O wyższej pensji nie mamy co marzyć
Wyraźnego, odczuwalnego dla portfela wzrostu płac w najbliższym czasie nie należy się spodziewać. Powodem jest dwucyfrowe bezrobocie. Prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego profesor Elżbieta Mączyńska tłumaczy, że gdy na rynku jest tak duże bezrobocie, maleje automatycznie presja na podwyżki wynagrodzeń.
17.07.2012 09:50
Dziś po południu Główny Urząd Statystyczny przedstawi dane o wynagrodzeniach i zatrudnieniu w sektorze przedsiębiorstw w czerwcu.
Według wskaźników z ubiegłego miesiąca, przeciętne wynagrodzenie w maju wzrosło o 3,8 proc. Po uwzględnieniu inflacji, realne wynagrodzenia wzrosły zaledwie o 0,2 proc. rok do roku. W kwietniu odnotowaliśmy spadek o 0,6 proc. w stosunku rocznym. Zdaniem prof. Elżbiety Mączyńskiej nie można się temu dziwić, gdy stopa bezrobocia wynosi ok. 13 procent.
– Jeżeli jest takie duże bezrobocie, to nie ma nacisku na wzrost płac, bo ludzie stawiają sobie za cel przede wszystkim pozyskanie miejsca pracy i jego utrzymanie. Przy dużym bezrobociu pracodawcy łatwiej pozyskują nowych pracowników, więc łatwiej też zwalniają z różnych przyczyn – tłumaczy w rozmowiie z Agencją Informacyjną Newseria prof. Elżbieta Mączyńska.
Zasada jest prosta. Im wyższe bezrobocie, tym mniejsze oczekiwania tych, którzy są aktywnymi uczestnikami rynku pracy.
– Presja inflacyjna wynikająca z nacisku na wzrost płac będzie, moim zdaniem, niewielka – uważa prezes PTE. – Nie ma prognoz, że bezrobocie obniży się do poziomu jednocyfrowego i prawdopodobnie tak nie będzie, a przy bezrobociu dwucyfrowym presja na płace będzie niska.
Chociaż w maju mieliśmy do czynienia ze spadkiem bezrobocia do 12,6 proc., a resort pracy szacuje, że w czerwcu będzie jeszcze niższe, to jednak głównie efekt czynników sezonowych i na większe spadki nie ma co liczyć. Zgodnie z ustawą budżetową, bezrobocie na koniec roku będzie wynosić 12,3 proc.
Trzeba się zatem liczyć z tym, że zarobki Polaków pozostaną na mniej więcej tym samym poziomie. Ewentualne podwyżki mogą sięgać co najwyżej kilku procent.
– Wynagrodzenia generalnie wzrastają i to już od lat, tylko, że niestety jest tak, że wzrastają w granicach inflacji – dodaje prof. Mączyńska.
Trudno dziś prorokować, które branże, w najbliższym czasie zaczną płacić więcej a które mniej. Nie sposób też założyć o ile, procentowo, w ujęciu rok do roku wzrośnie realny poziom płac.
– Zawsze ta średnia nie oddaje każdego przypadku, a wprost przeciwnie, ona się bardzo różni od poszczególnych przypadków, bo jedni dostają awanse płacowe, a inni nie dostają – zauważa prezes PTE.
Jak podkreślają ekonomiści niewielki wzrost dochodów gospodarstw domowych sprzyja ograniczaniu inflacji. Tym samym jednak może spowodować wyhamowanie konsumpcji, co negatywnie odbije się na całej gospodarce.