale – mówi prowadząca dzisiaj niewielkie biuro wydawnicze Iwona Nowak. – Podwyżki były ustalane procentowo lub kwotowo, ich wysokość zależała od wyników firmy. Nikt z pracowników nie musiał rozmawiać na ten temat z szefami. Większe pieniądze nie łączyły się z poszerzaniem zakresu obowiązków. Wiedzieliśmy, że szefowie poszczególnych oddziałów na zebraniach oceniają swoich podwładnych i od takiej oceny uzależniają wysokość podwyżki. W kwestiach naszej oceny panowała pełna jawność.

Niestety, firma zamknęła swoje lokalne filie i pani Iwona była zmuszona szukać innej pracy. – Założyłam własną działalność, ale dochody z tego tytułu nie wystarczały. Na szczęście udało mi się znaleźć zatrudnienie w małej, kilkuosobowej firmie. Pracuję tu 3 lata. Przez ten czas podwyżki nie dostałam ani razu – opowiada.

Ponieważ jednak dobrze orientuje się w kondycji firmy, nie zgłasza zastrzeżeń. Dobrze, że praca jest. – Naszą firmę łączy szereg powiązań z branżą budowlaną. Wiemy doskonale, że sytuacja na rynku nie daje szefowi dużego pola manewru. Dlatego żaden z członków załogi nie szykuje się na walkę o podniesienie pensji. To nie ten moment – komentuje.

Chcą dać czy nie chcą?

Kogo omija konieczność walki z szefem o podniesienie pensji, może o sobie powiedzieć, że znalazł się w szczęśliwej sytuacji. Ale jakże często podwyżka przez lata pozostaje tylko w sferze obietnic. Albo np. łączy się z niewspółmiernym do jej wysokości rozszerzeniem zakresu obowiązków. Niestety zdarza się też, że bywa przyznana, a po jakimś czasie – odwołana. – Pracuję w dużym wydawnictwie. Przełożony obiecał mi podniesienie pensji w zamian za dodatkowe zadania. Miałem redagować biuletyn przeznaczony dla branżowych kontrahentów. Po pierwszym miesiącu podwyżki nie było, po dwóch kolejnych także nie. Szef tłumaczył, że załatwi to już za miesiąc, hurtowo. Nic z tego nie wyszło. W rezultacie zrezygnowałem i z zadania, i z tej, jak się okazało, wirtualnej podwyżki – opowiada 40-letni Paweł.

Doradcy zawodowi tłumaczą, że przed takimi ewentualnościami należy się zabezpieczać. Nie robić niczego „na piękne oczy”, tylko podpisywać z pracodawcą stosowne umowy. Tyle tylko, że w praktyce to najczęściej nie do osiągnięcia. – Zaufałem szefowi. Poza tym, jak go miałem zmusić do podpisania czegokolwiek? Wiadomo przecież, że to on ma silniejszą pozycję. Jedyny zysk dla mnie to nauczka, żeby nie wchodzić w przyszłości w podobne układy – komentuje Paweł, który mimo wszystko uważa, że szef, przynajmniej na początku, nie miał złych intencji. – Myślę, że chciał mi zapłacić. Może ktoś wyżej się nie zgodził, może ktoś czegoś nie dopiął – zastanawia się.

Na forach internetowych nie brakuje jednak gorszych dla szefów opinii. – Jeśli sprawy są załatwiane na gębę, to dlatego, że szefowie/przełożeni tak chcą. A chcą tak, bo z góry zakładają, że oszukają pracownika – pisze internautka.

Iwona Nowak uważa, że nie można generalizować. – Moim zdaniem, jeśli pracodawca rzeczywiście chce i może podnieść płacę pracownikowi, raczej to zrobi – uważa. – Szefowie dobrze wiedzą, że rozczarowany, oszukany podwładny nie przyniesie korzyści firmie. Jeśli więc szef obiecał podwyżkę, a później się z niej wycofał, być może zadecydowały inne czynniki. Nie można zakładać, że od początku zamierzał nas oszukać.

TK,MA,WP.PL

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (1)