Nie wszystkie kobiety chcą być nazywane prezeskami czy profesorkami

Socjolożka, prezeska, profesorka - język polski daje możliwość odróżniania
płci osób wykonujących dany zawód czy funkcję i podkreślenia, że wykonuje je kobieta. Zdania wśród
samych pań są podzielone - nie brak głosów, że takie formy brzmią np. mniej poważnie

Nie wszystkie kobiety chcą być nazywane prezeskami czy profesorkami
Źródło zdjęć: © © Ingo Bartussek - Fotolia.com

07.03.2014 | aktual.: 07.03.2014 10:46

.

Językoznawca z Uniwersytetu Warszawskiego dr hab. Katarzyna Kłosińska uważa, że to od samych kobiet zależy, czy chcą być nazywane np. "ministrem" czy "ministerką". Natomiast środowiska feministyczne zalecają, aby kobiety jak najczęściej używały właśnie żeńskich form.

Zdania wśród samych pań, z którymi rozmawiała PAP, są podzielone. Jedne nie mają nic przeciwko nadawaniu żeńskich form danym zawodom i nazywają się "socjolożkami" czy "polityczkami", inne wolą męskie formy i chcą by mówić o nich: "doktor", "górnik" czy "sędzia".

"Zmiany nie zawsze dokonują się w procesie ewolucji, czasem potrzebna jest rewolucja. Dlatego jestem zwolenniczką używania żeńskich końcówek tam, gdzie to tylko możliwe. Nawet jeśli początkowo brzmi to dziwnie, z czasem się przyzwyczajamy. Kiedyś nie do przyjęcia było słowo +studentka+, dziś nie budzi żadnych emocji" - powiedziała PAP radna sejmiku woj. śląskiego, Małgorzata Tkacz-Janik. O sobie mówi: "polityczka", "przedsiębiorczyni". "I członkini - żadnym członkiem nigdy nie będę" - podkreśla półżartem.

"Socjolożką" i "prezeską" określa siebie dr Katarzyna Sztop-Rutkowska z Uniwersytetu w Białymstoku, prezeska Fundacji SocLab. Powiedziała PAP, że w akademickim środowisku używanie żeńskich końcówek to wciąż margines. "Skoro mam możliwość używania żeńskich końcówek, to zawsze to podkreślam - jestem 'socjolożką' i 'prezeską'" - dodała.

Jednak jako "prezes zarządu" przedstawia się Anna Szymańska-Klich, szefowa Zarządu Fundacji Instytut Studiów Strategicznych. "Nie ma dla mnie żadnej różnicy, czy ktoś mi mówi 'pani prezes' czy 'pani prezesko', chociaż uważam, że forma 'pani prezesko' jest trochę zabawna. Uważam, że czy jestem prezesem, czy jestem prezeską, ta funkcja jest taka sama, w związku z czym oczekuję takiego samego respektu, takiego samego traktowania i tego wszystkiego, co jest związane z moimi obowiązkami i kompetencjami" - powiedziała prezes Szymańska-Klich.

Nic przeciwko używaniu formy żeńskiej nie ma też b. minister nauki prof. Barbara Kudrycka, ale tytułując się używa formy "profesor", a nie "profesorka". W 2013 roku na Podlaskim Kongresie Kobiet w Białymstoku pytana o to przez PAP mówiła, że w pracy tytułowana jest stopniem naukowym - profesorem. Zwracała uwagę, że język polski daje możliwość rozróżnienia płci np. sędziego poprzez dodanie "pan" lub "pani".

"Sędzia, nie sędzina" - nie ma też wątpliwości Ewa Dakowicz, koordynator biura prasowego Sądu Rejonowego w Białymstoku. "Tak jest w naszym środowisku przyjęte" - powiedziała PAP sędzia Dakowicz. W jej ocenie, "sędzina" (zdaniem dr Kłosińskiej, to obecnie forma dopuszczalna do określenia kobiety wykonującej ten zawód, wcześniej było określeniem żony sędziego - PAP) brzmi jak "doktorowa, profesorowa". "Jak ktoś tak powie do mnie, to czuję się nie tą osobą, którą jestem" - dodała.

Przyznała, że nie spotyka się też na sali sądowej z określeniami: adwokatka, prokuratorka, obrończyni. "Nikt tego nie używa ani w piśmie, ani w mowie" - podkreśliła. "To zdecydowanie pozaśrodowiskowe. Tak, jakby bardziej zależało na tym środowiskom feministycznym, które gdzieś szukają czegoś, czego nam brakuje i chcą nam na siłę pomóc, a nam to nie jest potrzebne. Osobiście nie czuję się mniej kobietą i nie mam mniej praw, jeśli ktoś powie do mnie 'pani sędzio'" - dodała.

Językoznawczyni dr hab. Elżbieta Awramiuk z Uniwersytetu w Białymstoku mówi o sobie "doktor" a nie "doktorka". "Moje preferencje wynikają z tradycji: formy +męskie+ są starsze, a więc jestem z nimi dłużej osłuchana. Formy żeńskie brzmią w moich uszach po prostu gorzej" - dodała.

O stosowaniu żeńskich form nie myślą ani przedstawiciele, ani przedstawicielki zawodu górnika, uważanego za jedną z najbardziej męskich profesji. Choć jeszcze do niedawna na czele największej górniczej firmy w UE - Kompanii Węglowej - stała kobieta, nigdy nie mówiła o sobie "prezeska". Rzecznik Kompanii Zbigniew Madej przyznaje, że choć kobiet w górniczych mundurach jest sporo, ani w języku potocznym, ani tym bardziej w oficjalnych dokumentach, nie ma mowy o "górniczkach".

"Dla wielu 'górniczka' brzmiałoby po prostu niepoważnie; efekt mógłby być odwrotny do zamierzonego. Wydaje się, że sformułowanie +pani górnik+ jest odpowiednie" - powiedział Madej, wskazując, że kobiety nie pracują w kopalniach bezpośrednio przy wydobyciu węgla, ale z reguły wykonują pod ziemią określone zadania, czyli są specjalistkami (np. w zakresie geologii czy pomiarów), a to słowo ma już swoją żeńską formę.

W jednym z zakładów Kompanii - kopalni "Rydułtowy - Anna" w 2005 roku powstał Związek Zawodowy Kobiet w Górnictwie. Chodziło o to, by w tej męskiej branży wyartykułować problemy kobiet, zatrudnionych głównie w administracji. "Nie myślimy ani nie mówimy o sobie +górniczki+. Nawet się nad taką wersją nie zastanawiałyśmy. Najważniejszą sprawą jest dla nas utrzymanie miejsc pracy" - powiedziała Stefania Klimek ze związku.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)