Menedżer gwiazdy: twardziel gotów do poświęceń. Za sporą kasę…
Kilkadziesiąt procent od kontraktu gwiazdy, tyle otrzymuje zwykle jej menedżer
18.06.2012 | aktual.: 18.06.2012 16:01
Ten dobry i ten zły
Gwiazda jest dobra i miła. Uśmiecha się i rozdaje całusy. Jej agent to „ten zły”. Pilnuje, nie daje porozmawiać. Odpędza dziennikarzy, a w kącie liczy zarobione pieniądze. Taki podział ról, według powszechnej opinii, obowiązuje w światowym show-biznesie. Ale to tylko wizerunek. Może być prawdziwy, lecz nie musi.
Menedżer gwiazdy to człowiek jak każdy inny, a jego praca bywa ciężka i nerwowa. Dyspozycyjny przez całą dobę, zawsze z ręką na pulsie, z komórką przyspawaną do ucha; dbający o promocję i tysiące innych spraw – taki musi być współczesny specjalista w tej branży.
Jeśli trzeba, załatwi gwieździe skrzynkę szampana. Jeśli trzeba, skoczy po pizzę. Maja Sablewska w rozmowie z „Vivą” przyznawała, że podczas współpracy z Dodą spełniała również i takie jej zachcianki. I to jest normalne. Zadaniem agenta jest dopilnowanie, by jego podopieczny dobrze się czuł.
Skąd się biorą menedżerowie?
Często z firm fonograficznych, z działów promocji. Niekiedy agencje przydzielają artyście menedżera, który akurat jest wolny. W branży nie brakuje jednak przykładów osób spoza muzycznego świata, które sprawdziły się w menedżerce. Głośna jest historia Sablewskiej, która zaczynała jako fanka i opiekunka dziecka Natalii Kukulskiej, a dziś może się pochwalić współpracą z największymi gwiazdami polskiej estrady.
Kłopoty z agentami miało wiele gwiazd, od Rolling Stonesów po Dodę. Ale bycie menedżerem celebryty to również i dla agenta niełatwy kawałek chleba. – Na Zachodzie ten zawód jest bardzo ceniony. W Polsce menedżera postrzega się niekiedy jako darmozjada, który nie wiadomo za co bierze pieniądze – mówi Marcin Jacobson, w branży od 1976 roku, mający na koncie współpracę z takimi legendami polskiej muzyki, jak zespoły Krzak, Dżem i TSA czy Martyna Jakubowicz.
Tymczasem rola, jaką odgrywa agent w życiu artysty, czasami jest wręcz nie do przecenienia. Dobry menedżer potrafi zadbać o wykonawcę tak, by ten nie musiał zajmować się niczym poza własną muzyką.
– Taka rola menedżera: to on musi brać wszystko na klatę. Jego zadaniem jest otoczenie artysty kloszem. Stworzenie buforu między nim a niewygodną, stwarzającą problemy rzeczywistością: mediami, fanami, sprawami organizacyjnymi – tłumaczy Jacobson. – To on załatwia koncerty, on ma pieczę nad finansami, dba o image, myśli za artystę strategicznie.
Podobnie uważają inni. - Gwiazda musi się czuć bezpiecznie. Jeżeli o 4 nad ranem złamie nogę, to będę z nią o 4.20 w szpitalu – mówiła w wywiadzie Maja Sablewska.
[
]( http://praca.wp.pl/zarobki.html )
Agent i gwiazda – dobrana para?
Oczywiście wszystko to nie za darmo. Zarobki menedżera zależą w dużej mierze od jego pozycji. Ale i od pozycji artysty, którym się opiekuje. Jeden z portali plotkarskich w 2010 roku ekscytował się, że Sablewska za festiwalowy koncert Edyty Górniak mogła otrzymać nawet 25 tys. złotych.
– To są sprawy indywidualne. Wszystko zależy od umowy między obiema stronami. Brian Epstein, menedżer The Beatles, miał zagwarantowane 40 proc. wszystkich wpływów, czyli zarabiał ponad 2,5 raza więcej od każdego z muzyków. Trzeba też pamiętać, że w tej branży wszystko może się szybko zmienić. W momencie podpisywania umowy artysta jest kompletnie nieznany, a jego agent to branżowa gwiazda. Za parę lat większą gwiazdą jest już zespół czy piosenkarz. Normalna kolej rzeczy – mówi Jacobson.
Zdarza się, że początkujący artysta oddaje agentowi z dużym nazwiskiem nawet i ponad 50 proc. swojego zarobku. Kiedy jego kariera dopiero nabiera tempa, i tak może mu się to opłacić. Pieniądze nie są duże, a dojrzewanie pod skrzydłami tuza managementu to inwestycja na przyszłość.
Wszystko zmienia się, gdy odnosi sukces. Wtedy już sam pracuje na siebie. Wysiłek wkładany przez agenta przestaje być współmierny do efektów. Dochodzi do kłótni, procesów. Tak było np. w przypadku George’a Michaela, któremu ostatecznie udało się renegocjować umowę.
Sodówa musi wywietrzeć
Zdaniem polskiego menedżera, nie ma nic dziwnego w tym, że osobie, która odniosła sukces, uderza do głowy woda sodowa. Przeciwnie, to objaw normalności. I nawet „sodówa” sama w sobie nie jest jakimś wielkim problemem. Pytanie tylko, jakie będą jej skutki. Czy artysta potrafi ją przezwyciężyć, wyciągnąć wnioski, czy nie uwierzy w swoją bezbłędność i cudowność. Jeśli tak jest, zostanie na topie na dłużej. Jeśli nie, grozi mu upadek. Przykładów na taki rozwój wydarzeń jest aż nadto. Nikt wtedy nie będzie w stanie mu pomóc. - Oczywiście wzrost poczucia własnej mocy i eskalacja żądań gwiazdy często kończy się dla agenta zwolnieniem. Ale jeśli do tej pory ich współpraca przebiegała dobrze, to artysta straci na takim rozstaniu. Nie zawsze udaje się zastąpić jednego dobrego menedżera innym, równie wartościowym – uważa Jacobson.
Czas idei, czas pieniądza
On sam zaczynał w zupełnie innych czasach. W Polsce estrada, media rządziły się prawami nie mającymi nic wspólnego z zasadami gry rynkowej. Wszędzie funkcjonowały podszyte polityką układy. Od tamtej pory zmieniło się właściwie wszystko: organizacja, finanse, podejście do zawodu.
- Wszystkiego brakowało, o wszystko trzeba się było szarpać, walczyć, kombinować i załatwiać – wspomina menedżer. – Aparaturę na poziomie miało może czterech, pięciu ludzi w Polsce. Teraz jest 10 zestawów na województwo. Nie było transportu, światła itp., a hotele, catering i tego typu rzeczy wołały o pomstę do nieba. Wiele spraw załatwiał łańcuszek ludzi dobrej woli. Na zasadzie: dziś ty mnie, jutro ja tobie, bezgotówkowo. Dużą rolę odgrywała wtedy idea, bo granie np. rocka było swoistą deklaracją polityczną.
Na przełomie lat 70. i 80. kształtowała się kolejna fala polskiego rocka – Muzyka Młodej Generacji. Muzyka była dla tysięcy młodych ludzi manifestacją wolności. Wtedy menedżer był partnerem artysty. Dzisiaj jest przeważnie pracownikiem zaciężnym. Ma dbać o to, by wszystko było dopięte na ostatni guzik, bo współczesne gwiazdy nie wyobrażają sobie funkcjonowania na innych zasadach. Ale… - Teraz wszystko kosztuje. Kwestie idei nie istnieją. To tylko i wyłącznie biznes, pozbawiony jakichkolwiek zasad etycznych – mówi Jacobson.
TK/JK
[
]( http://praca.wp.pl/zarobki.html )