Marka na medal
Nie ma łatwych rynków - mówi Igor Klaja, szef i założyciel firmy OTCF, do której należą marki Outhorn, TuttoBene, 4Faces i 4F. O tej ostatniej w 2010 r. usłyszał cały świat.
23.10.2014 | aktual.: 17.12.2014 11:18
To właśnie cztery lata temu polscy sportowcy w strojach 4F aż sześć razy stawali na podium podczas zimowych igrzysk olimpijskich w Vancouver. - W każdym biznesie, jeśli ktoś ma dobry pomysł i determinację, to tylko kwestią czasu i włożonej pracy jest, kiedy w końcu osiągnie wyznaczony cel - przekonuje Igor Klaja.
Retrospekcja
Ale zanim przyszedł sukces, trzeba było opłacić czesne za studia. Żeby to zrobić, Igor Klaja znalazł pracę w sklepie sportowym. Syn właścicieli dostarczał tam polary i śpiwory. Klaja pomyślał, że można by je sprzedawać też w sklepach wielkopowierzchniowych i - w powstających w latach 90. - hipermarketach. Tak zaczęła się jego przygoda z dystrybucją. - On produkował, ja sprzedawałem. Nie była to najprostsza forma biznesu, pracowaliśmy po nocach, nad ranem odbierałem towar. Po kilku latach mój kolega miał dość. Ja jednak postanowiłem działać dalej. Wtedy pojawił się pomysł na pierwszą własną markę Outhorn. Był rok 1995. Produkowałem ją sam, outsource'owałem zamówienia do szwalni. Najpierw w Polsce, później w Azji - wspomina. I zaraz dodaje: - Nadal dużo szyjemy w kraju, także w Europie, ale rynek produkcyjny na Starym Kontynencie jest bardzo ubogi. Azja wyspecjalizowała się w zaawansowanych technologiach, dlatego zlecamy produkcje tam, gdzie możemy być pewni najwyższej jakości.
Z sieciówek na podium
- Jeśli pojawia się jakaś szansa, zawsze staram się ją wykorzystać. Współpracowaliśmy najpierw z małopolskim, a później z Polskim Związkiem Narciarskim. W 2007 r. przygotowaliśmy dla nich pierwszą kolekcję. W tym samym czasie okazało się, że Polski Komitet Olimpijski szuka partnera na zimowe igrzyska w Vancouver. Oczywiście nie podpisaliśmy umowy z dnia na dzień. PKOl długo sprawdzał, czy na pewno jesteśmy odpowiednią firmą. Zawodników jadących na igrzyska nie można było zawieść - mówi Klaja. Wspomina rozpierające go radość i dumę, kiedy pierwszy raz zobaczył zawodnika na podium odbierającego medal w stroju 4F. Jego firma ubrała polskich sportowców również na igrzyska w Londynie i Soczi. Właśnie przygotowuje kolejną kolekcję na letnie igrzyska w 2016 r. w Rio de Janeiro.
Jak projektuje się odzież dla mistrzów? Kolekcja olimpijska dzieli się na dwie główne części: dla PKOl, czyli defiladowa i rozgrzewkowa, oraz kolekcja startowa, którą poszczególne związki sportowe zamawiają indywidualnie. - Po pierwsze, musi być uniwersalna. Rozgrzewka wielu zawodników jest podobna, ale odzież musi być dobrze skonstruowana. Zawodnicy są przecież bardzo różni - od drobnych skoczków narciarskich po zdecydowanie lepiej zbudowanych łyżwiarzy szybkich czy np. potężnych kulomiotów. I każdy z nich musi w tym stroju dobrze wyglądać i dobrze się czuć - tłumaczy Igor Klaja.
Główną projektantką i dyrektor kreatywną 4F jest Ranita Sobańska, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. Po studiach pracowała dla marki House. Doświadczenie zdobyte w branży fashion przenosi do sportu.
- W 4F zespół projektujący kolekcje liczy ponad 20 osób. To graficy, konstruktorzy, technolodzy. Korzystamy np. z World Global Style Network, londyńskiego biura trendów, które z wyprzedzeniem dwóch-trzech lat przewiduje, co będzie modne w kolejnych sezonach. Ich usługi sporo kosztują, dlatego na dostęp do nich może sobie pozwolić niewiele firm. Ale dzięki temu jesteśmy krok przed konkurencją - przyznaje Sobańska.
Samba biało-czerwona
- Bardzo często pytamy zawodników o opinie. Korzystamy z ich rad, jeśli mówią, że tu trzeba docieplić, a tu wentylować, tu cięcie przeszkadza, a tu jest potrzebne. Czasami ktoś mógłby pomyśleć, że zawodnicy mają zachcianki. Ale w końcu oni są mistrzami olimpijskimi i mają do tego prawo - podkreśla projektantka. - Wiemy, jak ciężko pracują, by zdobyć medale. Jeśli jakieś cięcie czy kawałek materiału ma im w tym pomóc, chociażby mentalnie, to zrobimy wszystko, żeby właśnie tak się stało.
Stroje na igrzyska projektują największe nazwiska w branży. Podczas ceremonii otwarcia w Rio de Janeiro będzie można podziwiać prace Armaniego, domu mody Prada, Stelli McCartney czy Ralpha Laurena. - Znowu chcemy zaskoczyć i stawiamy sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Pokażemy, że jesteśmy innowacyjni. Będzie więc technologia połączona ze światowymi trendami - zdradza Ranita Sobańska. - Kolekcja musi być zgodna z naszymi symbolami narodowymi, ale też z miejscem, w którym odbywają się igrzyska. Z jednej strony brazylijska samba i feeria barw, z drugiej - biało-czerwona kolorystyka i orzeł. Staramy się to połączyć. Pierwsze projekty konsultowaliśmy już z PKOl.
Sportowcy stali się ambasadorami marki. Firma ubiera łyżwiarzy, narciarzy, biatlonistów, lekkoatletów, tenisistów. - Wydatki na marketing? To jak szklanka: nie wiadomo, czy jest do połowy pusta czy pełna - zastanawia się biznesmen. - Kibice chcą wyglądać jak swoi idole, ale produkt musi być najwyższej jakości i odpowiednio dopasowany do potrzeb klienta. Trzeba więc wypośrodkować między wydatkami na reklamę a inwestycjami, stawianiem na masową produkcję i jakość.
Do końca roku firma będzie miała 150 sklepów, nie tylko w Polsce, ale też m.in. na Słowacji, Litwie, w Czechach, Rosji, Finlandii, Danii, Grecji i Estonii. - Sporo wyjeżdżamy na targi, obserwujemy pokazy mody. Nie mamy jednej kolekcji na sezon, tylko podobnie jak branża modowa wymieniamy kolekcje co tydzień - opowiada Sobańska. - Wpływ na to, w jaki sposób eksponujemy towar w naszych sklepach, ma visual merchandising. Wszystko jest ważne: muzyka, obsługa, wystrój. Równie uważnie obserwujemy naszą sprzedaż, jeżeli widzimy, że klientom coś się podoba, to idziemy w tym kierunku.
Życie na równoważni
- Większość pracowników mojej firmy uprawia jakiś sport. Skoro sami regularnie trenują różne dyscypliny, to sami też testują nasze ubrania. Sam jestem uzależniony od sportu i wolny czas spędzam albo z rodziną, albo na treningu. Jeżdżę na nartach, na rowerze, gram w tenisa, biegam, pływam na desce, jeżdżę na longboardzie... - wymienia jednym tchem Klaja. Jego zdaniem Polacy lubią narzekać. On jednak tego nie robi. - Miałem taki okres w życiu, kiedy wydawało mi się, że praca to wszystko. Ale to jest potężny błąd, tak się nie da i nie wierzę, że ktoś osiągnie sukces, myśląc w ten sposób. Ładowanie akumulatorów jest bardzo ważne. W życiu musi być równowaga. Dlatego w mojej firmie pracownicy obowiązkowo idą na urlop.
Czasem ucieka z rodziną daleko od pracy. Wtedy dostępny jest tylko dla zarządu i tylko w wyjątkowych sytuacjach. Przekonuje, że trzeba też pozwolić działać innym. Właściciel nie ma monopolu na wiedzę. Od tego ma zdolnych ludzi w zespole.
O równowagę dba też Ranita Sobańska. Dlatego w jej pracowni powstają również autorskie kolekcje haute couture. Marynarki, sukienki czy zwiewne spódnice zawsze w jakimś stopniu nawiązują do sportowych inspiracji, ale łączą je z klasyczną elegancją. Stroje z autorskiej kolekcji nie są na sprzedaż, pokochały je celebrytki, m.in. Małgorzata Kożuchowska i Justyna Steczkowska. - To dobra odskocznia - mówi projektantka. - Organizujemy też warsztaty dla osób, które chcą wyżyć się artystycznie, wewnętrzne konkursy, które są bodźcem do poszukiwania własnego stylu.
Długodystansowiec
Pytany o finanse Igor Klaja odpowiada, że nie chce rozmawiać o finansach swojej firmy. Nie jest ona spółką giełdową i dlatego nie musi upubliczniać tego typu raportów. Mówi tylko, że zatrudnia ponad 1 tys. osób, a przychody firmy przekraczają rocznie 100 mln zł.
- Dalej chcemy ubierać naszych sportowców, cały czas rozbudowujemy sieć dystrybucji i otwieramy kolejne sklepy. Przygotowujemy biuro w Warszawie. Nie ukrywam, że chcemy wprowadzić na rynek kolejne marki, nowe produkty i sprzedawać je również poza granicami Polski. Staramy się wejść na rynek amerykański. To wymaga czasu. Musimy przebrnąć przez wszystkie procesy związane z rejestracją znaku, ale mam nadzieję, że zaskoczymy Amerykanów - mówi biznesmen. Docenia to, co już udało mu się osiągnąć. Jednak jest przekonany, że najlepsze dopiero przed nim.