Koronawirus w Polsce. Maseczka w kościele i nigdzie indziej. Nad morzem epidemii po prostu nie ma
Nie ma jej w sklepach, nie ma jej przy gofrach, nie ma jej w restauracjach, a już na pewno nie na plaży. Pierwszy raz maseczkę zobaczyłem w kościele. W knajpach i nadmorskich budkach płyn do dezynfekcji nawet jeśli jest, to schowany. Po co straszyć klientów?
- Ja tylko tu będę na lody i gofry przychodzić. Pani ma rękawiczki, widzę, że ręce dezynfekuje. To pierwszy taki lokal, na który trafiłam od przyjazdu z Warszawy - zagaduje do mnie pani w średnim wieku, która usłyszała, że wypytuję o płyn do dezynfekcji kelnerkę w jednym z barów w Dębkach. To jedyna osoba, która przypomniała mi o tym, że jestem w kraju walczącym z epidemią.
Czytaj też: Potrzebujesz większej gotówki? Wizyta przy bankomacie może cię rozczarować - są nowe limity wypłat
Nad morzem sezon jeszcze się nie zaczął. Pogoda średnia, do wakacji jeszcze parę dni. Turystów więc niewielu. Ostatnie dni przed startem wykorzystywane są przez miejscowych na naprawy, drobne remonty czy uzupełnianie towaru. Dwóch pracowników, którzy wkładają do automatów przy deptaku w Dębkach małe zabawki z Chin, nie ma wątpliwości: to będzie dla nich najlepszy rok od lat.
- Panie, tu trzeba robić, a nie gadać. Za granicę nikt nie pojedzie, nawet jak będzie zimno, to i tak wszyscy tu przyjadą. I u nas pieniądze zostawią - mówi do mnie jeden z nich. - A jeszcze jak ten bon turystyczny 500+ dostaną, to tym chętniej do nas się wybiorą - dodaje.
Długi weekend last minute. Gdzie jeszcze są wolne miejsca?
Uścisk dłoni na dzień dobry
Bo w Dębkach, pobliskiej Karwii, Karwieńskich Błotach, Białogórze czy Kopalinie koronawirusa nie ma. Pani od której wynajmuje kwaterę na dzień dobry wyciąga do mnie rękę jak dawniej. Bez zająknięcia odwzajemniam się tym samym. Jakoś dziwnie powiedzieć, że jednak nie bo przecież epidemia.
Czytaj też: Praca na wakacje dla pokojówki. 8 zł za godzinę minus zakwaterowanie. "Wstydu nie macie"
Po tym jednym prostym geście całe zasady, takie jak dezynfekowanie co chwilę rąk, maseczka na każdym kroku i obawa przed drugim człowiekiem, po prostu znikają. Koronawirus tu widać też ma wolne.
Instynkt stadny sprawia, że każdy przestaje przestrzegać covidowych zasad. Przecież nawet na sieciowej stacji przy zjeździe na Dębki nikt nie zasłania twarzy. Korporacyjne zasady przegrywają z wakacjami.
- Pierwszego dnia po przyjeździe poszłam ze znajomą do sklepu, ale w połowie drogi zdałam sobie sprawę, że zapomniałam maseczki. Pożyczyłam więc od niej chustę, zakryłam twarz. W sklepie jednak maseczki nie miał nikt: ani klienci, ani sprzedawcy. To po co ja miałam zasłaniać twarz? - retorycznie pyta pani Agata z Warszawy.
Przyznaje, że w stolicy trzyma się wszystkich restrykcji. Rodzice w grupie ryzyka, ma małe dziecko. Płyn do dezynfekcji i rękawiczki to minimum przy wyjściu z domu, ale w Warszawie. Tu szybko koronawirusa wysłała na wakacje.
- Ja po prostu nie czuję tu obecności koronawirusa - dodaje.
Właściciele knajpek, barów i sklepów nie przypominają więc o epidemii swoim klientom. Płyn do dezynfekcji nawet jeśli już gdzieś jest, to zawsze tak umiejscowiony, by niespecjalnie było go widać. Przez kilka dni na polskim wybrzeżu widziałem dwie osoby, które z niego skorzystały.
O maseczkach zapomnieli spacerujący plażami i nadmorskimi bulwarami. Nie mają ich rowerzyści, których w tej chwili nad morzem jest najwięcej. Nie zakładają ich także kupujący gofry i zapiekanki. W punktach gastronomicznych wprawdzie pojawiły się osłony z pleksi, ale to jedyna oznaka covidowych czasów.
11 zł za maseczkę
Nikt nie promuje transakcji kartą zamiast gotówką, nikt nie wywiesza komunikatów GIS i Ministerstwa Zdrowia. Odległość 2 metry od klienta przede mną i za mną? Zapomnij. Do małych sklepików z plastikowymi zabawkami i pamiątkami wchodzi po kilka osób.
- Czy są maseczki? – pytam sprzedawczyni.
- Chyba mamy, pan poczeka, poszukam – odpowiada z ukraińskim akcentem.
Dopytywana, czy się sprzedają, przyznaje, że przez tydzień poszła tylko jedna. Może to kwestia ceny? Za kawałek najzwyklejszego płótna, które na moje oko rozpadnie się po pierwszym praniu, życzy sobie 11 zł.
Plaże z sektorami? Tu nikt o czymś takim nie myślał. Nawet parawanów jakby mniej. Tam, gdzie w nadmorskich barach są stoliki, nie ma tabliczek "zdezynfekowano". Ponieważ większość knajp jest jeszcze zamkniętych, więc w tych otwartych ruch jest spory. Nikt od nikogo nie ucieka, nikt nikogo się nie boi.
Pierwszy raz "z koronawirusem" spotykam się dopiero w kościele. Podczas mszy w Żarnowcu rzeczywiście maseczki ma wiele osób. Zakładają je i starsi, i dzieci.
Sprawdzam więc liczbę zakażonych w województwie pomorskim. Od kilku dni nowych zakażeń praktycznie brak. Po mszy spokojnie więc mogę wrócić na plażę bez maseczki, płynu do dezynfekcji, a nawet parawanu. Trzy miesiące kwarantanny wystarczą.
I choć wiem, że to nieracjonalne, że po powrocie do Warszawy znowu będę mył co chwilę ręce, witał się w biurze łokciem, a w sklepie dociskał maseczkę do nosa, to tu po trzech miesiącach kwarantanny mówię sobie absurdalnie: czas odpocząć od epidemii.