Nietypowe pomysły na CV popłacają?
Na całym świecie rekruterzy przeglądają codziennie miliony aplikacji. Większość z nich wygląda standardowo. O oryginalny pomysł coraz trudniej. Dlatego, gdy aplikującemu uda się zaskoczyć pracodawcę, zaprezentować się na sposób, jakiego wcześniej nie było, piszą o tym media od Nowego Jorku po Pekin. Czy naprawdę jest się czym podniecać?
11.08.2011 | aktual.: 11.08.2011 13:17
Inny za wszelką cenę
Z pewnego punktu widzenia może się wydawać, że poszukiwanie oryginalności na siłę jest pozbawione sensu. Tym bardziej, że prowadzi ono często na manowce. Jest dowodem na zły smak, na infantylizm, na wypaczone pojęcie o tym, co wypada, a czego nie wypada pisać. Jakiś czas temu po forach internetowych krążył (być może w formie żartu) mail osoby aplikującej na stanowisko sekretarki. Podkreślała ona swoją „elastyczność” twierdząc, że jeśli szef będzie oczekiwał od niej podsłuchiwania, oszukiwania i podkradania, to ona z całą pewnością spełni jego wymagania. Zachodzi tu pytanie, czego właściwie może się spodziewać ktoś reklamujący się w ten sposób?
Ale niekiedy nietypowe pomysły popłacają. Mają też tę zaletę, że ubarwiają szarą rzeczywistość. – Oryginalność w CV ma oczywiście sens, jeśli pomysł jest w dobrym stylu – mówi psycholog Paweł Brzeziński. – Dzisiaj rynek jest tak bardzo zapchany aplikacjami, że naturalne jest myślenie: muszę się wyróżnić, obojętnie, na plus czy na minus. Dzięki temu moje CV zapadnie w pamięć rekrutera, który jest znudzony swoją pracą i oczekuje jakichś niespodzianek. Jeśli, jako aplikujący, podejdę do sprawy niestandardowo, to na pewno zwiększy moje szanse. I takie rozumowanie na pewno nie jest pozbawione podstaw. Dowodzą tego liczne przykłady.
Kłopot w tym, że poszukujący pracy często osiągają skutek odwrotny od zamierzonego. Wspomniana wcześniej domniemana kandydatka na sekretarkę mogła, na zasadzie szoku i zaskoczenia, osiągnąć przynajmniej zaproszenie na rozmowę od jakiegoś zblazowanego pracodawcy. Mogła go po prostu zaciekawić w tak oczywisty sposób „przegiętą” antyreklamą. Ale wśród maili skierowanych do pracodawców roi się od pomysłów, o których nie wiadomo: o co właściwie chodziło ich autorom? W założeniu oryginalne, są uosobieniem banału i nijakości. – Jeśli czytam w aplikacji dopisek: „buziaczki”, widzę jakieś pieski, kwiatki, ptaszki, wzruszam tylko ramionami – mówi anonimowo rekruter pracujący w filii dużej niemieckiej firmy. – Na początku mnie to bawiło, później zaczęło drażnić, w końcu się przyzwyczaiłem. Rozumiem naturalnie mechanizm, jaki tu działa: ktoś szuka pracy i za wszelką cenę chce się wyróżnić. Ale wydaje mi się, że nie tędy droga. Rzeczy, na które powinni ewentualnie postawić aplikujący, to nietypowe podkreślenie własnych
walorów, doświadczenia czy umiejętności. Przymilanie się, płaskie dowcipy, infantylne dopiski sprzyjają tylko osiągnięciu celu odwrotnego od zamierzonego. *Czy zwyczajność może być wyjątkowa? *
Na oryginalność, czy nawet ekscentryczność, w oficjalnym dokumencie, jakim jest w końcu CV, mogą sobie pozwolić tylko niektórzy: pracownicy reklamy, menedżerowie, ludzie świata kultury czy mediów. Szukający pracy grafik może zaprojektować swój życiorys w ten sposób, by jednocześnie stał się on wizerunkiem jego umiejętności – np. jako stronę w gazecie czy plakat reklamowy. Menedżer może pokusić się o przedstawienie CV w formie mapy myśli. Jeśli aplikacja będzie nietypowa, a przy tym wyróżni się ciekawą grą kolorów, pomysłami graficznymi, odwołaniami np. do znanych dzieł sztuki, jej autor zyska w oczach potencjalnego pracodawcy. Jeśli nawet nie dostanie pracy tym razem, istnieje szansa, że zrobi się o nim głośno. Ale już ktoś, kto szuka pracy jako urzędnik, nauczyciel czy stolarz, nie będzie szukał nietypowych pomysłów na zaprezentowanie siebie.
Poza tym – to stwierdzenie ocierające się o banał, ale bez wątpienia prawdziwe: tak naprawdę oryginalny, bo niepowtarzalny, jest każdy z nas. Jednocześnie wszyscy, w mniejszym lub większym stopniu, ubarwiamy własne życiorysy. Każdy, pisząc CV, stara się przecież przedstawić jak najwyraźniej swoje dobre strony, a ukryć braki. Naszą największą siłą może być więc umiejętne wyeksponowanie atutów. Tych zwyczajnych, o których myślimy, że tak naprawdę na nikim nie mogą zrobić wrażenia. Napisanie o nich własnym stylem, bez udawania kogoś, kim się nie jest.
Ważne przy tym, by w czasach powszechnej kultury „kopiuj – wklej”, gdy wszyscy pożyczają zdania od wszystkich, nasze CV było napisane bez błędów, zapożyczeń i kalek językowych. Może w czasach pogoni za oryginalnością najbardziej oryginalny bywa właśnie ten, kto jest zwyczajny?
Tomasz Kowalczyk/JK