Lepsze od prognoz dane niewiele pomogły (w USA)

W poniedziałek, po czterech sesjach spadków, na giełdach amerykańskich nadal walczyli „łapacze dołków” z tymi inwestorami, którzy boją się drugiego uderzenia recesji. Tym razem zarówno jedni jak i drudzy dostali preteksty, które mogli wykorzystać.

Lepsze od prognoz dane niewiele pomogły (w USA)
Źródło zdjęć: © Fot. Xelion

17.08.2010 09:02

Indeks NY Empire State (pokazuje stan gospodarki w okolicach Nowego Jorku) w sierpniu wzrósł tak, jak tego oczekiwano (z 5,08 na 7,1pkt.), ale mniej niż to zapowiadały prognozy (8 pkt.). Co prawda, nadal jest na niskim poziomie, ale jednak wzrósł, co byki mogły wykorzystać. Publikacja indeksu rynku nieruchomości publikowanego przez NAHB pomagała jednak niedźwiedziom. Wydawało się, że ponieważ ostatnio gwałtownie spadł, więc jakieś niewielkie odbicie mu się należało szczególnie, że rynek kredytów hipotecznych ostatnio rósł. Okazało się jednak, że indeks spadł o jeden punkt (13 pkt.) do poziomu najniższego od prawie 1,5 roku. Rynek nieruchomości nadal ma problemy.

Indeksy rozpoczęły sesję zgodnie z trendem – całkiem sporym spadkiem, ale potem włączyli się właśnie „łapacze dołków”, czyli gracze, którzy uważali, że rynkowi po czterech sesjach należy się odbicie. NASDAQ rósł całkiem przekonująco, ale szeroki rynek był bardzo słaby. Na 1,5 godziny przed końcem sesji indeks S&P 500 znowu barwił się na czerwono, a NASDAQ zredukował zwyżkę prawie do zera. Można powiedzieć, że sesja zakończyła się neutralnie i zdecydowanie nie była to wygrana byków.

GPW zachowała się w poniedziałek od rana tak, jak tego można było oczekiwać. Końcówka jednak była niezbyt sensowna. Po piątkowej sesji w USA nasz rynek po prostu nie wiedział, co ma zrobić. Tak jak pisałem rano w poniedziałek, z każdą sesją spadkową na amerykańskich giełdach rośnie prawdopodobieństwo odbicia, ale też rośnie prawdopodobieństwo wejścia rynków akcji w dłuższą korektę. Najbardziej rozsądnym wyjściem było przeprowadzenie sesji na przeczekanie.

Nic dziwnego, że rozpoczęliśmy (tak jak inne giełdy) sesję wzrostem indeksów, ale już po godzinie WIG20 zaczerwienił się. Potem zapanował marazm na poziomie z piątku, czyli powyżej technicznego wsparcia. Nasz rynek nie reagował na negatywne nastroje płynące z innych giełd i bardzo rozsądnie czekał na rozwój sytuacji. Kiedy tylko indeksy w Europie redukowały skale spadków, to i nasze indeksy ruszały na północ.

Po publikacji indeksu NY Empire State WIG20 rósł, mimo że w Europie reakcje były prawie żadne. Dokładnie odwrotnie niż w Europie u nas banki nie obciążały, a podnosiły indeksy, bo ceny ich akcji bardzo wyraźnie rosły. Im bliżej było do rozpoczęcia sesji w USA,tym wyżej wędrował indeks. Początek sesji w USA nieco wystraszył nasz rynek, ale potem wszystko wróciło do normy, a fixing dorzucił blisko 20 punktów, dzięki czemu WIG20 wzrósł o 1,26 proc. Oczywiście, ten kolejny cudo-fixing zapewne nie spotka się z najmniejszym komentarzem organów kontrolnych. Obrót był śmiesznie mały (około 50 procent umiarkowanego), co sygnalizowało, że duzi inwestorzy wstrzymywali się z decyzjami.

Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)