Menedżerowie pod skalpelem
Profesjonalista czy luzak?
22.08.2008 | aktual.: 22.08.2008 15:32
Ugrzecznienie, garnitury i ekskluzywne nesesery w kąt. Liczy się młodość, energia i spontaniczność! Szefowie firm coraz częściej chcą, by reprezentowali ich menedżerowie oryginalni, ujmujący niestandardowym zachowaniem. W sytuacji, gdy na rynku brakuje skutecznych profesjonalistów, nowe wymagania stawiane przedstawicielom handlowym lub właśnie menedżerom, mogą dziwić lub uchodzić za trudne do zrealizowania. Tymczasem osoby zajmujące się rekrutacją przekonują, że dziś menedżer powinien być dobrym aktorem. A tego można się nauczyć. Albo można to wykreować.
Ulepić odpowiednią twarz
Firma wysyła pracowników, którzy mają ją reprezentować na zewnątrz, na specjalne szkolenia. Trenerzy tworzą ich image – od ubioru, fryzury, po zachowanie, sposób bycia. Już nie tylko politycy uczą się jak pokazać się z jak najlepszej strony. Dziś swój wizerunek lepią niczym z plasteliny również menedżerowie. Firma w tego typu treningi jest w stanie zainwestować krocie – nic dziwnego, bo czasem od gestów, czy mimiki twarzy zależą milionowe kontrakty.
- Na zachodzie to normalne, że szefowie zastanawiają się wraz ze specjalistami nad stylem firmy. Odpowiadają na kluczowe pytania, czy pokazujemy się jako zimni i klasyczni profesjonaliści, czy jako energiczni szaleńcy, którzy mogą wszystko. W takich firmach o styl ubierani się dbają projektanci, nawet fryzura musi pasować do całego obrazka. Menedżerowie dbają o wygląd. Udają się nie tylko na zabiegi kosmetyczne, ale też na operacje plastyczne. Do drastycznych form kreowania wizerunku należy usuwanie gruczołów wydzielających pot, by menedżer nie spocił się podczas negocjacji i mógł z niewzruszoną twarzą dyktować warunki. Menedżerowie poprawiają sobie też rysy twarzy, by były na przykład bardziej surowe, czy zdecydowane. Osoba z pucułowatą twarzą, czy łagodnym spojrzeniem, zdaniem niektórych, może nic nie wskórać podczas negocjacji. Chociaż jest świetnym pracownikiem, by zwiększyć jej skuteczność, jest wysyłana pod skalpel. W świecie biznesu zacierają się kwestie damsko-męskie. Zdarza się, że również kobiety
idą na operację, nie po to by powiększyć biust, ale po to, by poprawić łuki brwiowe, tak by spojrzenie było bardziej przenikliwe, porażające rozmówcę. Tu nie tyle chodzi o to, by byłe seksowne, czy piękne, ale by ich mimika była przekonująca albo budząca zaufanie klienta biznesowego - opowiada Magdalena Troszka, specjalista HR.
Trampki zamiast lakierek
- Maska menedżera jest też dostosowywana do klienta, czy partnera – dodaje Magdalena Troszka. - Oryginalny i rozmowny reprezentant danej firmy, na spotkaniu z innym klientem, może już wystąpić w roli małomównego odludka. Te metody już są wykorzystywane u nas. Obecnie funkcjonuje styl „na luzaka”. Zdarza się, że warunki umowy negocjują menedżerowie z bujną czupryną i trampkami na stopach, zamiast lakierek. Jeszcze kilka lat temu było to nie do pomyślenia, komuś takiemu klient nie byłby w stanie zaufać. Dziś oryginalność jest utożsamiana z młodością, siłą przebicia, pewnością siebie. Jeśli menedżer przychodzi na spotkanie ubrany ekstrawagancko to znaczy, że nie chce wpisywać się w konwenanse i standardy. A żeby iść inną drogą (klient ma wierzyć, że swoją), trzeba mieć wielką siłę.
Stawiamy na indywidualność
Nie zawsze jednak oryginalny sposób bycia jest sztucznie kreowany. Kierownicy, czy przedstawiciele, nie paradują z barwnymi czuprynami, bo być może zabraniał im tego regulamin firmowy, tymczasem ich wielkim marzeniem jest nietypowa fryzura. Firmy starają się odchodzić od jednolitego code dressu, zaczynają stawiać na indywidualność pracowników i to nie tylko w ubiorze. - Jednolity ubiór, czy sposób zachowania zgodny z obowiązującym ugrzecznionym kanonem w jakiś sposób ogranicza, czy blokuje pracowników. Osoba będzie dobrze pracować, jeśli w pracy będzie sobą, jeśli nie będzie się na każdym kroku kontrolować, czy korygować swego zachowania. Stąd w firmach zaczyna panować tak zwany dopuszczalny luz. Oczywiście nie chodzi o to, by nagle pracownik zaczął bluzgać przekleństwami, czy pić alkohol w biurze. Chodzi o to, by czuł się nieskrępowany. Dlatego już dziś są firmy, w których szef chodzi w dresie. Relaksuje się z pracownikami na siłowni w środku dnia pracy, a na półce stawia kolekcję swoich modeli lokomotyw,
które przynoszą mu szczęście. Pracuje zaś przy komputerze w kowbojskim kapeluszu, który kupił sobie na pamiątkę w Stanach – dodaje Magdalena Troszka.
Czy taki trend upowszechni się w innych zakładach pracy? Czy rzeczywiście odpowiadałoby nam, gdyby obsługiwała nas w urzędzie skarbowym osoba w oryginalnym stroju zamiast w szarym garniturze, czy garsonce? A może większym zaufaniem darzylibyśmy dentystę, który pochylałby się nad nami ubrany w dres? Prawdopodobnie wizerunek luzaka mógłby być przekonujący dla określonej grupy. Dla wszystkich? Raczej nie. (ag)
Zobacz też:
ŻYCIE NA JEDNEJ STRONIE
PRACOWNICY NIE JEDZĄ W DOMU