Mylą pewność siebie z tandetną przebojowością. Myślą, że ustawi się do nich kolejka pracodawców

Brak pokory, wygórowane oczekiwania płacowe, liczenie na przypadek, CV według jednego wzoru wysyłane do wszystkich firm. To zrazi każdego przyszłego pracodawcę

Mylą pewność siebie z tandetną przebojowością. Myślą, że ustawi się do nich kolejka pracodawców

28.07.2011 13:57

Chcą pracować najczęściej za minimum 2 tys. zł netto, bez konieczności dojazdu, w oparciu o umowę o pracę. Niektórzy młodzi uważają, że gdy tylko obronią dyplom, ustawi się do nich kolejka pracodawców. Wystarczy wysłać CV ściągnięte z Internetu, wpisać własne dane i czekać dzień, dwa aż zadzwoni pracodawca. A następnie wybrać się na rozmowę kwalifikacyjną, podczas której szef poprosi o świadczenie pracy. Niestety rzeczywistość jest okrutna, weryfikuje ich wygórowane oczekiwania.

- Najbardziej razi brak pokory. Nie chodzi o to, żeby być potulnym i na wszystko się zgadzać, ale umieć realnie ocenić swoje szanse. Nie wiem skąd to przekonanie, że osoba zaraz po studiach za 2 tys. zł nie będzie pracować. Bo przecież jest po studiach? A przecież w pierwszych miesiącach płaca może wynosić 1,2 tys. zł, a za pół roku może wzrosnąć do 3-4 tys. zł. Poza tym żaden szef nie podpisze od razu umowy o pracę z młodą osobą. Niektórzy nie chcą np. dojeżdżać, gdy tymczasem tysiące osób tak żyją. Trzeba nauczyć się słuchać i iść z szefem na kompromis, dyskutować z nim, a nie trzymać się tylko swoich warunków i oczekiwań - mówi Anna Helman, head hunter z Gdańska, działa w branży medycznej.

Grzegorz, który w ubiegłym roku ukończył filologię angielską, kierunek po którym nie powinno się mieć kłopotów z pracą, twierdzi że nie było lekko.

- Myślałem, że po obronie znalezienie wspaniałej pracy, to będzie przysłowiowa bułka z masłem. Czułem się trochę jak niebieski ptak. Myślałem, że gdzieś zadzwonię, coś wyślę i praca będzie. Niestety musiałem się napocić. Wysłałem ponad sto CV. Pracy w moim regionie dla mnie po prostu nie było, spóźniłem się trochę z podaniami do szkół. Inni zaczęli szukać na długo przed końcem studiów – opowiada Grzegorz Furman, z Gorzowa Wielkopolskiego, od kilku miesięcy mieszka w Warszawie, jest ubiegłorocznym absolwentem. - Nie miałem pieniędzy na dojazdy, dlatego zacząłem dawać korepetycje, w końcu znalazłem pracę w przedszkolu prywatnym, ale nie na etat. Gdy trochę odłożyłem wyjechałem do Warszawy. Niby było w czym przebierać, ale wszystkie oferty za marne grosze. Teraz pracuję na zlecenie dla firmy, robię tłumaczenia. Zarabiam ponad 4 tys. zł, ale 2 tys. wydaję na mieszkanie, jedzenie.

Grzegorz Wybicki, Human&Job: Czasem młodzi, którzy mają dyplom znanej uczelni, studiowali u wybitnego profesora mówią, że właściwie wszystko już wiedzą. Tymczasem od strony praktycznej są żółtodziobami. Dopiero zaczyna się dla nich nauka. Pewien młody inżynier w biurze projektowym nie chciał nawet rozmawiać z robotnikiem, który może nie miał żadnych szkół, ale był wysokiej jakości fachowcem. Inżynier powiedział mu, że wie lepiej jak trzeba wykonać konstrukcję, bo omawiał to ze znanym profesorem. Konstrukcja się zawaliła, a inżynier stracił pracę. Nie chciał się konsultować z praktykiem, nie chciał uznać, że może mieć braki. Poza tym młodzi przedstawiają się z jak najgorszej strony. Mylą pewność siebie z tandetną przebojowością. Są w stanie dołączyć do CV zdjęcie, na którym widać, że piją alkohol. To już cynizm i ignorancja!

Specjaliści od rekrutacji uważają, że młodzi ludzie zbyt mało się starają. Twierdzą, że szukanie pracy polega tylko na znalezieniu oferty i wysłaniu CV.

- Ostatnio młody człowiek mówił mi, że wysłał kilkadziesiąt CV, wszystkie były takie same. Dziwił się dlaczego nikt nie zadzwonił. Tymczasem nie dość, że CV było sztampowe, niedostosowane indywidualnie do konkretnych firm, to jeszcze kandydat ograniczył się tylko do wysłania CV. Nie zainteresował się czy rekrutacja się zakończyła czy może firma będzie jeszcze kogoś szukać, czy mógłby wysłać jeszcze raz aplikację za jakiś czas lub dosłać próbkę swoich umiejętności, na przykład swój projekt graficzny. Nie wolno przestawać się interesować, to podstawowy błąd. Zauważyłam też, że kandydaci nie przygotowują się do rozmów kwalifikacyjnych. Często nic nie wiedzą o firmie, w której chcą pracować. No i ten brak pokory. To chyba najbardziej razi. Pamiętajmy też o pytaniu znajomych, może wiedzą coś o wolnym miejscu pracy. Warto też zapisać się do serwisów rekrutacyjnych, stworzyć swój profesjonalny profil w sieci, pamiętajmy, żeby usunąć kontrowersyjne zdjęcia z serwisów społecznościowych. Każdy rekruter szuka w sieci
informacji o kandydacie – mówi Elżbieta Grzybowska, doradca personalny.

Tomasz Wierzchuciński, psycholog biznesu, doradca personalny, mówi o innym błędzie kandydatów.

- Dla niektórych bezrobocie to wstyd. Nie mówią o tym. A powinni pytać, może ktoś ze znajomych wie o wolnym etacie. Nie są też systematyczni i konsekwentni, liczą na przypadek. Szukanie pracy jest ciężką pracą. Trzeba dzwonić, chodzić, przypominać się. Samo nic się nie stanie – mówi Tomasz Wierzchuciński.

Krzysztof Winnicki/ak

studencizatrudnienieabsolwenci
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (39)