Łzy w pracy - słabość i koniec kariery, czy dobra strategia marketingowa?
Płakać czy nie płakać? - oto jest pytanie. Oczywiście płakać czy nie płakać w pracy
12.05.2011 | aktual.: 12.05.2011 11:00
Czy mokre oczy sprawią, że wzruszymy, wywołamy współczucie, czy raczej zirytują i odbiorą nam szacunek współpracowników i przełożonych? Komu wypada uronić łezkę i w jakiej sytuacji? Są sytuacje, w których łzy w sytuacjach służbowych mogą pomóc. Np. kiedy Hillary Clinton publicznie uroniła kilka łez z obawy o poparcie w New Hampshire, ówczesny doradca brytyjskiej Partii Pracy, Derek Draper, przyznał, że wzbudziła w wyborcach ciepłe uczucia. Jego słowa potwierdziły późniejsze sondaże. Jednak sytuacja była wyjątkowa. Twarda, konkretna i bardzo zdecydowana pani polityk, tym chwilowym drżeniem głosu, okazała, że jest nie tylko twardym graczem na scenie politycznym, ale też człowiekiem.
Dyskretne okazanie emocji, ociepliło jej wizerunek i przemówiło do uczuć wyborców. Warto jednak pamiętać, że pani Clinton nie wybuchnęła płaczem, a tylko "lekko" zadrżał jej głos, a oczy zaszły łzami. Poza tym "praca" polityka, zasadniczo różni się od innych. Komu więc płakać wypada? Są sytuacje, w których łzy związane z naszą profesją, nie przyniosą nam ujmy. Jednak pod warunkiem, że zdarzają się naprawdę sporadycznie, w wyjątkowej chwili i nie towarzyszy im histeria.
Taką chwilą może być wyjątkowo dramatyczna strata pacjenta przez lekarza, wzruszenie nauczyciela, gdy jego uczniowie osiągną wyjątkowy sukces, czy przygotują mu jakąś niespodziankę. Generalnie mokre oczy z radości, albo wielkiego smutku są zdecydowanie lepiej widziane, niż płacz spowodowany złością, bezradnością czy żalem. O ile na czysto ludzkie tragedie (także te związane z pracą, albo o których dowiedzieliśmy się w pracy np. wypadek kogoś bliskiego), mamy prawo zareagować emocjonalnie, o tyle na sytuacje czysto zawodowe - nie! A właśnie o łzach zawodowych mowa. Pewnie każdy z nas miał kiedyś ochotę wybuchnąć płaczem w pracy. Bo szef znów dał nam burę za coś, co nie jest naszą winą. Bo przygotowywany miesiącami projekt nie wejdzie jednak w życie, bo koledzy w pracy źle nas potraktowali, bo coś nam zwyczajnie nie wyszło. I mimo, że płacz nie jest niczym złym i wiadomo, że lepiej rozładowywać emocje, niż je w sobie tłumić, zakład pracy nie jest najlepszym miejscem, by obnosić się ze swoimi tak skrajnymi
uczuciami. Dlaczego? Bo nasze łzy działają też na innych, budzą uczucia i reakcje. W każdym inne. Może to być złość, irytacja, zażenowanie, współczucie, żal... ale zawsze pewne skrępowanie i dyskomfort. I to nie tylko w tym momencie. Osoby, które są świadkiem naszego wybuchu łez z pewnością zmienią swój stosunek do nas - przynajmniej na jakiś czas. Albo będą uważały, że jesteśmy słabi, albo - że okazując emocje, próbujemy manipulować sytuacją - uniknąć zasłużonej kary, wzbudzić litość, na którą nie zasłużyliśmy, sprawić by np. pracodawca z obawy przed kolejnym naszym wybuchem zaczął nas lepiej traktować.
Zdaniem specjalistów to zła strategia. Ich opinię potwierdzają i pracodawcy i pracownicy. - Mam w firmie koleżankę, która zawsze gdy tylko pojawia się jakiś problem, zaczyna płakać. Wszyscy o tym wiedzą i dochodzi już do sytuacji absurdalnych. Gdy ona nawali, nasz kierownik nie idzie już z tym do niej, tylko np. do mnie, żebym naprawiła jej błąd. Rozumiem, że jest wrażliwa, ale bez przesady. Mnie też bolą różne sytuacje, ale nie płaczę z byle powodu, by mnie traktowali jak świętą krowę - mówi pani Justyna z biura księgowego w Warszawie.
Pani Ewa, właścicielka gabinetu stomatologicznego, w którym pracuje kilka osób, przyznaje, że jedną z pracujących u niej asystentek z powodu płaczliwości zwolniła. - Nie miałam innego wyjścia. Lekarki nie chciały z nią współpracować, bo po każdym poleceniu, czy uwadze, która zdaniem tej dziewczyny była dla niej krzywdząca, był płacz i pół godziny uspokajania - opowiada 34-letnia kobieta z Gdańska. - Ja sama czułam się niekomfortowo we własnym gabinecie. Układając grafik, łapałam się na tym, żeby na pewno nie miała choćby jednej godziny mniej niż inne dziewczyny, bo zaraz byłaby rozpacz. Zwracałam uwagę, by nie pracowała na zmianie z jednym z naszych lekarzy, który faktycznie ma dość sztywny i oficjalny sposób bycia, jednak nikomu innemu nie robi to różnicy. Po kilku miesiącach takiej gęstej atmosfery zdecydowałam się ją zwolnić, bo utrudniała pracę wszystkich. I co ciekawe znów to ja czułam się głupio, było mi żal i ze zwykłego strachu przed jej reakcją odkładałam to zwolnienie chyba przez dwa miesiące.
Oczywiście skończyło się histerią, jednak teraz atmosfera w pracy jest zupełnie inna i wszyscy odetchnęli z ulgą - tłumaczy pani stomatolog.
Oczywiście nie wszystkie przypadki są tak skrajne. Czasem tamy pękną osobie, która nie należy do płaczliwych. Co wtedy zrobić? Najlepiej zacisnąć zęby, wyjść do toalety, czy na chwilę opuścić biuro i wypłakać się w samotności, ewentualnie w rękaw koleżanki. Bo choć praca wywołuje emocje to nie jest miejscem, gdzie powinniśmy okazywać je aż tak wyraźnie. Czasem jednak na nic nasze starania. Trudna rozmowa z szefem i zwyczajnie czujemy, że łzy ciekną nam po policzku. Sytuacje już jest niekomfortowa, ale można z niej wybrnąć. Przeprośmy rozmówcę na chwilę i wyjdźmy z biura. Do gabinetu wracamy już opanowani i uzbrojeni w argumenty merytoryczne. Nie ma sensu udawać, że nic się nie stało. Przeprośmy za "niezręczną sytuację", ale nie tłumaczmy się zbyt intensywnie, opowiadając, że żyjemy w ogromnym napięciu, bo mąż nas zdradza, mama jest ciężko chora, a do tego jeszcze problemy w pracy. W ten sposób stawiamy naszego rozmówcę pod murem, a tego nikt nie lubi. Wystarczy wyjaśnienie, że mamy dziś zły dzień i stąd tak
silna reakcja i zaproponujmy by do tego nie wracać i omówić problem merytorycznie. Jeśli zrobimy to z klasą, nie chowając się pod biurkiem i samodzielnie zwalniając szefa z odpowiedzialności za naszą reakcję, zrobimy na nim wrażenie i kłopotliwą sytuację możemy odwrócić na naszą korzyść. Nie jest to jednak recepta, z której należy korzystać zbyt często. Jednorazowy "popis" z pewnością potwierdzi nasz profesjonalizm, jednak powtórki mogą zostać uznane za manipulację. Warto też pamiętać, że łzy w pracy raczej irytują niż wywołują współczucie. Za to uczciwe postawienie sprawy i powiedzenie jasno ale grzecznie, że czujemy się niesprawiedliwie potraktowani, albo że czyjeś zachowanie nas dotknęło czy zraniło - ma znacznie większą siłę, do tego nie narażając nas na utratę szacunku wśród współprcowników.
AD/MA