Koronawirus zamknął branżę kosmetyczną. "Teraz rząd ma szansę się wykazać"

Wszystkie salony kosmetyczne, nawet te domowe, od 2 kwietnia będą zamknięte. Tak zdecydował rząd, zaostrzając przepisy dotyczące izolacji wywołanej pandemią koronawirusa. Branża mówi jednym głosem: dobrze, że salony zamknięto, ale liczymy na pomoc państwa, inaczej nie przetrwamy.

Koronawirus zamknął branżę kosmetyczną. "Teraz rząd ma szansę się wykazać"
Źródło zdjęć: © East News | Łukasz Urbański
Paweł Orlikowski

01.04.2020 | aktual.: 01.04.2020 10:48

Od czwartku, 2 kwietnia zamknięte zostają - bez wyjątków - wszystkie zakłady fryzjerskie, kosmetyczne, salony tatuażu i piercingu. Tych usług nie będzie można realizować również poza salonami, na przykład wizyty w domach nie wchodzą w grę. Decyzję ogłosił premier Mateusz Morawiecki podczas wtorkowej konferencji.

Finanse WP pytają przedstawicieli branży, jak poradzą sobie w tym trudnym czasie. Od właścicielki domowego salonu fryzjerskiego po właściciela kilku salonów słyszymy jedno: dobrze, że rząd wreszcie formalnie zamknął salony, bo te i tak nie funkcjonowały już od jakiegoś czasu.

Jest jednak druga strona medalu. - Co będzie już po pandemii, bo bez pomocy od państwa nie przetrwamy - mówią właściciele salonów kosmetycznych. I liczą, że wsparcie państwa będzie wystarczające.

Łukasz Urbański, stylista fryzur, właściciel trzech salonów fryzjerskich w stolicy mówi w rozmowie z Finanse WP, że decyzja o formalnym zamknięciu salonów jest jedyną słuszną. Jednak najważniejszy sprawdzian stoi teraz przed rządzącymi, czy będą w stanie zaoferować adekwatną pomoc. Zarówno właścicielom firm, jak i ich pracownikom.

- Wcześniejszy komunikat, że możemy chodzić do pracy w czasie, gdy inni mogli z domu wychodzić tylko po to, by załatwić najpilniejsze sprawy, był absurdem - przyznał Urbański. - Im więcej ktoś ma salonów, tym ma większe koszty, to nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. 3-4 miesiące i oszczędności się kończą, a my popadniemy w ogromne długi. Oczywiście możemy to przetrwać, jeśli państwo nam pomoże. Jeśli nie, to sytuacja będzie smutna. Bo my jako obywatele spełniamy swoje obowiązki, a państwo nic nam nie daje. Musimy być samowystarczalni i to jest przykre - skwitował.

Utrzymanie salonu to nie tylko lokal, ale także pracownicy. - Przede wszystkim liczę na zniesienie ZUS-u, ale ważna rzecz, to zabezpieczenie moich pracowników. Oni też muszą mieć pieniądze na przeżycie, byśmy wszyscy mogli to przetrwać w komplecie. To jest podstawa - powiedział.

- Całą resztę muszę załatwiać sam. Dogadać się z właścicielami mieszkań w sprawie czynszu, kontaktować z bankami, gdzie mam kredyty, do tego leasingi. Masa rzeczy, które mam na głowie. W telewizji rząd komunikuje, że wszystko zostanie zniesione czy wstrzymane na jakiś czas. Jednak, gdy dzwonię do poszczególnych firm, okazuje się, że wcale tak nie jest - tłumaczy Łukasz Urbański, stylista fryzur.

Przedsiębiorca przyznaje, że już musiał zwolnić dwie osoby, które przyuczały się do zawodu. Ma nadzieję jednak, że uda się ocalić resztę zespołu, bo nie wyobraża sobie, że będzie musiał zwolnić kogoś jeszcze.

Potrzebujemy wsparcia

Branża właściwie mówi jednym głosem. Podobnego zdania co Łukacz Urbański jest Anna Cygańska, która w pojedynkę prowadzi salon fryzjerski we własnym domu w Świerczu, w powiecie pułtuskim. - Bardzo dobrze, że salony zostały zamknięte, bo grozi nam zarażenie, ale też my stanowimy zagrożenie dla klientów - mówi nam.

Jak dodaje, obawy są ogromne, przede wszystkim o płynność finansową. - Sytuacja staje się trudna. Jestem na karcie podatkowej, przestojowe od rządu to 1300 zł. To nie wystarczy, by przetrwać. Nie wiem, czy będę miała za co przeżyć. Ratuje mnie to, że mam własny lokal - podkreśla pani Anna.

Klaudia Cykier, właścicielka salonu piękności z Włodawy, w porównaniu z kolegami z branży jest w komfortowej sytuacji.

- Właścicielka lokalu, który wynajmuję, obniżyła mi cenę najmu o połowę. Mam leasing na jeden sprzęt, ale istnieje możliwość obniżenia raty leasingowej do 20 proc. na pół roku. To mnie ratuje - przyznaje.

Jak dodaje, zatrudnia jedną pracownicę na umowę o prace. Jeśli sytuacja utrzyma się do końca kwietnia, żadnego problemu nie będzie. - Jeśli nie będę miała przychodów dłużej niż do końca miesiąca, będę musiała ją zwolnić, a ona zarejestrować się jako bezrobotna. Ja będę zmuszona zawiesić działalność - mówi nam pani Klaudia i dodaje: Panie dzwonią i mówią, że są spragnione usług. Ale boję się, że część z nich straci pracę i na wizytę w salonie fryzjerskim nie będzie je stać.

Przypomnijmy. 1 i 2 kwietnia w życie wchodzą kolejne restrykcje dotyczące społecznej izolacji. Po ostatnim weekendzie, gdy wiele osób wyszło z domów i odnotowano wzrost liczby zachorowań, rząd zdecydował się zaostrzyć ograniczenia. Z domu można wychodzić tylko w pojedynkę, nieletni nie mogą przebywać poza domem bez opiekuna, w sklepach zaczną obowiązywać limity, a miejsca rekreacji zostaną zamknięte.

Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (361)