To jest noweKulisy pracy w sklepie. Tego o życiu sprzedawcy mogłeś nie wiedzieć

Kulisy pracy w sklepie. Tego o życiu sprzedawcy mogłeś nie wiedzieć

Dziwi cię widok sprzedawcy w galerii handlowej przeciskającego się między ścianą a bramką antykradzieżową? A może zaskakuje to, że niektórzy z nich wychodzą ze sklepu w głębokim ukłonie? To może niepokoi fakt, że wielu z nich gestykuluje patrząc w sufit? To sposoby na przetrwanie w dżungli handlu.

Kulisy pracy w sklepie. Tego o życiu sprzedawcy mogłeś nie wiedzieć
Źródło zdjęć: © Pixabay.com | Julie Davis

28.09.2019 20:11

Stres, depresja, stany lękowe – dla wielu osób to norma, szczególnie w sklepach bez dostępu światła słonecznego. To jak praca w bunkrze, ale ze światłem świecącym prosto w oczy, często dość głośną muzyką płynącą z głośników, bez dostępu świeżego powietrza. W sklepie w galerii handlowej zawsze jest tak samo: jasno, na ogół głośno, od 19 do 21 stopni Celsjusza, niezależnie od pory dnia i roku.

Zdrowie szwankuje

Nie są to wymarzone warunki pracy, szczególnie, że zmiany sprzedawców potrafią trwać nawet 12-14 godzin. Dla wielu osób takie otoczenie byłoby torturą. Sprzedawcy mają nieco przesunięte granice percepcji tych bodźców, ale i tak odbija się to na ich zdrowiu – nie tylko psychicznym. Klimatyzowane powietrze wysusza oczy, dodatkowo drażnione światłem, oraz drogi oddechowe.

Zobacz też: Upadek Neckermann Polska. Już wzrosły ceny przelotów samolotowych

Cierpią też mięśnie, stawy i kręgosłupy sprzedawców. Paradoksalnie najlepiej mają ci, którzy pracują w dyskontach i supermarketach. Ich praca jest na ogół zróżnicowana – odbierają towar, wykładają go, potem pracują przy kasie. Takich luksusów nie mają na przykład sprzedawcy w branży odzieżowej. Co prawda towar jest lżejszy, ale czasem trzeba włazić po drabinie, by bo włożyć lub wyjąć. No i nie ma mowy o tym, żeby usiąść. Bo siedzący człowiek sprawia wrażenie leniwego a klienci tego nie lubią. Dlatego w większości sklepów nie znajdziecie ani jednego krzesła, z wyjątkiem kilku miejsc przy przymierzalniach. Ale tam żaden sprzedawca nie przycupnie, bo ten obszar znajduje się pod obstrzałem kamer monitoringu. Przyklapnięcie na pupie może oznaczać brak premii albo karę.

Wielki brat czuwa

Kamery patrzą wszędzie. Są sklepy, gdzie przed wyjściem do toalety albo na papierosa, sprzedawcy pozują przed obiektywem – pokazując, że nic nie wynoszą. Inni do perfekcji opanowali gesty, które wskazują klientowi produkty w promocji. Bo muszą je pokazać, aby spełnić wymagania swoich przełożonych. Dzieje się tak nie tylko w sklepach, ale i bankach.

– Byłam zdziwiona, gdy moja konsultantka w moim małym banku spółdzielczym zaczęła mnie namawiać do wzięcia karty kredytowej i pożyczki. Wie, że ich nie potrzebuję, znamy się od dawna. Kiedy przypomniałam jej, że niedawno przecież mówiłam, że nie jestem zainteresowana takimi produktami, podniosła tylko oczy w górę. Zorientowałam się, że nad jej stanowiskiem jest kamera. Widziałam, że jest jej przykro, że ona doskonale pamięta, ale po prostu musi to powiedzieć każdemu. Uśmiechnęłam się do niej najpiękniej, jak umiem. Tyle mogłam zrobić, ale poczułam się głupio – mówi mi znajoma.

Kamery widzą, kiedy pracownik nie robi tego, co wymaga kierownictwo. Dlatego obolałe nogi i plecy czy opuchnięte kolana to w tym zawodzie norma. W dyskontach pracownicy mają służbowe ubrania i buty, zapewniające wygodę. W odzieżówce muszą ubierać się na własną rękę. Króluje więc obuwie o jak najbardziej płaskiej podeszwie, luźne i lekkie. Każde inne po kilkunastu godzinach na nogach uciska stopę niczym pancerz.

Ale sprzedawcy mają też swoje sposoby na bezduszny system. Dla kierownictwa bogiem jest konwersja – czyli jak najwyższy współczynnik osób, które po wejściu do sklepu zrobiły zakupy. Okej, ale skąd wiadomo, ile osób wyszło bez zakupów? W wielu bramkach antykradzieżowych znajdują się czujniki zliczające liczbę wejść i wyjść. Dlatego sprzedawca, który wymyka się do toalety, unika przechodzenia przez bramki – albo schyla się, by nie złapała go czujka, albo przeciska się między ścianą a bramką. Bo po co psuć sobie statystyki? Czujki nie wolno też zakleić taśmą, kary za to są surowe.

Statystyki można też popsuć jedzeniem i piciem – bo to wymaga czasu. A w sklepie, przy sobie butelki wody czy kanapki mieć nie można. Trzeba iść na zaplecze, co przez wielu sklepowych menedżerów jest bardzo źle widziane. Są i takie dni, że sprzedawca nie zwilży ust nawet przez kilka godzin.

Inną sprawą jest nabijanie rzeczy na kasę – to dotyczy raczej supermarketów i dyskontów. Jeśli dziwicie się czasem, że kasjerka przeciągnie osobno każdą z pięciu kostek masła, zamiast wbić cyfrę 5 i przeciągnąć jedną kostkę, wiedzcie, że jest rozliczana z liczby przeskanowanych produktów i czasu w jakim to robi. I nabicie każdej kostki osobno po prostu bardziej się jej opłaca. Taki drobny absurd, jakich w sklepach nie brakuje.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Finanse
to jest nowezakupysklepy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (81)