Księgowa ukradła z sądu ponad pół miliona złotych. Rusza proces

Przed Sądem Okręgowym w Słupsku ruszył proces w sprawie przywłaszczenia 577 tys. zł z kasy zapomogowo-pożyczkowej Sądu Okręgowego w Koszalinie. Oskarżone są trzy byłe pracownice sądu, w tym zastępczyni głównej księgowej Jolanta P., która po wyjściu sprawy na jaw została dyscyplinarnie zwolniona. Cały proceder trwał niemal 15 lat.

Księgowa ukradła z sądu ponad pół miliona złotych. Rusza proces
Księgowa ukradła z sądu ponad pół miliona złotych. Rusza proces
Źródło zdjęć: © Adobe Stock
oprac. TOS

06.07.2022 | aktual.: 06.07.2022 15:19

Jak wynika z aktu oskarżenia, Jolanta P. miała podbierać pieniądze z kasy zapomogowo-pożyczkowej Sądu Okręgowego w Koszalinie, z krótkimi przerwami, od 4 listopada 2003 r. do 20 sierpnia 2018 r.

Kobieta miała też wytwarzać dokumenty pozwalające jej na dysponowanie pieniędzmi z kasy zapomogowo-pożyczkowej. Na ich podstawie brała czeki gotówkowe i pobierała pieniądze, które następnie przelewała na swoje konto bankowe. Postawione jej zostały także zarzuty fałszowania wyciągów bankowych i dokumentacji księgowej oraz złamania ustawy o rachunkowości poprzez nieprowadzenie sprawozdań finansowych.

Akt oskarżenia objął też dwie emerytowane pracownice sądu – przewodniczącą zarządu kasy zapomogowo-pożyczkowej Bożenę U. i jego członkinię Władysławę S. Są oskarżone o działanie wspólnie i w porozumieniu z Jolantą P., którego skutkiem było przywłaszczenie pieniędzy wpłacanych do kasy przez pracowników sądu i podległych mu jednostek.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo

Prokuratura zwraca uwagę, że to one powinny sprawować nadzór nad finansami kasy. Ponadto, po upływie trzyletniej kadencji zarządu kasy, nie miały umocowania prawnego do zasiadania w niej. Nowe wybory nie zostały bowiem przeprowadzone.

Niemal sto osób straciło pieniądze

Sprawa wyszła na jaw w sierpniu 2018 r., bo pracownicy nie mogli doczekać się pożyczek, a ci, którzy chcieli wycofać swoje wkłady, dowiadywali się, że w kasie nie ma pieniędzy. W sprawie jest niemal stu pokrzywdzonych.

Bożena U., która przewodniczącą zarządu kasy była od 16 marca 2000 r. i w koszalińskim sądzie okręgowym przepracowała prawie 45 lat, nie przyznała się w sądzie do zarzutów. Powiedziała, że podpisywała polecenia przelewów i czeków in blanco.

Księgowa miała pełne zaufanie

- Ja tej pani (Jolancie P.) ufałam na tysiąc procent, nie na sto. Ona była zastępcą głównej księgowej, osobą głęboko wierzącą, utwierdzała mnie w przekonaniu, że wszystko prowadzone jest prawidłowo, że wszystkie osoby dostały pożyczki. A teraz myślę, że oni ich nie dostali, a ona wykorzystała te czeki in blanco. Tyle tylko, że żadne sygnały od pożyczkobiorców do mnie nie docierały, że oni nie dostają pożyczek. Nikt do mnie w tej sprawie nie pisał i nie dzwonił – mówiła oskarżona w sądzie.

Przyznała, że dopiero w 2016 r. jedna osoba upomniała się o pożyczkę. - Spytałam Jolantę P., dlaczego tak się dzieje. Odpowiedziała, że mnóstwo członków zrezygnowało z kasy, bo sądy rejonowe tworzyły swoje. Wpływy są małe i nie można wszystkich zaspokoić - tłumaczyła w sądzie Bożena U.

Dodała, że w grudniu 2016 r. zwołała walne zgromadzenie członków kasy, chciała zrezygnować z funkcji przewodniczącej, ale przyszło tylko 7-8 osób, za mało, by wybrać nowe władze. W 2017 r. próbowała zwołać kolejne, ale bezskutecznie.

Oskarżona w sądzie zaznaczyła, że przewodnictwo w kasie było jej dodatkowym zajęciem i nie czerpała z tego żadnych korzyści. Z perspektywy lat "było dużym błędem". Wyjaśniała, że nie wiedziała, iż istnieje status kasy, że kadencja zarządu jest trzyletnia i że może iść do banku, by sprawdzić, ile jest pieniędzy na koncie kasy.

Zrobiła to dopiero w 2018 r., gdy główna księgowa sądu, powiedziała jej, że ma takie prawo. - Wtedy zadzwoniła do mnie Jola i spytała, co ustaliłam, a ja jej powiedziałam: "Jola, to ty ukradłaś pieniądze" – mówiła w sądzie Bożena U., przekonując, że ona o finansach nie ma "żadnego pojęcia".

Do zarzutów nie przyznała się także Władysława S., w zarządzie kasy od 2000 r. - Nie ukradłam żadnych pieniędzy. Nie miałam z tego korzyści. Wypłacałam pożyczki z banku. Przywoziłam pieniądze i dostawałam od Jolanty P. książkę i wnioski. Tak pracowałam do 2008 r. Potem poszłam na wcześniejszą emeryturę. Wtedy Jolanta P. przyszła do mnie do domu z czekami i przelewami, bym je podpisała. One nie były wypełnione, ale Jolanta P. powiedziała, że ona za to odpowiada. Potem przysyłała już tylko kierowcę do podpisu. To było zawsze raz w roku. Chciałam się wypisać z zarządu kasy, ale miałam czekać na walne – mówiła w sądzie oskarżona Władysława S.

Obie oskarżone podtrzymały też swoje wcześniejsze wyjaśnienia składane w postępowaniu przygotowawczym.

Brała pieniądze, by uregulować własne długi

Proces ruszył w środę, mimo że główna oskarżona Jolanta P. nie stawiła się na rozprawie, a mecenas Kamil Sośnicki, obrońca Bożeny U., wnosił do sądu o jej wezwanie, uznając, że jej udział jest istotny dla pozostałych oskarżonych.

Sędzia Agnieszka Niklas-Bibik nie uwzględniła tego wniosku. Uznała, że udział oskarżonej w rozprawie jest jej prawem, nie obowiązkiem. Dodała, że z wiedzy sądu przekazanej przez obrońcę Jolanty P. wynika, że oskarżona nie chce uczestniczyć w rozprawie.

Niklas-Bibik podkreśliła, że na tym etapie procesu wniosek odrzuca, ale nie jest wykluczone, że w jego trakcie zajdzie potrzeba wezwania oskarżonej na rozprawę. Wówczas sąd podejmie odpowiednie kroki w tym celu.

Sędzia Niklas-Bibik odczytała także wyjaśnienia Jolanty P., składane w prokuraturze podczas postępowania przygotowawczego. Główna oskarżona tłumaczyła wówczas, że nie przywłaszczyła pieniędzy z kasy, ale brała z niej pożyczki, które chciała spłacić. Potrzebowała tych pieniędzy na spłatę kredytowych zobowiązań, w których pętlę wpadła. W kolejnych wyjaśnieniach przyznała się do zarzucanych czynów. Nie potrafiła wskazać, ile pieniędzy ostatecznie jest winna kasie zapomogowo-pożyczkowej.

- Miałam za dużo zadań, nie byłam stanie dobrze wykonywać obowiązków względem kasy – wyjaśniała w prokuraturze Jolanta P. Przyznała, że nie robiła sprawozdań finansowych, nie rejestrowała wniosków pożyczkowych. Tłumaczyła, że nikt o nie się nie upominał.

Jolanta P. wskazała, że zgodę na udzielenie pożyczki musiała wyrazić Bożena U. Podpisywanie czeków i przelewów in blanco przez U. i S. było "ich decyzją". Jednocześnie przyznała, że obie z jej procederu nie miały korzyści. Kobieta nie ma majątku, z którego mogłaby spłacić dług.

Oskarżonym grozi do 10 lat pozbawienia wolności.

Źródło artykułu:PAP
prawosądksięgowa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (23)