Na żebraniu można zarobić nawet 1000 zł
Zapytaliśmy osoby proszące o datki na dworach i ulicach o to, ile miesięcznie potrafią uzbierać pieniędzy.
03.09.2009 | aktual.: 03.09.2009 16:36
Zapytaliśmy osoby proszące o datki na dworcach i ulicach o to, ile miesięcznie potrafią uzbierać pieniędzy. Okazało się, że niektórzy żebracy wręcz wyspecjalizowali się w tym zajęciu i potrafią zarobić nawet 1000 zł.
Żyją z tego, co dadzą im przechodzący ludzie. Czasem zamiast pieniędzy dostają bułkę lub drożdżówkę. Trafili na ulice, bo stracili pracę. A gdy zabrakło pieniędzy zostali eksmitowani. Niektórzy zostali żebrakami na własne życzenie. Inni, bo stali się ofiarami nieszczęśliwego splotu wypadków. Mieszkają w noclegowniach, u znajomych lub dosłownie pod mostem. Niektórzy wegetują tak kilka lub nawet kilkanaście lat. Nie widzą wyjścia z sytuacji. Zapytaliśmy proszących o datki w trzech miastach jak bardzo ofiarni są Polacy i czy rzeczywiście da się przeżyć z tego, co wrzucą do ich puszki. Najczęściej nie otrzymywaliśmy odpowiedzi, ale kilka osób powiedziało nam jak wygląda ich życie.
Kazimierz, Kraków
Z zawodu technik odzieżowy, stracił pracę w 1991, od tego czasu jest bezrobotny, kilka lat później rozwiódł się i żyje z żebrania, mieszka w różnych miejscach. Mówi, że nie przysługuje mu renta, ani zasiłek, bo pracował na czarno. Ma 51 lat. Twierdzi, że miesięcznie "z tego zajęcia" ma ok. 500 – 600 zł.
- To tak średnio. Najwięcej w tym roku uzbierałem w lipcu - 950 zł. Było dużo turystów, jeden ksiądz dał mi 300 zł. A tak to ludzie wrzucają drobniaki, po 2 albo 5 zł. Jedna kobieta kiedyś wrzuciła mi do skarbonki, właściwie do kubeczka po jogurcie kilka garści żółtych monet. Pogoniłem ją. Mówię, co pani, gdzie ja z tym pójdę, do banku? I tak w sklepach na mnie krzywo patrzą jak im po złotówce wysypuję na ladę. A co dopiero po groszach! Jakoś się żyje, ale też był miesiąc, kiedy miałem dosłownie 100 zł na cały miesiąc. To było w lutym tego roku. Ciężki czas. Musiałem się ratować w Caritasie.
Weronika, Gdańsk
Nigdy nie pracowała zarobkowo. Gdy zmarli jej rodzice, została bez źródła dochodu. Jak mówi siostra zabrała jej mieszkanie. Ma 29 lat. Zbiera pieniądze pod kościołami, instytucjami, na dworcu, ulicach. Miesięcznie zbiera ok. 500 zł.
- Dają ci najbardziej ubodzy, starsze osoby. Niektórzy to mówią, że wiedzą, co to głód, dlatego dają mi pieniądze. Najgorsi są ci bogaci, co to wychodzą z dobrych samochodów. Oni brzydzą się takimi jak ja, potrafią przy mnie zatkać sobie nos, że niby śmierdzę. Może i jestem żebraczką, ale myję się na dworcu. Jeden taki dresiarz, napakowany z grubym złotym łańcuchem na szyi dał mi 500 zł. To było najwięcej. Ludzie dają po groszach i złotówkach, ale zdarzają się i papierki.
Tadeusz, Warszawa
Gdy zamknięto fabrykę, w której pracował jako monter, trafił na bruk. Ma 32 lata. Wygląda na dużo starszego. Mówi, że ma chore płuca i nie może pracować, ale nie był u lekarza. W sierpniu uzbierał 1,3 tys. zł. Sprzedawał też złom i puszki.
- Nie jestem złomiarzem, złomiarz wyciąga nawet 2-3 tys. zł. Czasem zdarza się, że w koszach na śmieci coś znajdę, sprzedam i zawsze coś jest. Raz trafiłem na mosiężną figurkę, ktoś do kosza wyrzucił. Kupę kasy miałem. Jakoś się żyje, są lepsze i gorsze miesiące, trzeba wiedzieć, gdzie żebrać. Nie można być natrętnym, bo ludzie nic nie dadzą. Niektórzy specjalnie ubierają się w łachy i się nie golą, żeby budzić litość. Bo przecież nikt nie da pieniędzy żebrakowi, który na takiego nie wygląda. Gdy skończą robotę, zdejmują łachy i zakładają przyzwoite ubranie. Potem jadą do noclegowni. Dla niektórych to sposób na życie.
Ja byłem w prawdziwym dołku i wyglądałem tragicznie, chory, wychudzony, brudny byłem. Teraz myję się w noclegowniach i ośrodkach. Tam dostałem czyste ubranie, dużo dobrych ubrań można też w koszach na śmieci znaleźć. Nie wyglądam jak łachudra. Chodzę do lokali, sklepów i tam proszę o drobny datek. Zawsze mówię o sobie, nie mam kartki, ani tektury z napisem. To już szczyt lenistwa i bezczelności, napisać sobie "Dajcie kasę" i się położyć na dworcu.Człowiekowi trzeba spojrzeć w oczy, uśmiechnąć się. To ciężka praca przekonać go, żeby dał ci za nic 5 zł. Jedzenia nie biorę, bo... szybko się psuje.
Regina, Warszawa
Ma dziecko, które obecnie wychowuje rodzina zastępcza. Widuje je kilka razy w miesiącu. Nigdy nie pracowała, ma wykształcenie podstawowe. Ma 42 lata. Miesięcznie potrafi uzbierać nawet 1000 zł.
- Nie mogą narzekać, bo ludzie są ofiarni. Prawda jest taka, że gdybym nie pracowała, nie zarobiłabym tyle, nie jestem po szkołach przecież. Czasem przeganiają nas strażnicy miejscy, no ale najczęściej przymykają oko. Dziennie udaje się uzbierać jakieś 30 – 50 zł. Trzeba chodzić do właścicieli firm, sklepów, tych co to mają kasę, a nie zawracać głowy biedakom, emerytom – tacy wrzucają tylko monety. Są tu tacy, którzy zbierają miesięcznie 100-200 zł, ale i tacy, którzy potrafią nawet ponad tysiąc zarobić. Ale o zarobkach żebrak nie mówi, pieniędzy nie można mieć przy sobie, bo okradną. Trzeba je schować albo dać komuś zaufanemu na przechowanie. Najlepiej jakiejś emerytce, komuś porządnemu. Bo inaczej oskubią, tu jest konkurencja wśród bezdomnych, żebracy potrafią pobić, donieść policji, że zakłócasz porządek.
Edward, Gdańsk
Ma kłopoty z poruszaniem się, nie może pracować. W młodości był marynarzem, pracował na kontrakty, ale nie odprowadzał składek. Teraz, gdy jest chory nie ma żadnych środków do życia. Ma 55 lat, przez kilka lat mieszkał w Niemczech u konkubiny. Po powrocie żyje z żebrania i zbierania złomu. Zbiera miesięcznie ok. 200 zł.
- Nie chcę się prosić i czekać na łaskę. Nie chodzę do żadnych instytucji, do noclegowni tylko, gdy jest zimno albo pada. Jest ciężko, czasem proszę w barze mlecznym o darmową zupę, zawsze dadzą. Może załatwię sobie talony na posiłek.
Janina, Kraków
Ma dwoje dzieci, opuścił ją mąż, pracuje jako sprzątaczka po 8 godzin. Po pracy idzie na dworzec albo pod kościół. Brakuje jej pieniędzy na opłaty, obawia się eksmisji. Ma 42 lata, w sierpniu uzbierała 500 zł.
- Jak znajdę dodatkową pracę, przestanę żebrać. To bardzo upokarzające, nie myślałam, że mnie to spotka. Pierwszy dzień tak się wstydziłam, że aż miałam wypieki na twarzy, bałam się, że zobaczą mnie znajomi lub sąsiedzi. Mąż zarabiał, gdy nas porzucił, nagle okazało się, że nas na nic nie stać. Mąż nie płaci alimentów, wyjechał. Jestem w tragicznej sytuacji, liczę na jakąś pomoc z urzędu, no ale też nie mogę czekać z założonymi rękami, dlatego czasem chodzę żebrać. Boże, nie myślałam, że to mnie spotka. Jest mi wstyd przed dziećmi. Ale co robić. Mam taką tabliczkę z napisem „Nie stać mnie na opłaty, mam 2 dzieci, proszę o wsparcie”. Mam nadzieję, że nie będę musiała długo tym się zajmować i jakoś staniemy na nogi. Może zamienię mieszkanie na mniejsze. Nie myślałam, że ludzie będą coś wrzucać. Jako sprzątaczka zarabiam 650 zł i muszę się naprawdę naharować!
Krzysztof Winnicki
Tomasz Banach
(kw)