Nie daj się nabrać: to nie rekrutacja na testera czekolady, tylko wyłudzanie danych osobowych

Jeść czekoladę w dowolnych ilościach i jeszcze dostawać za to pieniądze? Marzenie niejednego miłośnika słodyczy. Tak miłe zbiegi okoliczności rzadko się jednak zdarzają i to, co miało być dorywczym zajęciem, może się okazać początkiem poważnych kłopotów.

W sieci dość regularnie pojawiają się oferty zachęcające do tego, by zostać testerem różnych produktów i usług – na przykład czekolady Milka. Wystarczy wypełnić prosty formularz, zostawić dane kontaktowe i czekać na kosz słodyczy.

Tyle teoria. W praktyce: wypełniamy formularz, zostawiamy dane kontaktowe i sporo informacji o swoim stanie majątkowym. Na słodycze nie ma co liczyć, ale na to, że do skrzynki będzie wpadało jeszcze więcej reklam od firm, o których mogliśmy nigdy nie słyszeć – z pewnością.

Rekrutacje mające na celu stworzenie grupy testerów to nic innego jak pozyskiwanie danych internautów. Żadna kradzież, bo chętni podali je dobrowolnie, a tylko spodziewali się, że robią to w zupełnie innym celu.

Zanim dam sobie szanse na regularne testowanie nowych smaków Milki, w pierwszym kroku zaznaczam, że wyrażam zgodę na przekazanie moich danych szeregowi firm, których nazwy nic zupełnie mi nie mówią.

Następnie jestem poproszona o wpisanie nie tylko daty urodzenia, ale też adresu i numeru telefonu. Skoro tak dobrze się zaczęło, firma, która podszywa się pod producenta Milki, włazi głębiej w moje życie i pyta o miesięczny dochód, wysokość rachunków za telefon i walutę, w jakiej mam kredyt.

Czytaj też: Możemy być świadkami nowej patologii. Obawy wobec RODO

Bingo. Właśnie podałam bardzo szczegółowe informacje – zmyślone, ale większość osób w dobrej wierze wpisuje prawdziwe.

Kosz słodyczy nie jest tego wart.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl