Lewiatan: propozycja zmiany waloryzacji rent i emerytur to zły pomysł
Przyszłoroczna waloryzacja rent i emerytur o co najmniej 36 zł to zły pomysł, gdyż mocno nadszarpnie nasz budżet - oceniła główna ekonomista Konfederacji Lewiatan, Podkreśliła, że szef rządu nie poinformował, skąd będą pochodzić środki na ten cel.
27.08.2014 | aktual.: 27.08.2014 16:49
Podczas środowego wystąpienia w Sejmie premier Donald Tusk poinformował, że rząd zaproponuje, by minimalny wzrost świadczenia emerytalnego i rentowego w 2015 r. wyniósł 36 zł. W tym celu wkrótce do konsultacji społecznych trafi projekt ustawy w tej sprawie.
Z kolei szef resortu pracy Władysław Kosiniak-Kamysz wskazywał, że tzw. waloryzacja mieszana: kwotowo-procentowa, ma kosztować dodatkowo budżet 1,7 mld zł.
Główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek wskazała w rozmowie z PAP, iż waloryzacja mieszana miałaby polegać na tym, że renty i emerytury byłyby podwyższane według obecnie obowiązującej metodologii. Jeśli jednak podwyżka ta byłaby mniejsza niż 36 zł, to rząd "dokładałby" brakującą kwotę do tej wartości.
"Jeśli z waloryzacji według obecnie istniejącego systemu wynika, że dana osoba ma mieć podwyższoną rentę lub emeryturę o 10 zł, to dostanie 26 zł ekstra, tak aby podwyżka nie była mniejsza niż 36 zł" - wskazała.
"Musimy jednak poczekać na projekt ustawy, aby przekonać się, jak dokładnie będzie to wyliczane" - zaznaczyła ekonomistka.
Starczewska-Krzysztoszek negatywnie oceniła pomysł na zmianę sposobu waloryzacji. "Jest to propozycja, która spowoduje, że wydamy więcej pieniędzy, niż stosując obecną metodologię wyliczania waloryzacji, a jest to dość pokaźny wydatek, bo według słów ministra pracy sięgnie on 1,7 mld zł ekstra" - mówiła.
"Jednocześnie nikt nie wskazał, skąd miałyby pochodzić środki na tę zmianę, czyli gdzie wydatki zostaną ograniczone, by można było wypłacić wyższe renty i emerytury" - podkreśliła.
Jak wskazywała, podczas środowego wystąpienia w Sejmie premiera oraz ministrów dowiedzieliśmy się, że Polska ciągle znajduje się w procedurze nadmiernego deficytu oraz, że nastąpi korekta założeń makroekonomicznych, jeśli chodzi o przyszłoroczny budżet. Mimo to deficyt budżetowy ma nie przekroczyć w 2015 r. 3 proc. PKB.
"Jeśli mamy mieć korektę założeń - niższy niż rząd planował jeszcze na wiosnę wzrost PKB i inflacji - oznacza to, że wpływy do budżetu będą mniejsze niż wcześniej zakładano. Nadal mamy jednak utrzymać deficyt nie wyższy niż 3 proc. PKB, ale jednocześnie zwiększą się wydatki - na wyższe emerytury i renty i na pełne wykorzystanie ulgi na dzieci. Zastanawiam się więc, jak zostaną sfinansowane te wydatki, a szczególnie nowa metoda waloryzacji rent i emerytur" - mówiła ekonomistka.
"Gdyby premier zapowiedział, że będą ograniczane przywileje emerytalne, czyli będziemy zmierzać w kierunku jednolitego powszechnego systemu emerytalnego, to znalibyśmy źródło środków na kwotowo-procentową waloryzację rent i emerytur. Takie zapewnienia jednak nie padły" - dodała.
Wskazała też, że propozycja szefa rządu kłóci się z założeniami obecnego systemu emerytalnego. "Zbudowaliśmy system kapitałowy, czyli system, w którym to, ile dana osoba wypracuje kapitału na emeryturę podczas swojego życia zawodowego, tyle będzie miała do dyspozycji w momencie przejścia na emeryturę. To jest pewnego rodzaju forma zachęty, by pracować dłużej, kształcić się, doszkalać i zarabiać więcej. Teraz mamy sygnał, że im mniej odłożymy, tym więcej dostaniemy ekstra" - stwierdziła ekonomistka.