Rosja grozi sadownikom
Eksporterzy twierdzą, że politycznie motywowane zamknięcie rosyjskiego rynku dla polskich owoców to tylko kwestia czasu.
Ostatnio minister rolnictwa Marek Sawicki chwalił się, że w eksporcie jabłek jesteśmy na pierwszym miejscu na świecie. Nie dodał, że głównie dzięki popytowi na nasze owoce w Rosji. Z danych GUS wynika, że tylko samych jabłek sprzedaliśmy tam za 1,06 mld zł.
Nasi sadownicy przestraszyli się embarga nie bez powodu. Rossielchoznadzor, odpowiednik naszego sanepidu, podał ostatnio, że polskie owoce nie spełniają norm sanitarnych. Wszyscy odebrali to jako sygnał, że po głośnym embargu na wieprzowinę i jej przetwory przyszedł czas na polskie jabłka i maliny. Minister rolnictwa przekonuje, że to tylko zwrócenie uwagi polskim eksporterom. Eksporterzy, że polskie owoce spełniają bez problemu wyśrubowane standardy unijne i że już wcześniej Rosja zamykała swój rynek dla polskich jabłek ze względów politycznych.
Federalna Służba Nadzoru Weterynaryjnego i Fitosanitarnego nałożyła embargo na jabłka z Polski w latach 2005-2005, podając dokładnie takie same powody jak kilka dni temu.
- Pretekst nie jest tutaj ważny. Polscy producenci owoców i warzyw od lat spełniają najbardziej restrykcyjne normy unijne w zakresie zawartości pestycydów i azotanów. Rosja to wie, a jednak już w przeszłości dochodziło do wykluczenia naszych producentów z rosyjskiego rynku - twierdzi Jolanta Kazimierska, prezes Stowarzyszenia "Unia Owocowa".