Likwidacja londyńskiej "ściany płaczu"
W wyniku nacisków mieszkańców radni dzielnicy
Hammersmith and Fulham w Londynie podjęli decyzję o zakazie
wywieszania ogłoszeń o pracę na tzw. "ścianie płaczu" - jak
nazywano witrynę sklepową hinduskiego gazeciarza w pobliżu
Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego (POSK).
24.03.2005 | aktual.: 24.03.2005 15:38
W wyniku nacisków mieszkańców radni dzielnicy Hammersmith and Fulham w Londynie podjęli decyzję o zakazie wywieszania ogłoszeń o pracę na tzw. "ścianie płaczu" - jak nazywano witrynę sklepową hinduskiego gazeciarza w pobliżu Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego (POSK).
Mieszkańcy skarżyli się na tłumy Polaków gromadzących się wokół witryny, koczujących po okolicznych bramach i wnękach sklepowych, blokujących ruch uliczny i zachowujących się hałaśliwie, czasem nietrzeźwych i pozostawiających po sobie śmieci.
Uciążliwości dla mieszkańców powiększały dodatkowo mikrobusy, którymi parkowali w pobliżu "ściany płaczu" pośrednicy, szukający chętnych do dorywczych prac.
Społeczny komitet mieszkańców interweniował na policji i we władzach dzielnicy, a także rozmawiał z władzami POSK-u. W przekonaniu tych ostatnich często opisywana w brytyjskiej prasie "ściana płaczu" i tłum gromadzący się przed nią wystawiały Polakom złą opinię.
Władze dzielnicy Hammersmith and Fulham uznały, że sklep z gazetami i napojami (również alkoholowymi) faktycznie stał się biurem pośrednictwa pracy i wynajmu nieruchomości, a więc prowadzi inną działalność niż ta, na którą uzyskał zgodę.
Wywieszanie drobnych ogłoszeń za drobną tygodniową opłatą praktykowane jest w Wielkiej Brytanii przez sklepy z gazetami (tzw. newsagents), ale w przypadku Hindusa z okolic POSK-u stało się to faktycznie głównym źródłem jego dochodu.
Nie ma się więc co dziwić, że łatwo nie chce się z nim rozstać. Zamiast wywieszania ogłoszeń tak, by można je było odczytać z ulicy, wywiesza je obecnie wewnątrz sklepu.
Z punktu widzenia mieszkańców problem nie tyle zniknął, co uległ przeobrażeniu.
Następnym krokiem władz może być cofnięcie właścicielowi sklepu licencji na sprzedaż alkoholu. Okoliczni mieszkańcy twierdzą bowiem, że Polacy zaopatrują się w sklepie w alkohol.
"Smutne jednak to, że uczenie Polaków dobrych obyczajów i elementarnych zasad współżycia społecznego musi odbywać się na zasadzie decyzji administracyjnych" - napisał w komentarzu redakcyjnym londyński "Dziennik Polski".
"Brytyjczycy zrobili coś, co powinniśmy dawno temu zrobić sami. Nie mogąc wpłynąć na zmianę zachowania i sposobu bycia garstki naszych rodaków, doprowadzili do likwidacji przyczyny problemu. Na razie wygrali pierwszy etap bitwy, wszystko wskazuje jednak na to, że ogłoszenia znikną na dobre, a wraz z nimi polskie obrazki" - dodaje "Dziennik Polski".
Andrzej Świdlicki