Najdziwniejsze podatki w Polsce. Jest się czym chwalić?
Nieważne, że bzdurne, płacić trzeba. Choć fiskus nie jest najmądrzejszą instytucją, to na pewno bardzo dobrze umie liczyć. Opodatkowuje więc wszystko to, co może: powietrze, zwierzęta, a nawet dym z komina czy... same podatki.
Sprawdziliśmy, co w polskim systemie podatkowym zasługuje na miano najgłupszego podatku wszech czasów. Wybraliśmy dziewięć najdziwniejszych podatków w Polsce. Na deser przygotowaliśmy zestawienie takich podatków na świecie.
Co by tu jeszcze opodatkować?
Nieważne, że bzdurne, płacić trzeba. Choć fiskus nie jest najmądrzejszą instytucją, to na pewno bardzo dobrze umie liczyć. Opodatkowuje więc wszystko to, co może: powietrze, zwierzęta, a nawet dym z komina czy... same podatki.
Sprawdziliśmy, co w polskim systemie podatkowym zasługuje na miano najgłupszego podatku wszech czasów. Wybraliśmy dziewięć najdziwniejszych podatków w Polsce. Na deser przygotowaliśmy zestawienie takich podatków na świecie.
Podatek od powietrza
Jeden z polskich wynalazków. Pobierają go głównie miasta i gminy żyjące z turystyki. Za korzystanie z górskiego powietrza w Zakopanem czy morskiego we Władysławowie uiścić trzeba opłatę pobytową doliczaną do ceny wynajmu pokoju w hotelach i pensjonatach.
Jej potoczna nazwa to podatek klimatyczny. Jego maksymalna stawka to 4,06 zł za nocleg w mieście mającym status uzdrowiska oraz 2,08 zł w pozostałych. Większość z gmin ustala zazwyczaj maksymalny lub zbliżony do maksymalnego poziom.
I tak dwa tygodnie urlopu w uzdrowisku Świnoujście dla czteroosobowej rodziny to koszt ponad 200 zł. No cóż, powietrze nad morzem jest bardzo drogie...
Podatek od lasu
Opodatkowano powietrze, czemu nie opodatkować wytwarzających tlen drzew? Aż dziwne, że w tym wypadku nie zdecydowano się na zastosowanie akcyzy!
W Polsce posiadacze lasu muszą zapłacić podatek i to na dodatek niemal w naturze. Wylicza się go na podstawie ceny konkretnego rodzaju drewna. Na przykład jeśli w lesie mamy dęby, płacimy od ceny dębiny.
Nie każdy las jest jednak opodatkowany. Po pierwsze ulgę mają drzewostany mające mniej niż 40 lat. Poza tym płacić nie trzeba za lasy wpisane do rejestru zabytków.
Podatek od kart i zapalniczek
Tak, tak. Od kart do gry w pokera czy układania pasjansa też trzeba płacić podatek. W Polsce stosunkowo niedawno, bo w 2009 r. go zniesiono, ale funkcjonował wcześniej przez kilkadziesiąt lat.
Za karty trzeba było zapłacić akcyzę, a więc podatek nakładany też na papierosy, alkohol czy paliwa. Przed wojną wynosił on od 1,30 do 10 zł w zależności od liczby kart w talii i ich przeznaczenia. Od razu podpowiadamy, że ówczesna złotówka odpowiadała mniej więcej 10 dzisiejszym złotym.
Na akcyzę od kart do gry zezwala cały czas Unia Europejska. Na szczęście objęte nie są nimi karty do gry dla dzieci. W Piotrusia na pieniądze zagrać można więc bez akcyzy.
Podatek od deszczu
Jeden z najnowszych pomysłów naszych rządzących. Na razie wprowadzono go m.in. w Bytomiu. Od lutego mieszkańcom tego miasta naliczana jest dodatkowa opłata do rachunku za wodę. Statystycznie jest to około 7-10 zł miesięcznie na osobę.
Dlaczego od deszczu? Bytom wprowadził podatek, by znaleźć dodatkowe źródło dochodu na zapychaną przez opady kanalizację miejską.
Możliwe, że to, co już dziś płacą bytomianie, zapłacą wszyscy Polacy. Ustawa autorstwa PO przewiduje wprowadzenie podatku od deszczu. Liczony byłby od "powierzchni zanieczyszczonych o trwałej nawierzchni". Pod tym sformułowaniem kryją się wszystkie dachy oraz powierzchnie lotnisk, centrów handlowych czy dróg.
Niestety ustawodawca nie przewiduje ulg w podatku od deszczu w przypadku długotrwałej suszy.
Podatek od psa
Dlaczego od psa, a nie od kota? Kociarze przez prawo podatkowe są w Polsce bardzo wyraźnie uprzywilejowani. Podobnie jak miłośnicy papużek, świnek morskich czy świni domowej.
Podobno podatek wprowadzono, aby zrekompensować bezpłatne szczepienia dla psów, np. przeciwko wściekliźnie. Dziś za szczepienie trzeba zapłacić, ale podatek został. Ustala go indywidualnie każda gmina. Maksymalny obecny limit to 115,31 zł rocznie.
Większość gmin stosuje jednak stawkę oscylującą w granicach połowy tej kwoty. Wiele z nich stosuje też ulgi podatkowe na psa. Zazwyczaj połowę stawki zapłacić mogą emeryci.
Podymne, czyli zapłać za kominek
A to przejaw geniuszu polskiej średniowiecznej szkoły podatkowej. Nazwa "podymne" pochodzi od słowa "dym" oznaczającego niegdyś dom. Podymne było więc jednym z pierwszych podatków od nieruchomości.
Taksa zaczęła zanikać już w XIII wieku, ale przypomniano sobie o niej kilkaset lat później. Od 1775 roku podymne pobierano od każdego komina na dachu. Wysokość podatku zależna była od tego, czy dym z dachu wylatywał w mieście, czy na wsi. Były więc dymy wiejskie (dwie klasy w Koronie i aż siedem w Wielkim Księstwie Litewskim) oraz dymy miejskie (w Koronie cztery klasy, w Wielkim Księstwie Litewskim aż sześć).
Podatek funkcjonował aż do rozbiorów.
Podatek od podatku, czyli opodatkowanie akcyzy
To jest mistrzostwo świata w kwestiach podatkowych. W Polsce wyroby akcyzowe, takie jak papierosy, prąd czy paliwa, najpierw opodatkowane są akcyzą. Na przykład za 1000 sztuk papierosów trzeba zapłacić nieco ponad 500 zł (na papieros wychodzi więc około 50 groszy). Tak samo jest z benzyną. Na 1000 litrów bezołowiowej Pb95 płacimy 1565 zł akcyzy (nieco ponad 1,5 zł na litrze).
Sprytny fiskus stwierdził, że to cały czas za mało. Na wszelki wypadek cenę benzyny z akcyzą opodatkował jeszcze 23 proc. VAT-em. Słowem płacimy podatek od podatku.
Gdyby nie ten proceder, Pb95 byłaby tańsza o około 35 groszy na litrze.
Bykowe
A oto podatek, który kochają wszystkie stare panny. Choć same w PRL-u musiały go płacić, jeśli przekroczyły trzydziestkę i nie posiadały dzieci, to mocno uderzał on także w płeć brzydką i zachęcał do ożenku.
Bykowe, profesjonalnie zwane podatkiem od bezdzietności i stanu kawalerskiego, obowiązywało na początku PRL. Zlikwidowano go pod koniec lat 60.
Temat bykowego powrócił całkiem niedawno za sprawą posła PiS Mariana Piłki. Kilka lat temu złożył on w sejmie projekt ustawy nakazującej płacić wyższe podatki kawalerom. Ideę odrzucono, a w Polsce cały czas mamy ujemny przyrost naturalny...
Podatek reprograficzny
Nazwa brzmi naprawdę groźnie. A o co chodzi? Podatek reprograficzny to opłata, jaką wnoszą producenci i importerzy magnetofonów, magnetowidów, nagrywarek DVD i CD, kserokopiarek czy skanerów. Słowem wszystkich urządzeń mogących posłużyć do kopiowania książek, filmu czy innych dzieł. Od niedawna taksą obłożone są nawet aparaty fotograficzne!
Podatek wprowadzono w 1994 roku razem z ustawą o prawach autorskich. Ma być rekompensatą dla twórców za możliwość powielania ich prac. Jego wysokość to od 0,001 proc. do 3 proc. wartości sprzedanych urządzeń.
Opłatę uiszczać muszą też producenci nośników takich jak czyste płyta CD czy DVD, a nawet papiernie sprzedające ryzy papieru do ksero. Nasz sprytny fiskus nawet piractwo potrafi opodatkować.
Polska nie jest wyjątkowa...
A teraz deser. Nie tylko polski minister finansów ma fantazję. Zebraliśmy na mapie świata najdziwniejsze i najgłupsze podatki z czterech kontynentów.