Ma auto dzięki pracy dla Marcina P.?
Biedy nie ma. Syn premiera, który opowiadał w Fakcie, że żyje z 3300 zł pensji z lotniska i „jakoś sobie radzi”, w rzeczywistości radzi sobie całkiem dzielnie
29.08.2012 | aktual.: 30.08.2012 07:54
Jeszcze nie tak dawno młodego Tuska można było spotkać w trójmiejskiej kolejce, albo co najwyżej przy toyocie rodziców. Teraz jednak w podziemnym garażu apartamentowca, gdzie Michał mieszka z rodziną, parkuje honda accord. Cena takiego auta zaczyna się od 100 tys. zł. Sporo. Ale samochód równie spory, bo w wersji combi, gdzie spokojnie zmieszczą się wszystkie bagaże żony i dwóch synów. Michał Tusk jeździ tym samochodem od około trzech miesięcy.
Gdyby syn premiera żył tak wygodnie za 3300 zł pensji, byłby cudotwórcą. I murowanym kandydatem na ministra finansów. Ale ostatnie miesiące były dla premierowicza udane, jeśli chodzi o domowe finanse, choć kosztowne, biorąc pod uwagę jego reputację. Na jaw wyszło, że uwikłał się we współpracę z oszustem od Amber Gold. Zarobił u niego prawie 22 tys. zł, biorąc jednocześnie 3300 zł pensji z gdańskiego lotniska, gdzie podjął pracę jako specjalista w dziale analiz i marketingu.
– Młody przedsiębiorca może sobie teraz pozwolić, żeby wziąć w leasing trzyletnią hondę accord – podał tygodnik Wprost, pisząc o wszystkich zarobkach syna premiera. Współpraca z liniami lotniczymi OLT Express, które przejął właściciel Amber Gold Marcin P. (28 l.), długo była tajemnicą Michała Tuska. Przyznał się do niej dopiero, gdy wokół Amber Gold zaczęło się robić gorąco.
– Pierwszy raz byłem autentycznie wkurzony, że dostałem przelew – narzekał premierowicz w wywiadzie na to, że dostał pieniądze od właściciela Amber Gold w momencie, gdy klienci tej firmy nie mogli odzyskać oszczędności. Szkopuł w tym, że o te pieniądze sam się dopominał.
Gazeta Polska Codziennie ujawniła korespondencję między młodym Tuskiem a OLT Express. Wynika z niej, że syn premiera przypominał się z prośbą o wypłatę należnych mu pieniędzy. „W załączeniu, wielka prośba o jej przekazanie gdzie trzeba przed urlopem :)” – tak pisał o należności za fakturę wystawioną 15 czerwca w mailu do jednego z dyrektorów, do którego zwracał się na „ty”.
Co robił dla tej firmy? Na przykład wywiad sam ze sobą. Wiosną, gdy przed odejściem do pracy na lotnisku był jeszcze dziennikarzem „Gazety Wyborczej”, przygotował pytania do dyrektora OLT i w jego imieniu sam na nie odpowiedział. – Nie tak wyobrażałem sobie koniec naszej współpracy – zezłościł się na młodego Tuska naczelny trójmiejskiej „Gazety Wyborczej”, gdy ta sprawa wyszła na jaw.
Jego nowy szef, dyrektor gdańskiego lotniska Tomasz Kloskowski, okazał się znacznie bardziej wyrozumiały. Bronił premierowicza nawet, gdy wyszło na jaw, że Tusk wyniósł z lotniska i przekazał OLT poufne informacje o ruchu pasażerów. Dzięki tolerancyjnemu szefowi lotniska – mianowanemu przez władze samorządowe, do których należy port lotniczy – Michał Tusk ma wrócić z urlopu do pracy. I dalej będzie zarabiał na spłatę samochodu.
Polecamy wydanie internetowe Fakt.pl:
Godzina 17, a premier dopiero w pracy
(JK)