Łatanie dziur
Są powody do niepokoju. Przede wszystkim spadnie zapotrzebowanie na polskie towary poza granicami kraju. W strefie euro, do której kierujemy większość naszego eksportu, wskaźnik wzrostu już spadł w okolice zera.
10.02.2009 | aktual.: 24.03.2009 08:51
Są powody do niepokoju. Przede wszystkim spadnie zapotrzebowanie na polskie towary poza granicami kraju. W strefie euro, do której kierujemy większość naszego eksportu, wskaźnik wzrostu już spadł w okolice zera. Nie ulega więc wątpliwości, że mieszkańcy tych krajów zredukują swoje zakupy. Na rynku utrzymają się tylko bardzo tani dostawcy zagraniczni z Azji.
Co powinniśmy robić w tej sytuacji? Zwiększyć popyt wewnętrzny, czyli skłonić rodaków do kupowania. Pracodawcy na pewno nie będą podnosili pensji w sytuacji, gdy bezrobocie rośnie. Rolę do odegrania ma więc państwo. Jerzy Osiatyński, były minister finansów, twierdzi, że więcej pieniędzy powinno trafić do uboższej części społeczeństwa, bo to zwiększyłoby popyt wewnętrzny. Jest między innymi za tym, żeby dla pobudzenia rynku zwiększyć wydatki socjalne.
Nie będzie łatwo
Jeszcze w listopadzie ubiegłego roku premier Donald Tusk mówił, że Polska jest wyspą stabilności na mapie gospodarczej świata, ale sam w to zapewne nie wierzył. Chodziło mu głównie o to, żeby uspokoić klientów polskich banków, zatroskanych o bezpieczeństwo swoich lokat. Nie można było się bowiem łudzić, że światowy kryzys gospodarczy pozostanie bez wpływu na realną gospodarkę, czyli taką, która żyje z wytwarzania towarów, a nie z obrotów kapitałowych i spekulacji. Wobec bilionów dolarów, jakie USA i UE wydają na wspieranie swoich gospodarek, propozycje polskiego rządu są skromne. Dobrze jednak, że w ogóle się pojawiły.
Rząd przeznaczy 91,3 mld zł na wsparcie gospodarki w latach 2009-2010, by uchronić ją przed skutkami światowego kryzysu finansowego. Długo oczekiwany pakiet stabilności i rozwoju został zaakceptowany przez Radę Ministrów i przyjęty przez Sejm.
Najważniejszą jego częścią są gwarancje kredytowe. Na to rząd przeznaczy 40 mld zł. Obejmą one zarówno poręczenia dla kredytów, jakich banki udzielają sobie wzajemnie, jak i wydatki na cele inwestycyjne, zwłaszcza na budowę infrastruktury, współfinansowanej z środków unijnych. Na łatwiejszy dostęp do kredytów będą mogły liczyć ponadto małe i średnie przedsiębiorstwa. Jest to niezwykle ważne w sytuacji, gdy banki straciły zaufanie do siebie i do klientów. Wyhamowanie akcji kredytowej byłoby dla gospodarki niezwykle szkodliwe. Dysponentem zwiększonych funduszy na poręczenia i gwarancje będzie Bank Gospodarstwa Krajowego. Firmy otrzymały też inny prezent. Dotychczas miały prawo wliczać w koszta działalności 50 tys. euro na wydatki inwestycyjne. Według nowych regulacji kwota ta zostanie podniesiona do 100 tys. euro.
Powstanie też rezerwa solidarności społecznej. Wpływy do niej zapewni wzrost akcyzy na napoje alkoholowe i importowane samochody o pojemności silnika powyżej 2 l. Szacuje się, że butelka wódki zdrożeje w wyniku tej decyzji o 1 zł, a piwa o 7 gr. Do kasy państwa wpłynie natomiast 1 mld 140 mln zł. Pieniądze te będą między innymi użyte na dożywianie dzieci w szkołach oraz na pomoc dla osób najuboższych. _ W ciągu najbliższych dwóch lat nie będzie łatwo _ - powiedział premier Donald Tusk. _ Ale na pewno będzie lepiej niż w większości krajów unijnych _ - dodał.
Nie wszyscy w to wierzą. Jak podał OBOP, ponad połowa Polaków sądzi, że sprawy w naszym kraju idą w złym kierunku. Główny Urząd Statystyczny poinformował natomiast, że klimat koniunktury w przemyśle spadł w listopadzie do minus 1, chociaż w październiku wynosił jeszcze plus 6. "Na najbliższe trzy miesiące przewiduje się zmniejszenie portfela zamówień i produkcji" - napisano w komentarzu.
Pobudzić inwestycje
Z badań ankietowych NBP wynika, że przedsiębiorcy kończą już zaczęte przedsięwzięcia, ale wstrzymują się z rozpoczynaniem nowych. Inwestycje w tworzeniu produktu krajowego brutto mają większe znaczenia niż konsumpcja, dlatego trzeba je stymulować, a na razie nic jeszcze nie zostało zrobione - powiedział dla portalu wnp.pl Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.
Jego zdaniem, można zrobić kilka rzeczy. Po pierwsze, powinna być zwiększona skala finansowania przedsięwzięć inwestycyjnych, które są realizowane przy wsparciu funduszy UE. Trzeba też przyspieszyć wypłaty zaliczek na ich realizację. Kolejną rzeczą jest zwiększenie skali gwarancji kredytowych dla małych i średnich przedsiębiorstw, bo to one są najbardziej narażone na skutki pogorszenia dostępu do kredytów bankowych. Wreszcie należy rozważyć wprowadzenie na 3-5 lat podatkowej ulgi inwestycyjnej. Nie byłoby to zbyt kosztowne, gdyż wpływy z CIT są na poziomie 20 mld zł.
Z tym stanowiskiem koresponduje oświadczenie wiceministra gospodarki Adama Szejnfelda, który zachęcał instytucje publiczne, w tym samorządowe, a także przedsiębiorstwa prywatne do realizowania wspólnych inwestycji w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego. W świetle ustawy uchwalonej przez Sejm 21 listopada ubiegłego roku są teraz ku temu lepsze warunki. _ Eliminuje ona zbędne obciążenia administracyjne oraz likwiduje nadmierne ograniczenia _- powiedział Szejnfeld.
Zmiana biegu
Jak napisał brytyjski tygodnik "The Economist", światowy kryzys gospodarczy wymusza na rządzie Donalda Tuska zmianę biegu. Polska nie została jak dotąd poszkodowana przez kryzys, ale stoi w obliczu spowolnienia wzrostu i udziela się jej nerwowość, dostrzegana w innych krajach. Polskie firmy skarżą się na to, że banki, będące w większości w rękach zagranicznego kapitału, drastycznie podnoszą opłaty i karne odsetki od kredytów krótkoterminowych. Wysychanie kredytu idzie w parze ze zwolnieniami pracowników - wskazuje tygodnik.
Dopóki gospodarka była w fazie boomu, Donald Tusk mógł więcej uwagi poświęcać zbliżającym się wyborom prezydenckim, a mniej bieżącym wyzwaniom. Rosnące przychody podatkowe maskowały to, iż spora część wydatków na cele publiczne wydawana była nieefektywnie. Dyscyplina budżetowa była zarówno nieznana, jak i niepożądana. To, przed czym stoi polski rząd, wygląda zniechęcająco, ale i tak jest on prawdopodobnie w lepszej sytuacji niż wszystkie pozostałe rządy w Europie Środkowej i Wschodniej. Nie musi się borykać z krachem na rynku nieruchomości ani z nadmiernie zadłużonym systemem finansowym.
Zauważmy jednak, że ta nieco lepsza sytuacja działa też usypiająco. Polska jest co najmniej o krok za naszymi sąsiadami w podejmowaniu decyzji, które mogłyby zapobiegać skutkom rozlewającej się na wszystkie strony recesji. Rząd nastawiony jest raczej na łatanie dziur i czeka na rozwój sytuacji. Byle nie został nią zaskoczony.
Czesław Rychlewski