Mamy ciężki kryzys
Z prezesem OSM Łowicz Janem Dąbrowskim o hossie i bessie w mleczarstwie, kwotach mlecznych, koncentracji i konsolidacji oraz o tym, jak Łowicz daje sobie radę w trudnych czasach, rozmawiają Jan Bazyl Lipszyc i Roman Wieczorkiewicz.
16.10.2009 | aktual.: 13.11.2009 12:42
Z prezesem OSM Łowicz Janem Dąbrowskim o hossie i bessie w mleczarstwie, kwotach mlecznych, koncentracji i konsolidacji oraz o tym, jak Łowicz daje sobie radę w trudnych czasach, rozmawiają Jan Bazyl Lipszyc i Roman Wieczorkiewicz.
Jaki jest ten rok dla mleczarstwa? Po pierwszym półroczu można już robić podsumowania.
Mamy ciężki kryzys w branży. Jego historia sięga wielkiej i niepodziewanej hossy w 2007 roku. Mówiono wtedy, że potrwa ona trzy lata, ale skończyła się po kilku miesiącach. Miała charakter spekulacyjny i dotyczyła nie tylko mleka w proszku i masła, ale także np. zbóż i soi. Efektem hossy był niespotykany wcześniej wzrost cen masła i mleka w proszku w hurcie, a także wyrobów mleczarskich na sklepowych półkach. Wzrosły także bardzo ceny skupu mleka. Ale konsekwencją tego był spadek spożycia artykułów mleczarskich, nie tylko w Polsce, ale w wielu krajach w Europie i na świecie.
Z powodu tych wysokich cen?
Tak. A spekulacyjny boom na masło i mleko w proszku skończył się po 5-6 miesiącach, od tamtej pory ceny spadały , a ich spadek nie zatrzymał się na poziomie z roku 2007, ale zgodnie z prawami ekonomii, poszedł dalej. Gdy spadała konsumpcja, Komisja Europejska, patrząc jak drożeją artykuły mleczarskie, zwiększyła kwoty mleczne i bardzo mocno regulowany wcześniej rynek został rozregulowany. Był to niewybaczalny błąd.
Jaka była reakcja producentów na hossę i wzrost cen?
Hodowcy zwiększyli oczywiście produkcję, a ponieważ w mleczarstwie cykl jest długi, mamy teraz efekty tych decyzji. W wielu unijnych państwach mamy protesty rolników.
W Polsce ich nie ma.
Tylko dlatego, że nie ma porządnej reprezentacji związkowej rolników czy samo-rządu gospodarczego. Klimat i powody do protestów są, ale nie ma działaczy, którzy by je zorganizowali. Komisja Europejska wielokrotnie informowała, że nie będzie żadnej interwencji na rynku mleka, ale jednak interweniowała na rynku masła i mleka w proszku. Jest zaskakujące, że przy tak niskich cenach skupu rośnie produkcja mleka w Polsce, choć w całej Unii dynamika jest ujemna - rzędu 4 proc. I mimo tego mamy w UE nadwyżki produkcji z powodu zmniejszenia spożycia. Te nadwyżki trzeba zagospodarować, ale z powodu kryzysu spadła siła nabywcza konsumentów w wielu krajach na całym świecie. Wielcy producenci mleka, m.in. Australia i Nowa Zelandia, nie zmniejszają produkcji.
Czeka nas więc kilka bardzo trudnych lat?
To zależy od tego, czy niskie ceny skłonią hodowców do zmniejszenia produkcji mleka. Pytanie - czy Unia będzie premiowała mniejszą produkcję.
A co z kwotami mlecznymi?
Stanowisko Unii jest znane - do 2015 roku kwoty mają być zlikwidowane. To jest już bardzo bliska data. Z bardzo silnie przez wiele lat regulowanego rynku chce się zrobić wolny. W moim mniemaniu regulacja powinna być utrzymana. Jeśli Unia to zrobi - grozi nam model amerykański, w którym nikt się nie przejmuje far merem. Nie opłaca ci się - sprzedaj farmę i już. Efektem takiego liberalnego podejścia będzie powstawanie i przetrwanie jedynie dużych i bardzo dużych gospodarstw mlecznych i tylko w jednym regionie Polski - na Podlasiu. Czy o to nam chodzi? Czy będzie to dobre dla środowiska? Ktoś się zastanawia, co się stanie np. z gnojowicą? Tego problemu nie rozwiąże nawet budowanie biogazowni. Zostaje azot i inne związki. Taki scenariusz już miał miejsce w USA czy Wielkiej Brytanii.
Czyli konsolidacja produkcji mleka jest zła?
Hodowcy powinni mieć zagwarantowane zyski przy stadzie 20-50 krów.
A co z konsolidacją przetwórców?
Gdyby w połowie lat 90. zdecydowano się ukierunkować, nawet decyzjami politycznymi, duże środki na nią, problem byłby załatwiony Jeśli zmniejszy się produkcja mleka w Polsce, zacznie się wyścig przetwórców i wielu z nich wypadnie z rynku. Niekoniecznie musi to dotyczyć najmniejszych, zostaną ci, którzy będą mieli najniższe koszty.
To znaczy, że konsolidacja mleczarstwa potrwa wiele lat.
Zdecydowanie tak. Jej tempo będzie zależało od sytuacji finansowej firm.
W zeszłym roku żaden chyba z przygotowanych projektów przejęć w mleczarstwie nie doszedł do skutku z powodu fatalnej sytuacji branży. W tym roku nie słychać o żadnych propozycjach fuzji czy przejęć.
Ze względów strategicznych przejęliśmy będącą w złej sytuacji finansowej mleczarnię w Kutnie, ale nikt na siłę nie będzie ratował firm.
Wypowiadał się Pan już krytycznie o PROW. Czy nadal ten program nie funkcjonuje?
W zeszłym roku, na wiosnę, około 430 przedsiębiorstw z branży spożywczej złożyło wnioski o dofinansowanie, m.in. Łowicz. Do dzisiaj umowę mamy nie pod-pisaną. A ile podpisano? Resort rolnictwa chce przesunąć środki z PROW na tworzenie centrów dystrybucyjnych i na renty strukturalne. Uważamy, że centrów może powstać co najwyżej kilka, co nie złamie monopolu sieci handlowych. Około 60 proc. artykułów mleczarskich jest sprzedawanych przez nowoczesne kanały dystrybucji, 20 proc. idzie na eksport, a reszta jest sprzedawana w handlu tradycyjnym. Centra dystrybucji mogą pomóc małym firmom dostarczającym towar do handlu tradycyjnego. Tylko ile z nich będzie stać na wyłożenie pieniędzy na połowę kosztów budowy centrum, obliczanej na ok. 100 mln zł? Wydawanie pieniędzy na renty to nic innego, jak przejadanie funduszy z PROW. To s ą pieniądze, które powinny być przeznaczone na inwestycje.
O jak duże dofinansowanie wystąpiliście?
Chcemy dostać 20 mln pomocy na inwestycje warte w sumie 80 mln, rozłożone na trzy lata. Wniosek złożyliśmy w I kwartale 2008 roku, gdy o kryzysie nie było jeszcze mowy. Ale jest kryzys czy nie - trzeba inwestować. Wierzymy w rynek, w konsumentów. Kryzys kiedyś się skończy.
Jak ocenia Pan ministerialną koncepcję administracyjnej kontroli i regulacji marż w handlu żywnością?
Jest to słuszna inicjatywa. Marże często są wyższe niż 50 proc. To jest absurd. Ceny mleka w skupie spadły, a na półkach sklepowych są najwyższe od lat. To handel jest beneficjentem kryzysu, nie rolnik i przetwórca. Cen urzędowych nie będzie, ale może by się Komisja Europejska zastanowiła, czy nie narzucić handlowcom maksymalnych 25 proc. marż na artykuły spożywcze. Przy takich marżach sieci będą miały 10-12-proc. rentowność, i tak o wiele wyższą niż przetwórcy.
Jakie Pan ma relacje z dużymi sieciami handlowymi?
Nie da się 1,3 mln litrów mleka sprzedać bez współpracy z dużymi odbiorcami. Musimy być tam, gdzie przychodzą klienci. A ceny w małych sklepikach potrafi ą być o 40 proc. wyższe niż w supermarketach i klienci idą za niskimi cenami. Inna sprawa, że one są niskie naszym kosztem.
Wspomniał Pan, że eksport to ok. 20 proc. sprzedaży. Co eksportujecie - mleko w proszku?
Na mleku w proszku jeszcze nikt potęgi nie zbudował. Było na nie pół roku hossy, ale teraz jest na nim najniższa rentowność. Sprzedajemy przede wszystkim galanterię mleczną - twarogi, sery, śmietanę i mleko.
Nie boicie się konkurencji wielkich firm, które są już w Polsce lub do niej właśnie wchodzą?
Zott, Danone, Müller konkurują raczej z Bakomą i między sobą. Müller wszedł głównie tam, gdzie rentowność jest największa - w desery. A tam, gdzie nasze interesy się krzyżują, choćby sprzedaż mleka i sera, możemy konkurować.
Na jakie produkty stawia Łowicz?
Nie szukamy naszej szansy w mleku w proszku i maśle w blokach. Jesteśmy znani z mleka UHT i świeżego, dużego asortymentu śmietanek, z twarogów. Jako jedyni w Polsce produkujemy śmietanki w opakowaniach od 10 mililitrów do 10 litrów. To wszystko wymagało dużych inwestycji, min. w linie do pakowania.
Bierzecie udział w akcji "szklanka mleka". Jak Pan ocenia jej przyszłość?
Na takich akcjach zbudowano popyt w krajach zachodnich. U nas wiele firm zainwestowało w urządzenia do pakowania mleka w szkolne porcje, w system dystrybucji. To jest ważny, prozdrowotny program i powinien być kontynuowany. Ktoś, kto go kwestionuje, kwestionuje zdrowie dzieci.
Jak ocenia Pan sytuację swojej firmy na tle branży?
Nie mieliśmy ani jednego roku ze stratą. Trudno jednak mówić o zyskach, kiedy, tak jak w zeszłym roku, ceny mleka były cztery razy obniżane. Obecna cena - około złotówki za litr - nie satysfakcjonuje rolników. Wszyscy wskazują na Piątnicę, ale to jest ewenement, zarówno w Polsce, jak i w Unii. Nie mamy opóźnień w regulowaniu płatności, ale jeśli nam płacą w ciągu 60 dni, to i my będziemy płacić naszym dostawcom w takim samym terminie.
Spółdzielcy to zrozumieją?
Znają realia, tak samo jak my. Wiedzą, że problemy nie wynikają z naszej winy, ale z sytuacji na rynku.
Jan Bazyl Lipszyc, Roman Wieczorkiewicz