Krasnodębski: niebawem pierwszy akt legislacyjny unii energetycznej
Podczas najbliższej sesji Parlamentu Europejskiego będzie głosowany pierwszy akt legislacyjny unii energetycznej . Dzięki niemu, Rosja nie będzie mogła zawrzeć z żadnym unijnym państwem umowy, która będzie niezgodna z zasadami solidarności energetycznej - powiedział PAP europoseł PiS prof. Zdzisław Krasnodębski.
11.02.2017 09:10
Krasnodębski, koordynator grupy Eurojskich Konserwatystów i Reformatorów w komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii (ITRE) Parlamentu Europejskiego, był sprawozdawcą projektu. Jak wyjaśnił, nowe rozwiązanie spowoduje zwiększenie kontroli energetycznych umów międzyrządowych między państwami unijnymi a krajami trzecimi. Będzie bowiem istniał wymóg, by każda taka umowa - jeszcze przed zawarciem - została notyfikowana przez KE. Dotąd państwa informowały Komisję już po zawarciu umowy, i nawet jeśli okazywało się, że były w niej zapisy niezgodne z unijnymi zasadami, nie można było już niczego zrobić.
Jak powiedział PAP europoseł, takich umów było 19. Zdaniem Krasnodębskiego, nowe przepisy są "daleko idące i rzeczywiście umożliwią Komisji ingerencję w takie umowy". Z drugiej strony europoseł przyznaje, że niektóre państwa - jak np. Francja - początkowo były przeciwne pewnym zapisom. Część chciała np. zawęzić ich działanie jedynie do gazu. Jednak - jak zaznaczył - wszystko jest już uzgodnione i wszystkie grupy polityczne w PE nowe rozwiązania popierają.
Prof. Zdzisław Krasnodębski zwrócił uwagę na procedowany obecnie akt legislacyjny, którego sprawozdawcą jest inny Polak, prof. Jerzy Buzek. Jak powiedział, projekt ten jest na poziomie tzw. trilogu, czyli dyskusji między Parlamentem Europejskim, Komisją Europejską a Radą Europy. "Tu są jednak jeszcze mocniejsze opory" - powiedział Krasnodębski. Jego zdaniem, gdyby udało się przeforsować te zmiany Komisja zyskałaby jeszcze większą kontrolę nad przestrzeganiem zasad europejskiej solidarności energetycznej.
Pytany o ocenę działania unii energetycznej, europoseł wyraził opinię, że zarówno z punktu widzenia polskiego jak i europejskiego "ma ona dobre strony". "Jednak trzeba jeszcze sporo zrobić" - zaznaczył.
Krasnodębski zwrócił uwagę na konieczność dywersyfikacji dostaw surowców energetycznych do UE. Jak mówił - ze statystyk wynika, że zależność unii od importu surowców energetycznych zwiększyła się z 52 proc w 2010 r. do 56 proc. w 2015 r i nadal rośnie. W przypadku gazu - 31 proc. dostarczanego na europejski rynek surowca pochodzi z Rosji. W jego opinii, w przypadku niektórych krajów - owo uzależnienie od rosyjskiego surowca jest jednak "chciane" i jest wyborem politycznym.
Przykładem mogą być plany budowy podmorskiego gazociągu Nord Stream 2 biegnącego wzdłuż gazociągu Nord Stream 1 i plany zwiększenia przepustowości gazociągu Opal, który biegnie wzdłuż zachodniej granicy Polski i który służy do rozprowadzania paliwa z Nord Streamu.
"Podobnie jak w Nord Stream 1 tak Nord Stream 2 ma aspekt polityczny. W przypadku Nord Stream 2 znacznie trudniej jest uzasadnić , że to przedsięwzięcie komercyjne, bo przecież pierwszy z nich nie jest nie jest całkowicie wypełniony" - zauważył Krasnodębski. Jak ujawnił, wielu jego niemieckich kolegów jest przeciwnych budowie tej magistrali, bo podważa to zasady unijnej sprawiedliwości. "Ale w wielu rozmowach słychać, że sprawa ma aspekt polityczny, w tym kontekście pada nazwisko byłego, ale wciąż wpływowego kanclerza Gerharda Schroedera" - powiedział.
Gazociąg Nord Stream 2 ma powstać na dnie Bałtyku, równolegle do uruchomionego w 2011 roku gazociągu Nord Stream. Ma to być dwunitkowa magistrala gazowa o mocy przesyłowej 55 mld metrów sześciennych surowca rocznie z Rosji do Niemiec. Polska, państwa bałtyckie i Ukraina sprzeciwiają się budowie nowej magistrali.
Krasnodębski podkreśla, że dyskusja na temat budowy Nord Stream 2 jest - z polskiego punktu widzenia - znacznie łatwiejsza niż było to w przypadku budowy pierwszej nitki bałtyckiej magistrali. "Dziś inaczej patrzy się na Rosję, inaczej traktuje się nasze argumenty; nie jako wyraz uprzedzeń, ale realistyczną ocenę sytuacji" - powiedział profesor.
Jak mówił, Polska stara się przekonywać niemieckich partnerów, że dywersyfikacja jest konieczna. "Stoimy na stanowisku, że współpraca rosyjsko - niemiecka współpraca naraża niektóre państwa - jak np. Ukrainę - na energetyczny szantaż. Nie chcielibyśmy się także uzależniać, np. w produkcji elektryczności, od partnerów za zachodu. Potrzebne jest urynkowienie sektora odnawialnych źródeł energii" - podkreślił.
Jego zdaniem musimy wykorzystywać środki prawne, polityczne, a także przekonywać opinię publiczną.
"Jest zamysł, by zrobić o tym konferencję nie tylko w Brukseli, ale też np. Berlinie. Niemiecka opinia publiczna nie jest o tej sprawie odpowiednio informowana. Uważam, że my Polacy, tak jak często nasi niemieccy sąsiedzi, którzy bezpośrednio - przez swoje organizacje - oddziaływają na postawy i opinie naszego społeczeństwa, moglibyśmy oddziaływać na społeczeństwo niemieckie poprzez tzw. dyplomacje publiczną.