Nawozy na krawędzi
W nieco ponad cztery lata po debiucie giełdowym Zakładów Chemicznych Police, akcjonariusze zachodniopomorskiej spółki nie mają powodów do zadowolenia. Fatalne wyniki finansowe firmy spowodowały, że spółka znalazła się na krawędzi. Winnych brak.
28.09.2009 10:22
Pod wieloma względami Zakłady Chemiczne Police to firma niezwykła. Po pierwsze jako jedyne zakłady z tzw. Wielkiej Syntezy Chemicznej zlokalizowane są niedaleko od morza, ba, dysponują nawet własnym portem morskim.
Powód takiej lokalizacji jest dość prozaiczny. W systemie nakazowo-rozdzielczym Police miały się specjalizować w produkcji nawozów fosforowych. Oznaczało to potrzebę sprowadzania surowców z importu. Ten zaś najtańszy był przy użyciu masowców. Paradoksalnie to właśnie ta specjalizacja odbija się czkawką (o tym nieco później), mimo że od rozpoczęcia nawozów trójskładnikowych (NPK) - sztandarowego wyrobu Polic - upływa już 35 lat.
Oprócz nawozów, Police znane są z produkcji bieli tytanowej. Ten pigment dwutlenku tytanu jest wykorzystywany przez producentów farb i lakierów, a więc pośrednio trafia przede wszystkim do branży budowlanej i samochodowej, ale także m.in. do sektora tworzyw sztucznych i papiernictwa, przemysłu ceramicznego, tekstylnego oraz farmaceutycznego. Police produkują także wiele chemikaliów - niektóre z nich, jak np. amoniak, są eksportowane. Pomimo tej dość zróżnicowanej palety produktów, Police mają problemy. Co się stało?
Police polityczne
Według wielu obserwatorów polskiej branży chemicznej, za kłopoty Polic w znacznej części odpowiadają politycy W spółce bowiem wciąż większościowym akcjonariuszem jest Skarb Państwa. To więc w praktyce resort skarbu odpowiada za to, kto będzie w spółce rządził i jakie będą podejmowane decyzje. Nic więc dziwnego, że w Policach do zmian zarządów dochodziło przy okazji każdych wyborów parlamentarnych. Tak częste zmiany uniemożliwiają w praktyce wypracowanie jakiejś spójnej i długofalowej strategii dla spółki. Co więcej, często nowy zarząd musi się specyfiki spółki dopiero uczyć.
Jeden z naszych rozmówców wprost mówi, że nawet jak na firmę państwową, Police miały pecha do doboru kadry kierowniczej pochodzącej z najróżniejszych branż (w tym odzieżowej) i porozumień politycznych.
Na to nakłada się lokalizacja. To, co jest atutem w przypadku importu surowców, może być kłopotem w przypadku nadzoru właścicielskiego.
- Warszawę od Polic dzieli ponad 500 kilometrów. Nic więc dziwnego, że spółka z natury rzeczy jest gorzej kontrolowana niż pozostałe zakłady WSCh. Do żadnego z pozostałych nie ma tak złego dojazdu. A przecież "pańskie oko konia tuczy" -wyznaje szczerze jeden z byłych członków władz spółki.
Nie oznacza to, że w zarządzaniu dochodzi do nadużyć, bo z pewnością zajęłaby się tym prokuratura. Ale w Policach, leżących poza szlakami warszawskich polityków, mogą dziać się rzeczy, które w innych spółkach mogłyby być nie do pomyślenia.
Przykład? Zakaz konkurencji w ZCh Police objął nie tylko członków zarządu, ale i np. niektórych niższych rangą pracowników działu handlowego spółki. Zakaz konkurencji w czasie trwania stosunku pracy wynika przede wszystkim z dbałości o dobro pracodawcy. Czasem - i tak mamy w przypadku Polic - zakaz konkurencji jest rozciągnięty na okres po zakończeniu pracy w danej firmie. Tyle że przypadki objęcia zakazem konkurencji stosunkowo niskiego szczebla pracowników nie są typowe, bo to się firmie nie opłaca.
Błędy i zaniechania
Problemy spółki to z pewnością także efekt braku restrukturyzacji firmy. Gdy pozostałe firmy z branży chemicznej cięły zatrudnienie, w Policach ono rosło.
- Police były jedynym zakładem z branży chemicznej, który nie przeprowadził restrukturyzacji zatrudnienia i będzie to konieczne prawdopodobnie teraz - mówi Jerzy Majchrzak, dyrektor Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego.
Tyle że kiedy była sprzyjająca ku temu okazja - koniunktura zarówno w branży, jak i na rynku pracy - nic nie zrobiono. Teraz, gdy o pracę trudno, mówi się o potrzebie zmniejszenia zatrudnienia, ale kwestia budzi zrozumiałe opory.
- W samej spółce pracuje około 3,2 tys. osób, w tym około dwóch tysięcy w części administracyjnej. W innej spółce z sektora chemicznego - Zakładach Azotowych Puławy - na 1141 pracowników umysłowych przypadało 2150 pracowników fizycznych (zatrudnienie średnioroczne na okres 2007/2008). Restrukturyzacja zatrudnienia w ZCh Police jest więc tylko kwestią czasu - przekonuje Krzysztof Grzybowski, analityk sektora chemicznego w grupie Technical Insights, firmy doradczej Frost & Sullivan.
Jednak zmniejszyć zatrudnienie nie będzie łatwo...
- Nie może być tak, że za błędy zarządów odpowiada załoga - mówi Waldemar Badełek, szef największego w spółce Związku Zawodowego Pracowników Ruchu Ciągłego, liczącego aż 1300 członków. I trudno mu się dziwić.
Tyle że redukcja zatrudnienia i kosztów może być konieczna. Spółka stara się bowiem o kredyt w wysokości 150 mln zł (na 40 mln planuje zrobić zastaw na majątku własnym). Bankowcy stawiają warunki. Jednym z nich jest wdrożenie w firmie działań oszczędnościowych.
Na brak decyzji z zatrudnieniem nałożyły się także błędy w zarządzaniu lub brak decyzji.
- W Policach całymi latami zapominano, że produkcja oparta jest głównie na importowanych surowcach (fosforyty, sól potasowa i gaz ziemny) i fabryka jest niezwykle czuła na wahania koniunktury, cen i kursów. W takim wypadku efektywność gospodarowania jest szczególnie istotna - uważa Janusz Wiśniewski, wiceprezes firmy doradczej DGA. - Poza tym wynik Polic jest w ponad 70 proc. skorelowany z notowaniami cen amoniaku, więc ich fluktuacje są bardzo dla firmy dotkliwe. Największe błędy popełniano jednak, zdaniem Wiśniewskiego, w polityce handlowej, a "rozdawanie" produktów na roczny termin płatności budziło zdziwienie całego sektora.
- Początkowo nie uwierzyłem. Taka decyzja oznaczała bowiem, że spółka godzi się na zamrożenie znacznych kwot, pieniędzy, które są potrzebne na jej funkcjonowanie - przyznaje dyrektor handlowy jednej ze spółek z branży. Jego słowa nabierają znaczenia, gdy dodamy, że kredyt, o który starają się Police, zostanie wykorzystany na zakup surowców do jesiennej produkcji nawozów.
Co gorsza, kryzys światowy spowodował, że na produkty firmy jest mniejszy popyt.
- W odróżnieniu np. od nawozów azotowych, nawozy fosforowe nie muszą być stosowane co rok. Oznacza to, że rolnicy wstrzymują się obecnie z ich zakupem -wyjaśnia Majchrzak.
Oparty na aktualnych, realnych przesłankach i konsekwentnie wprowadzany program naprawczy wydaje się teraz dla Polic jedyną drogą. Czy państwowy właściciel zakładu myśli podobnie?
Dariusz Malinowski
Nowy Przemysł