Nowy wróg Donalda Tuska. Na walce z nim "zarobią tylko myśliwi"

Podczas gdy fala kulminacyjna przetacza się przez polskie wsie i miasta, rząd rozpoczął rozliczenia. Pierwszą ofiarą powodzi na Dolnym Śląsku może zostać... bóbr europejski. Ssaki zostały oskarżone przez Donalda Tuska o niszczenie wałów przeciwpowodziowych. Zdaniem części ekspertów, niesłusznie.

Donald Tusk wypowiedział bobrom wojnę
Donald Tusk wypowiedział bobrom wojnę
Źródło zdjęć: © East News | Paweł Relikowski Polska Press, Piotr Jedzura Reporter
Adam Sieńko

25.09.2024 | aktual.: 25.09.2024 14:53

W trakcie sobotniego sztabu kryzysowego, w którym udział wziął premier Donald Tusk, minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz, minister spraw wewnętrznych Tomasz Siemoniak i samorządowcy, poruszono kwestię obecności bobrów w okolicy wałów przeciwpowodziowych.

Szef rządu stwierdził, że "czasami trzeba wybierać między miłością do zwierząt a bezpieczeństwem miast, wsi i stabilnością wałów".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Myśmy w 2010 roku podejmowali decyzje, ekolodzy byli wnerwieni, ale są priorytety" - komentował Tusk, dodając że będzie bronił wszystkich decyzji podejmowanych w granicach prawa, które zmierzają do ochrony wałów.

Na problem związany z działalnością bobrów zwracał uwagę także wójt gminy Głogów (fala kulminacyjna dotarła do niej w niedzielę). Bartłomiej Zimny wskazywał, że w wałach ziemnych na terenie gminy znaleziono kilka dziur, które były zasypywane piaskiem.

Jamy są rozkopywane także przez wiele innych zwierząt jak jenoty czy borsuki. Z tego, co słyszałem od jednej z mieszkanek wsi Serby gm. Głogów, w tej gminie jamy były wykopane od strony wsi, a nie rzeki. Zwróciła też uwagę na to, że to jest teren, gdzie kiedyś było bardzo dużo ferm lisich, z których lisy uciekały bądź były wypuszczane - kontruje w rozmowie z WP Finanse Roman Głodowski ze Stowarzyszenia Nasz Bóbr.

Bobry ofiarami stereotypu?

Bobry budują swoje gniazda, czyli żeremia, jako miejsce, w którym mogą przezimować. Jeżeli mają do dyspozycji skarpę i wysoki stromy brzeg, żeremia powstają w formie nor zlokalizowanych na stałym lądzie.

W niektórych sytuacjach rolę takiego "stromego brzegu" może przejąć wał przeciwpowodziowy. Dlaczego kopanie w nich dziur może okazać się niebezpieczne? Prof. Artur Magnuszewski z Zakładu Hydrologii Uniwersytetu Warszawskiego tłumaczy nam, że zapory boczne i wały przeciwpowodziowe mają określony przekrój poprzeczny, który zapewnia bezpieczną filtrację wody.

- Warto wiedzieć, że wały przepuszczają wodę, ale w sposób przewidywalny, kontrolowany - precyzuje ekspert.

Gdy w wale lub zaporze pojawi się jama, woda ją wypełnia. Może to doprowadzić do zawalenia się stropu, ale nie jest to jedyne ryzyko. Po wykopaniu otworu przekrój wału robi się bowiem cieńszy, co skraca drogę filtracji.

Jeżeli filtracja zachodzi zbyt szybko, strumień wody porywa ze sobą drobne cząstki gruntu z którego jest zbudowany wał. Przepływ robi się coraz szybszy, aż w końcu dochodzi do przebicia całej konstrukcji. W następstwie może się ona "rozpłynąć", co jest zresztą najczęstszą przyczyną awarii wałów - tłumaczy prof. Magnuszewski.

To, w jakim stopniu taka erozja wałów jest "zasługą" bobrów, pozostaje kwestią sporną. Roman Głodowski jest co do tego sceptyczny. Dodaje, że bobry "interesują się" wałami tylko w ściśle określonych sytuacjach. Przede wszystkim wał musi mieć styczność ze zbiornikiem wodnym, bo korytarze do komory gniazdowej zawsze muszą wychodzić pod wodą.

- Analizowałem dziesiątki kilometrów rzek, również w terenie, na którym obecnie jest powódź. Większość wałów jest odsunięta od rzek, więc na co dzień nie mają one styczności z wodą. Pozostają zatem poza obszarem zainteresowania bobrów - podkreśla ekspert.

"Największy wróg wałów"

Dyskusje o tym, czy bobry są odpowiedzialne za niszczenie wałów przeciwpowodziowych toczą się od lat. W 2010 r., podczas ostatniej tak dużej powodzi w Europie (w Polsce poszkodowanych było ponad 800 gmin), pozwolenie na odstrzał tych ssaków wydano w kilku gminach m.in. koło Bydgoszczy czy Szczecina.

"Największym wrogiem wałów jest bóbr. To zwierzątko, które niestety zagnieździło się na całej długości wałów Wisły i Odry drąży kanały, w związku z czym wały przypominają ser szwajcarski" - stwierdził ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller.

W 2016 r. "Dziennik Bałtycki" pisał, że bobry zostały uznane za "jeden z najważniejszych problemów gminy Sztutowo". - Zwierzęta te niszczą wały przeciwpowodziowe. Przerwanie wałów grozi zalaniem kilku tysięcy hektarów ziemi, skażeniem, destrukcją majątków oraz zdrowia naszych mieszkańców - mówił serwisowi ówczesny wójt gminy.

Na problem zwracała też uwagę Najwyższa Izba Kontroli. W raporcie z kwietnia 2024 r. dot. stanu bezpieczeństwa przeciwpowodziowego na Żuławach NIK napisano, że ten chroniony ssak "niszczy infrastrukturę przeciwpowodziową".

"Na likwidację tych bobrzych "instalacji" i naprawę szkód wydano w badanym okresie (sześciu lat - przyp. red.) prawie 9 mln zł" - zauważył NIK.

Izba podkreślala też, że RDOŚ może wydać zezwolenie na odstrzał bobrów. Bez takiego dokumentu jest to niezgodne z prawem, bo ssaki te są objętę częściową ochroną. Zakaz obejmuje m.in. umyślne zabijanie, niszczenie nor i żeremi oraz zakłócanie życia w naturalnym środowisku.

Ekolodzy krytykują odstrzały

Ekolodzy i eksperci o odstrzałach bobrów nie chcą jednak słyszeć. - To głupie i przeciwskuteczne rozwiązanie. Jeżeli myśliwi dostaną na nie zgodę, w miejscu odstrzału zwolni się miejsce dla kolejnych bobrów, które zasiedlą ten teren najpóźniej kolejnej wiosny. Jedyna korzyść, jaką ktokolwiek może uzyskać, to pieniądze, które dostaną myśliwi - mówi Roman Głodowski.

Ekspert dodaje, że nie możemy winić zwierząt, bo one robią to, do czego stworzyła je natura. - Budując wały, powinniśmy je przed nimi (bobrami - red.) zabezpieczać - podkreśla prezes Stowarzyszenia Nasz Bóbr.

Podobnego zdania jest Andrzej Czech, doktor nauk biologicznych Uniwersytetu Jagiellońskiego. "Pan Tusk opowiada bzdury podsuwane mu przez lufiarzy (myśliwych - red.) z PSL, którzy zwęszyli pismo nosem i chcą dostać grubą kasę na strzelanie do bobrów. Podobnie jak dostali 600 milionów za strzelanie do dzików. Kasa musi się zgadzać. Bobry, dziki, co za różnica" - komentował badacz na platformie X.

Bobry? Gminy mają inny problem

Eksperci podkreślają również, że problemy związane z ochroną przeciwpowodziową polskich wsi i miast wybiegają daleko poza walkę z bobrami.

Prof. Magnuszewski wskazuje na przykład na problem ignorowania przez samorządy map ryzyka powodziowego (MRP) wykonanych w ramach programu ISOK i publikowanych przez Ministerstwo Infrastruktury. Określają ona stopień ryzyka powodziowego, pokazują jego zasięgi i prawdopodobieństwo wystąpienia. - W teorii powinny być one przenoszone na plany zagospodarowania przestrzennego - podkreśla ekspert.

A w praktyce? Ostatnie mapy ryzyka powodziowego zostały opracowane w 2018 r., część kraju została pod tym kątem zaktualizowana w 2022 r. Ludomir Golaś, prezes Powiatowego Związku Spółek Wodnych w Lublińcu przyznał jednak wtedy w rozmowie z serwisem prawo.pl, że samorządy z tych map nie korzystają. - Nawet nie wiedzą, gdzie ich szukać – mówił prezes PZSW.

Na zaniedbania wskazuje także raport NIK z kwietnia 2023 r. Izba zbadała 11 samorządów. Okazało się, że w żadnym z nich obszary zagrożone powodzią nie zostały objęte planami zagospodarowania przestrzennego. O tym, czy na takich terenach można postawić dom decydują każdorazowo urzędnicy.

Często pojawia się argument, że skoro sąsiad dostał zgodę, to ja też poproszę o taką decyzję. Istnieje duże "parcie" na zabudowę terenów nadrzecznych. Wielu osobom wydaje się, że są one bezpieczne, bo zostały schowane za wałami przeciwpowodziowymi. Nie jest to prawda. Jeżeli przyjdzie katastrofalna powódź, to takie tereny mogą zostać zalane - wskazuje prof. Magnuszewski.

Adam Sieńko, dziennikarz WP Finanse i money.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (58)