Od zdjęć w "Playboyu" do prezesury w piłkarskim klubie
Mówią o niej media na całym świecie. Kiedyś pozowała nago do polskiego i amerykańskiego wydania magazynu "Playboy", dziś jest jedyną kobietą w Polsce, która kieruje piłkarskim klubem. O drużynie Warta Poznań, firmie deweloperskiej, agencji modelek i kolejnych inwestycyjnych planach rozmawiamy z matką trójki dzieci, szczęśliwą żoną, a przede wszystkim spełnioną bizneswomen Izabellą Łukomską-Pyżalską.
08.03.2011 | aktual.: 11.03.2011 09:24
Od kilku lat z powodzeniem prowadzi pani firmę deweloperską. Skąd zatem pomysł, żeby biznesowo zaangażować się w kierowanie klubem piłkarskim?
- Sytuacja Warty Poznań już od dawna była nieciekawa. Pieniędzy w klubie brakowało na wszystko. Kiedy dotarły do mnie pierwsze sygnały na ten temat, zaczęłam baczniej przyglądać się klubowi i temu, co się w nim dzieje. Później zwróciłam uwagę na stronę finansową Warty, która kilkanaście miesięcy temu znalazła się na rozdrożu. Były dwie możliwości – albo znajdzie się ktoś, kto zainwestuje w klub, albo udział w wiosennych rozgrywkach stanie pod znakiem zapytania. Dodatkowo Warta miała duże długi, za które mogłaby zostać cofnięta jej licencja. Nie było chętnych do pomocy klubowi, więc stwierdziłam, że ja mogę to zrobić.
Warta od dawna miała problemy finansowe. Ile musiała pani wyłożyć z prywatnej kieszeni, żeby uratować ten najstarszy poznański klub?
- Trudno powiedzieć. Jak dotąd nie miałam czasu, żeby to wszystko dokładnie wyliczyć. Najważniejsze, że spłaciłam długi klubu i zaległe pensje piłkarzy, dodatkowo uregulowałam zobowiązania wobec innych firm i podmiotów. W drużynie pojawiło się dziewięciu nowych piłkarzy, nowa kadra trenerska, dyrektor sportowy, itd. Zatrudniam kolejne osoby do marketingu czy administracji. To będą kolejne stałe wydatki na utrzymanie Warty i na pewno na tym się nie skończy.
Dojdą do tego jeszcze koszty organizacji spotkań, bo podobno w rundzie wiosennej wejście na stadion ma być bezpłatne.
- Wszystkie bilety w rundzie wiosennej są bezpłatne, a obsługa wszystkich meczów również generuje koszty i ja je ponoszę. W związku z tym bardzo trudno oszacować, ile kosztowało mnie przejęcie Warty. Wstępnie założyłam, że na wszystkie zobowiązania rundy wiosennej wydam do 4 milionów złotych.
Bezpłatne wejścia na stadion to duży ukłon w stronę kibiców piłki nożnej. Dla kibiców Warty przygotowali państwo także darmowe klubowe szaliki. Na czym więc zamierza pani zarabiać w tym sezonie?
- W rundzie wiosennej raczej nie zarobimy. Przede wszystkim musimy walczyć o pozostanie w pierwszej lidze. Najważniejszy jest wynik sportowy i zdobycie kibiców. Z tymi sprawami było coraz gorzej w Warcie. Aby to zmienić, zdecydowaliśmy się na bezpłatne bilety. Teraz rozbudowuję dział, który zajmować się będzie poszukiwaniem i obsługą sponsorów. Staram się, aby już jesienią pozyskać firmy, które pomogą w finansowaniu działalności klubu.
Krążą plotki, że zamierza pani zakupić licencję dla Warty Poznań, żeby ta w kolejnym sezonie mogła grać w Ekstraklasie. To prawda?
- Nie wiem, kto wymyślił takie informacje. Myślę, że nie tędy prowadzi droga do sukcesu drużyny. Teraz przede wszystkim staramy się utrzymać drużynę w pierwszej lidze. Inauguracyjny mecz rundy wiosennej udało się wygrać i to nasz pierwszy krok do sukcesu. Teraz trzeba skupić się na następnych - to jest dla całej drużyny najważniejsze.
Czy inwestycja w Wartę to przypadek?
- W poważnym biznesie przypadki raczej się nie zdarzają. Tu także trudno o nim mówić. Przeanalizowałam wszelkie za i przeciw. Choć nigdy wcześniej piłki nożnej nie uwzględniałam jako swojego celu inwestycyjnego, teraz postanowiłam to zmienić. Uznałam, że warto zaryzykować.
To była decyzja podjęta pod wpływem głosów i próśb ze środowiska piłkarskiego?
- Na pewno nie. Nikt nie inwestuje takich pieniędzy tylko dlatego, że ktoś go o to poprosił. Wiem, że przez pewien czas nie będę czerpać z tego tytułu żadnych zysków. Mimo to zdecydowałam się uratować klub z bogatymi tradycjami, który dwukrotnie był mistrzem Polski, a w przyszłym roku obchodzić będzie sto lat istnienia. Dla mnie jest to nowe wyzwanie. Mam okazję coś zrobić dla lokalnej społeczności i sprawdzić się w nowym obszarze działalności biznesowej. Kilka lat temu, otwarcie z mężem firmy deweloperskiej też było dużym wyzwaniem. W ciągu pięciu lat udało nam się ją rozwinąć i osiągnąć sukces. W wypadku Warty - jestem przekonana - będzie co najmniej równie dobrze.
Kiedy zamierza pani czerpać pierwsze zyski z prowadzenia klubu piłkarskiego?
- Przede wszystkim nie chciałabym do niego stale dokładać. Trudno jednak mówić na razie o konkretnej perspektywie. W biznesie sportowym trudno jest wszystko przewidzieć. Wszystko zależeć będzie od wyników drużyny. Jest szansa na to, że utrzymamy się w pierwszej lidze, ale też trzeba brać pod uwagę niepowodzenie, dlatego nie wybiegam zbytnio w przyszłość.
Jeśli Warta nie spełni oczekiwań, czy zamierza pani wycofać się z piłkarskiego światka?
- Na pewno nie. Nie po to zaangażowałam się w ten klub, zainwestowałam pieniądze, czas, a przede wszystkim serce, żeby jutro powiedzieć, że dla mnie nie istnieje.
Większość osób kojarzy panią z postacią byłej modelki, która dziś jako jedyna kobieta w Polsce jest prezesem piłkarskiego klubu. W jaki sposób znalazła się pani w tym biznesowym świecie?
- Rzeczywiście, swoje pierwsze zawodowe doświadczenia zdobywałam jako modelka. Następnie otworzyłam własną agencję modelek i wtedy już szukałam pracy nie tylko dla siebie, ale dla całej rzeszy dziewczyn skupionej wokół mojej agencji. Ten biznes rozwijał się całkiem dobrze. Zresztą prowadzę go do dzisiaj. Później poznałam mojego męża i podjęliśmy decyzję o wybudowaniu pierwszego osiedla domów.
Rozpoczęcie działalności deweloperskiej to nie jest chyba taka łatwa sprawa?
- Oczywiście, że nie. Mieliśmy wspólną ziemię i pierwsze pomysły co z nią zrobić. Początkowo chcieliśmy ją podzielić na działki, uzbroić w media i sprzedać. Stało się inaczej… Zaproponowałam, żeby może jednak wybudować na nich domy i dopiero sprzedać. Okazało się, że była to dobra decyzja i tak właśnie zaczęła się moja przygoda z branżą deweloperską. Powstała firma Family House, która na poznańskim rynku weszła do ligi najmocniejszych i należy do najszybciej rozwijających się w branży budowlanej. Początki jednak były trudne, bo wszystkim zajmowaliśmy się we dwójkę, ale stopniowo zatrudnialiśmy kolejnych pracowników. Firma się rozwijała, a w tej chwili mamy trzy inwestycje w toku budowy. Dziś realizujemy coraz większe inwestycje, a w przyszłości zamierzamy rozszerzyć działalność poza Poznaniem.
Uroda, doświadczenie w modelingu, sesje dla „Playboya” pomagają czy
przeszkadzają w biznesie? Jak podchodzą do pani kontrahenci, inwestorzy i współpracownicy?
- Jeśli chodzi o Family House, to wydaje mi się, że wymienione przez pana kwestie nie mają żadnego znaczenia. Były i są natomiast istotne, jeśli chodzi o Wartę Poznań. Cieszę się, że dzięki mojej osobie i sesjom w „Playboyu” o Warcie mówi dziś cały świat. Klubem i mą skromną osobą interesują się media z odległych zakątków świata – chociażby Argentyny, Brazylii, a nawet Chin. Moim chlebem powszednim od pięciu lat jest Family House, więc dawno zapomniałam o pozowaniu. Jeśli jednak moja dawna praca może przyczynić się do sukcesu klubu, bardzo się z tego cieszę.
W Internecie więcej jest pani zdjęć niż informacji o działalności biznesowej. Nie przeszkadza to pani?
- Ale w ostatnim czasie te proporcje się zmieniają na korzyść biznesu. Pracę modelki skończyłam już 8-10 lat temu. Po tym jak zostałam prezesem Warty Poznań, wszyscy sobie o tym przypomnieli. Cieszę się z tego. Mimo że spodziewałam się zainteresowania moją osobą, to przerosło ono moje najśmielsze wyobrażenia. Moje doświadczenia w modelingu i sesje zdjęciowe traktuję jako atut, bo sprawiają, że o Warcie jest głośno.
Nie spotyka się pani czasem z zawiścią, a może nawet uwagami, że kobieta z takim doświadczeniem na pewno nie zna się na prowadzeniu klubu piłkarskiego?
- Zacznijmy od tego, ilu panów prezesów z klubów piłkarskich się na tym zna. Patrząc na wyniki, można wnioskować, że niewielu, ponieważ bardzo dużo klubów boryka się z problemami finansowymi. Prezesowi nie jest potrzebna znajomość reguł gry na boisku - ona nie przekłada się na sukces. Za wynik sportowy odpowiadają piłkarze i sztab szkoleniowy. Klub piłkarski to nie tylko część sportowa, ale mnóstwo powiązanych ze sobą działów. Trzeba przede wszystkim umieć zarządzać i wszystko organizować tak, by sprawnie funkcjonowało.
Ja też nie mam wykształcenia budowlanego, nie jestem architektem, nie potrafię zaprojektować budynku, ale zatrudniam odpowiednich i profesjonalnych ludzi. Dokonuję wyborów i takie moim zdaniem jest zadanie szefa. Nie ma znaczenia, czy będzie to spółka deweloperska czy klub piłkarski.
Czy kobieta w biznesie może być równie skuteczna jak mężczyzna?
- Jak najbardziej. Znam dużo kobiet, które zdecydowanie lepiej sprawdzają się na pewnych stanowiskach niż panowie. Z całej siły chcę wspierać kobiety, żeby nie bały się walczyć o swoje. Powinny być jeszcze bardziej odważne, bo uważam, że zbyt wiele kobiet nie do końca wierzy w swoje siły. Wiem natomiast z doświadczenia, że potrafią i świetnie sobie radzą. Kiedy zatrudniam nowych pracowników, to nawet spośród nadesłanych CV trudni mi wybrać mężczyznę spełniającego oczekiwania. Sądzę, że kobiety coraz częściej mają wyższe umiejętności i kwalifikacje niż panowie.
Jeśli rzeczywiście tak jest, z czego to może wynikać? Czy to oznacza, że kobiety muszą włożyć więcej pracy w osiągnięcie podobnej pozycji co mężczyzna?
- Bardzo dużo mówi się o tym, że kobiety na tych samych stanowiskach zarabiają mniej niż mężczyźni. Mimo że - moim zdaniem - często są lepsze w pełnieniu swych obowiązków. Istnieje rzesza pań, które są świetne, ale jak dotąd po prostu niedocenione, bo jakoś bardziej pracodawcy preferują mężczyzn na wysokich stanowiskach. Tak być nie powinno, dlatego ja zamierzam promować przedsiębiorcze kobiety.
W czym więc kobieta-prezes może być lepsza od prezesa-mężczyzny?
- Jeśli chodzi o moją funkcję w Warcie Poznań, czas pokaże. Firmę deweloperską prowadzę z mężem. On jest prezesem, ja wiceprezesem. To taka nasza umowa rodzinna. Sądzę jednak, że skuteczne zarządzanie nie ma związku z płcią. Ważne są cechy, jakie posiadamy i umiejętności. Trzeba mieć charyzmę, żeby przekonać pracowników do swojej wizji. Przede wszystkim idealny szef powinien w odpowiedni sposób dobrać sobie grono współpracowników, bo im większa firma, tym bardziej trzeba cedować na swoich podwładnych odpowiedzialność i decyzyjność. Istotne, żeby były to odpowiednie osoby, którym można zaufać. Myślę, że właśnie to może być kluczem do sukcesu. Trzeba jednak być czujnym i w miarę możliwości wszystkiego doglądać samemu.
Jeśli nie ma różnicy w tym, czy prezes jest kobietą, czy też mężczyzną, to dlaczego kobietom tak trudno się przebić i tak mało jest ich w biznesie?
- Wydaje mi się, że kobiety po prostu za mało w siebie wierzą, godzą się z obecną sytuacją i stereotypami. Jako normę traktują to, że są gorzej wynagradzane, a do pracują na niższych stanowiskach. W mojej firmie kobiety często zarabiają więcej niż ich życiowi partnerzy. Myślę, że dla wielu panów jest to trudne do przełknięcia. Kobiety lepiej radzą sobie w podobnej sytuacji. Nie przeszkadza mi, że mąż jest prezesem, nie kłócimy się o to. Tak umówiliśmy się na początku i wszystko jest jasne. Nie ma znaczenia, kto ile zarabia.
Co powiedziałaby pani kobietom, które chcą odnieść sukces w biznesie, rozkręcić swój interes?
- Niech próbują! Kto nie ryzykuje, ten nie ma. Oczywiście trzeba mierzyć siły na zamiary, ale spróbować powinny. Jeśli nie zaryzykują, na pewno im się nie uda. Kobiety powinny znaleźć w sobie siłę i odwagę, żeby piąć się po szczeblach kariery zawodowej. Nie ma znaczenia, czy będzie to korporacja, czy też własna działalność gospodarcza. Trzeba sobie stawiać cele, a następnie je realizować, a nie zastanawiać się, czy damy radę. Kobiety przede wszystkim powinny być zdecydowane i nie zrażać się drobnymi potknięciami, bo on się zdarzają. Przecież nie zawsze się wygrywa.
Co mogłoby być dla pani kolejnym polem eksploracji? Zarówno jako kobiety, jak i bizneswoman?
- To, co mnie czeka w przyszłości, będzie dla mnie kolejną niespodzianką. Kiedyś nie myślałam, że będę zajmować się branżą deweloperską, ale losy tak się potoczyły. Nigdy nie myślałam też, że będę prezesem klubu piłkarskiego, a jestem. Sama jestem ciekawa, co mnie jeszcze w życiu czeka i jakie wyzwania pojawią się na mojej drodze. Fajne jest to, że człowiek może się sprawdzać w różnych dziedzinach i branżach. Myślę, że jestem na tyle elastyczna, że w każdej branży sobie poradzę.
Jak pogodzić te wszystkie pani obowiązki? Jest pani matką trójki dzieci, żoną, prezesem, wiceprezesem, a do tego jeszcze właścicielką agencji modelek. Ma pani na to wszystko czas? Nie gubi się w obowiązkach?
- Dobra organizacja czasu jest podstawą. Oczywiście nie udałoby mi się, gdyby nie pomoc babci i niani, które zajmują się dziećmi, gdy ja pracuję. Choć mówi się, że kobiety odkładają szczęście rodzinne na rzecz robienia kariery, moim zdaniem można te dwie kwestie połączyć. Nie byłabym szczęśliwa, będąc wyłącznie matką, nie byłabym też szczęśliwa, będąc wyłącznie prezesem. Najwięcej radości daje satysfakcja zarówno na płaszczyźnie rodzinnej, jak i zawodowej. Najważniejsze, żeby spróbować to wszystko pogodzić. Później dzieci stają się motywacją, dzięki której chcemy coś dalej robić, np. prowadzić biznes. Ta samorealizacja na polu zawodowym i rodzinnym daje mi najwięcej.