MSZ tłumaczy się z kelnerki na placówce zagranicznej
Nieprawidłowości nie ma, a stanowiska na placówkach zagranicznych obsadzane były prawidłowo. Tak MSZ tłumaczy się z raportu NIK dotyczącego naboru do pracy w resorcie spraw zagranicznych.
14.06.2014 | aktual.: 14.06.2014 10:25
Kontrola NIK wykazała, że zdarzało się, iż w zagranicznych placówkach część osób było zatrudnianych z pominięciem konkursów, bez kwalifikacji i znajomości języków. Posady sekretarzy ambasad otrzymali np. socjolog, z doświadczeniem pracy w gastronomii, czy magister plastyki.
Michał Safianik z biura prasowego MSZ podkreśla, że na przykład doniesienia o zatrudnieniu kelnerki są nieprawdziwe, bo osoba ta jedynie podczas studiów pracowała dorywczo w gastronomii, a ponadto, jak podkreśla, ukończyła uniwersytet Jagielloński i ma doświadczenie menedżerskie. „Żadna praca nie hańbi” - zaznacza Michał Safianik i podkreśla, że kobieta z doświadczeniem kelnerskim okazała się być dobrą pracownicą placówki dyplomatycznej.
Dyrektor biura prasowego MSZ podkreśla, że na niektóre kierunki brakuje chętnych do pracy w placówkach dyplomatycznych. Tam właśnie dokonano naboru w trybie specjalnym. Nie oznacza to jednak, jak zaznacza, że złamano tym samym prawo. Michał Safianik wyjaśnia, że dyrektor generalny służby zagranicznej MSZ w celu obsadzenia tzw. ciężkich stanowisk musiał sięgnąć po kandydatów z rezerwy kadrowej.
Michał Safianik zaprzecza także, że niektórzy z pozytywnie zakwalifikowanych pracowników nie znali języków obcych. Jak wyjaśnia - kandydaci przechodzą specjalne egzaminy potwierdzające znajomość języków; przechodzą też trzymiesięczne szkolenia przed wyjazdem na placówkę.
Około 16 proc. spośród 38 zbadanych przez NIK stanowisk w służbie zagranicznej obsadzono z pominięciem wymaganego prawem trybu. W efekcie, zdaniem NIK, na placówki wyjechały osoby o kwalifikacjach budzących wątpliwości.
(AS)