Koronawirus w Polsce. Z półek sklepowych znikają drożdże. Sklepy wprowadzają limity

Wprowadzanie ograniczeń epidemiologicznych spowodowało, że Polacy ruszyli do sklepów, mimo że te działają prawie normalnie. Wśród towarów deficytowych znalazły się m.in. drożdże. Część sprzedawców wprowadziła limity na ten produkt.

Koronawirus w Polsce. Z półek sklepowych znikają drożdże. Sklepy wprowadzają limity
Źródło zdjęć: © East News | Piotr Kamionka/REPORTER
Przemysław Ciszak

- W ciągu godziny wyprzedałem wszystkie drożdże - mówi właściciel jednego ze sklepów spożywczych na wrocławskim osiedlu. - W Biedronce też ich nie ma. Jeszcze nigdy nie było takiego zapotrzebowania na drożdże. Teraz ludzie przejęli się sytuacją, kupują na wszelki wypadek, pieką swój chleb - tłumaczy.

Jak wynika z danych CMR (Centrum Monitorowania Rynku), do momentu ogłoszenia stanu zagrożenia epidemicznego sprzedaż drożdży w sklepach w sklepach małoformatowych podskoczyła czterokrotnie (wartościowo). - Oznacza to, że klienci wydali na zakup drożdży czterokrotnie więcej niż zazwyczaj - wyjaśnia Magdalena Wilgatek z CMR. - Jeszcze większym liderem wzrostów okazał się spirytus, który odnotował pięciokrotny wzrost wartości sprzedaży. Jednak zwiększoną sprzedaż artykułów spożywczych, a zwłaszcza tych z dłuższym terminem przydatności do spożycia odnotowujemy już od dwóch tygodni - dodaje.

Poszukiwania drożdży szybko przeniosły się do internetu. Na lokalnych grupach internauci pytają, gdzie jeszcze można je dostać. Okazuje się, że wyprzedają się momentalnie w większości sklepów. Na platformach sprzedażowych typu Allegro można kupić, ale na dostawę trzeba poczekać, czasem nawet tydzień.

- Na razie wszystkie nasze zakłady produkcyjne działają, a nasze zespoły kontynuują starania, aby spełnić oczekiwania klientów w nadchodzących dniach i tygodniach - informuje w oświadczaniu Antoine Baule, prezes francuskiej firmy Lesaffre, największego producenta drożdży, który działa w 50 krajach, w tym w Polsce.

Lesaffre Polska dostarcza popularne "Drożdże Babuni" m.in do sieci Biedronka czy Tesco oraz licznych sprzedawców w kraju. Siedziba firmy mieści się w Wołczynie. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, firma działa na pełnych obrotach, ale zapotrzebowanie rzeczywiście skoczyło ponad normę.

Podobnie jest w przypadku suchych drożdży. - Zapotrzebowanie na ten produkt rośnie we wszystkich krajach. Znaczny wzrost sprzedaży, zarówno "Drożdży suszonych instant", jak i "Zakwasu chlebowego żytniego" Dr. Oetkera, odnotowujemy już od lutego - poinformowała Anna Romejko z biura prasowego Dr. Oetkera. - Produkcja firmy Dr. Oetker pracuje w ruchu ciągłym, a dostawy są na bieżąco realizowane. Jednak już teraz popyt na drożdże przewyższa ich podaż. Staramy się uzupełniać braki - zaznacza.

Drożdże to kolejny produkt, na który rzucili się Polacy. Wcześniej, jak informowaliśmy w Wirtualnej Polsce, z półek masowo znikał papier toaletowy. Jak wynika z danych CMR, wyjątkowo dobrze sprzedaje się również mąka. Ze sklepów wykupywany jest również spirytus, który może służyć do odkażania.

Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Finanse
handeldrożdżekoronawirus
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (514)